sobota, 3 października 2015

Byłem w ósmym niebie!

Mam na głowie sporo obowiązków zawodowych i tym bardziej potrzebuję buforu dla przemęczonej psychy. Wstaję bardzo rano i "wypalam" do lasu. Wypalam ... zawsze jak użyję jakiegoś słowa zapożyczonego ze slangu pokolenia moich dzieci, czuję się jakoś lepiej. Młodziej i wydaje mi się, że mam kontakt z młodszym pokoleniem. Prawda jest jednak taka, że to tylko gra pozorów, a rzeczywisty kontakt mam wyłącznie z lasem. Podążam za jego logiką, czyli mój "abażurek skleja fakty" ;). W nim czuję się najlepiej.

Dzień zaczynał się krwiście.


Przed wyjściem do lasu zdarza mi się zrobić jajko sadzone ...

ale to zaproponowane przez napotkane śluzowce, jakoś niekoniecznie :)

Piątkowa wyprawa zaczęła się marnie.
Jedyne co szczególnie zwracało uwagę, to zamieszanie czynione przez sójki. O tej porze roku to oczywiste, przecież one wybierają się za morze!



Z niemal rozpaczy w takich sytuacja pochylam się nad ... grzybem! Determinacja sięga dna ...


Ale i tak bardziej podobają mi się takie egzemplarze:


Całe szczęście udało mi się podejść dzięcioła, który pracował na wysokości 2 metrów.
Z najwyższym trudem udało mi się go sfotografować. W młodej uprawie było bardzo ciemno. Kilkadziesiąt zdjęć do kosza!


Najchętniej dawał się utrwalić w ten sposób ...

Ryłem jak bóbr oglądając te zdjęcia :)))) Wygląda to tak, jakby próbował się zabić waląc głową w drzewo i ciągle mu nie wychodziło.

Moja wyprawa dobiegała końca. Wiara w spotkanie czegoś większego, wlokła się już kilka metrów za mną. Gdy jeszcze w ciemnościach wchodziłem do lasu, wszedłem prosto na dziki. Ciemne plamy warchlaków rozpierzchły się niczym pchły na przeglądanym psie, ale mamusia ostrzegła mnie wyraźnie z bliska. Wielkość jej plamy dała mi do myślenia. Poszedłem dalej, o zdjęciach i tak nie było mowy. Ona, w odległości kilkunastu metrów, szła równolegle do mnie na odcinku ponad stu metrów i warczała. Dziwne zachowanie. Chyba zwoływała młode.

Wracając, zbliżałem się do miejsca tego spotkania, wspomniałem je i w głębi duszy wyraziłem nadzieję, że być może one jeszcze tam się kręcą, może się uda.
W tym momencie usłyszałem szuranie. Suchy liściasty podszyt pozwolił mi usłyszeć ją wystarczająco wcześnie, by nie wejść jej na głowę. Była za krzewiną, nie więcej niż 4 metry ode mnie.
Ustawiłem aparat i czekam. Warto było.

Szła nie podejrzewając nawet mojej obecności... dopiero po komentarzu anonimowej czytelniczki, okazało się, że szedł! Na pierwszy rzut oka, uznałem go za loszkę. Jak się jednocześnie robi zdjęcia, nie ma czasu na dokładną analizę obiektu, a jak już uznałem, że loszka, przyznaję nie weryfikowałem tego później. Zdarza się :)

... spojrzał na mnie, ale nie odebrał mnie jako zagrożenia ...

... miał w planie dalej buchtować, gdy do jego przydługiej synapsy dotarło jakieś przemyślenie!

Zerwał się i jeszcze raz rzucił, tym razem już ostrzegawcze spojrzenie i coś jakby warknął ... to nie było klasyczne fuknięcie.
Obiegł mnie dookoła szukając wiatru i mimo wszystko odszedł. Byłem w ósmym niebie! Trzeba wierzyć do końca.

18 komentarzy:

  1. Piękne zdjęcia. Za chwilę udaję się do lasu -pobiegać :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. to świetny pomysł, pogoda dziś murowana! :) dziękuję za odwiedziny.

      Usuń
  2. Piękna historia. Tylko na zdjęciu widać młodego odyńczyka (wyraźny "pędzel"), w drugim roku życia, a nie loszkę. Pozdrawiam.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. nie, nie, to w 100% loszka, sierść rzeczywiście się tak ułożyła, że wygląda jak pędzel, ale na innych ujęciach widać wyraźne grzęzy, które również zwróciły moją uwagę w obserwacji na żywo. Loszka, loszka :) Ponieważ jest młoda i prowadziłą tylko dwójkę warchlaków, rozwinięte i mleczne ma tylko grzęzy wysokie, piersiowe, stąd tak to wyszło.

      Usuń
    2. a zresztą widać je wyraźnie i na tych zdjęciach :)

      Usuń
    3. Jednak się nie zgodzę. Te niby sutki (grzęzami nazywamy wymiona wyłącznie zwierzyny płowej), to nic innego tylko ciemna plama na ściółce. Wyraźnie to widać na drugim i trzecim zdjęciu od końca, gdy dzik się przesuwa plamka zostaje w tyle widać ją nawet na ostatnim zdjęciu (zwróć uwagę). Wcześniejsza, poranna obserwacja troszkę Cie zmyliła. Wtedy pewnie spotkałeś loszkę z młodymi i wracając tą sama drogą pomyślałeś że to ta sama, która Cię "ofukała" ( dzik fuka, rechta lub rechocze) nigdy nie warczy. Pozdrawiam jeszcze raz i przepraszam za to mędrkowanie :)

      Usuń
    4. przyjrzałem się dokładnie, rzeczywiście to plamy ze ściółki, a ten młodziak wyrośnie kiedyś na odyńca :)
      Dzięki za spostrzegawczość, przeoczyłbym samca, a tych mam zdecydowanie mniej w archiwum.

      Usuń
  3. Cztery metry! Pal sześć czy loszka, czy też nie. Było bardzo blisko. Gratuluję

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. no bardzo, tak blisko jak lubię najbardziej :) Czytam teraz jakieś opowieści myśliwskie z 50-tych lat. Gawędziarz mówi, że klepnął byka w tyłek ... jest jeszcze tyle do zrobienia ! :))))

      Usuń
    2. MYśliwi to chyba jak wędkarze - fantazjują. Nie powinieneś się Ludzie przywiązywać.

      Usuń
  4. Baśniowe niebo, jajecznica krasnali i dzięcioł na dopalaczach? A jeszcze cudnej urody grzybki? O szczecince nie wspomnę! Cud, miód i czekoladki! Dzięki Twoim wyprawom i ja łapię oddech po męczących dniach i nocach spędzonych w pracy. Wspaniałe i tyle, co tu dużo gadać :).
    Pozdrawiam, Kasia z Olsztyna.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. dzięcioł na dopalaczach - Kasiu, ile razy mogę myć ekran po twoich komentarzach :)))

      Usuń
    2. Jak najczęściej, to dla mnie nagroda :). Kasia z Olsztyna.

      Usuń
  5. Dięcioły i sójki sa ostatnio bardzo aktywne, a i dziki jakoś chyba sie opatrzyły myśliwym bo u mnie na łące jest sporo świeżych śladów, ale spotkania żadnego. Fajnie Ci się trafiło zwłaszcza, że tak blisko.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. no sójki to klasycznie robią zamieszanie, przecież one kiedyś polecą za to morze ;)

      Usuń
  6. Fajne te Twój dzik :) W ten weekend również miałem z nimi spotkanie. Zdjecia trochę kiepskie bo trawy i ciemno ale za to zaobserwowałem jak te dziki dziesięć metrów ode mnie po skończonym żerowaniu zaległy do spania.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. obserwacja, nawet ta, której nie daje się sfotografować, jest wartością nie do przecenienia. Widziałeś coś, czego nie znajdziesz w Wikipedii. I o to chodzi :) Zdjęcia, jak już kiedyś pisałem, i tak są tylko fragmentem obserwacji, skromnym fragmentem. Ja chodzę do lasu po obserwacje, zdjęcia są przy okazji. Pełnią ważną dla mnie rolę, dokumentują i utrzymują przy życiu to co przeżyłem, widziałem. Dlatego bardziej cenię je jako dokument. Są bliższe prawdy. Cieszę się, gdy wyjdą estetycznie, ale nie szukam piękna, nie poprawiam. W gruncie rzeczy, przyrody poprawić się nie da. Powstaje wówczas nasza interpretacja natury, a ta jest subiektywna, ograniczająca siłę poznawczą zdjęć. Ojej, rozgadałem się- przepraszam :)

      Usuń