piątek, 4 lipca 2014

a jednak!

Pamiętacie może to nieostre zdjęcie jelenia z porożem w scypule z posta p.t. "kolacja z jeleniami"?
Nie jestem jakoś szczególnie uparty, ale też niełatwo rezygnuję z celu. Postanowiłem, że podejdę tego jegomościa i jednak sfotografuję tak jak należy. Wczoraj po południu, co jest oczywiste, udałem się po raz n-ty w miejsce, w którym spotkałem się z wilkiem. Tak jak pisałem, wiem, że nic nie zdarza się dwa razy i naiwnością jest wierzyć, że spotkam Go po raz kolejny i to w tym samym miejscu. W tej jednak kwestii pozwolę sobie pozostać naiwnym i będę tam wracał jeszcze wielokrotnie. To miejsce, po tym wyjątkowym spotkaniu ma dla mnie inny wymiar, jakiś niepojęty magnetyzm - uwielbiam tam bywać, czuć energię wynikająca z przekonania, że tu są wilki.
Dodatkowo w pobliżu tego miejsca jest polana śródleśna, na której regularnie coś się dzieje.
Tym razem zauważyłem pasące się jelenie. Wśród nich dostrzegłem znanego mi młodziaka ze scypułem na głowie. Młodociane poroże na głowie młodocianego adepta sztuki bycia bykiem.
Podchód był niezwykle trudny, ponieważ ze względu na kierunek wiatru i ukształtowanie terenu, musiałem podchodzić skrajem polany, na granicy ściany lasu. Wiedziałem, że mogę zostać zauważony przez łanię, która zwykle nie jest w chmarze, a rezyduje daleko z boku. Coś jakby straż.
I tak było, na linii dzielącej mnie od stada, pasła się na skraju polany stara, doświadczona łania.
Nie miałem wyjścia, musiałem ją przepłoszyć, ale jednocześnie w taki sposób, żeby odeszła, a nie uciekła. Gwałtowna ucieczka zaalarmowałaby całe stado. Udało się ... uffff ... droga wolna, idę dalej.
W odległości ok. 30 metrów od najbliższej łani w chmarze, postanowiłem bliżej nie podchodzić. Ryzyko spłoszenia stada było zbyt wielkie. Usiadłem na pniu drzewa i w bezruchu fotografowałem to piękne zjawisko, jakim jest pasąca się ogromna chmara jeleni.
W drodze na opisaną polanę miałem też urocze spotkanie z dzikiem, który w bardzo wyrazisty sposób okazał swoje niezadowolenie z mojej obecności. Podszedłem go na polance. Zrozumiałem, że znacznie przekroczyłem odległość jego akceptacji. W groźnych pomrukach i charczeniach szczerzył zęby i syczał. Pozostawiłem dzika w przekonaniu, że wygrał tą potyczkę i wolno odszedłem. Oczywiście wcześniej uwieczniając to przemiłe spotkanie :)





 




 









18 komentarzy:

  1. Ha ha ha, już wiem! Kosewo! ;-)))))

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. ale, że w sensie, że to za Mrągowem? :)

      Usuń
    2. ...tak, to za Mrągowem! W sensie, że stacja PAN - ferma jeleniowatych ;-)))

      Usuń
    3. no nieeeee, to byłaby dla mnie hańba, opublikować jakiekolwiek zdjęcia z zamkniętego terenu!!! Absolutnie nieeeeeeeeeeeeeeeeee. To okolice Purdy.

      Usuń
    4. Mam nadzieję, że Pan się domyśla, że to był tylko żart. :-)

      Jestem absolutnie przekonana, że wszystkie zamieszczane zdjęcia pokazują nam dzikie zwierzęta. I niezmiennie podziwiam to cudowne współgranie z przyrodą!

      Usuń
    5. oczywiście, że wiem, że żart, ale wiem, że to co napisane to święte, więc wolę to jednoznacznie wyjaśnić, bo osobiście znam wielu znanych, którzy fotografowali jelenie i wilki np. w Kadzidłowie, a to się w mojej filozofii nie mieści:)

      Usuń
  2. Serdecznie zazdroszczę spotkania. Nie przypuszczałam, że stado jeleni ma zachowania zupełnie podobne do stada koni. U koni także najważniejsza jest klacz, pasąca się trochę z boku i mająca całe stado na oku i koń kiedy jest zły, kładzie uszy po sobie. I jeszce pytanie jak blisko podszedłeś tego dzika? Czy jest jakaś granica której nie powinnam przekroczyć.

    OdpowiedzUsuń
  3. Co do zachowania stadnego, to zdecydowanie jest tak jak piszesz. U jeleni ta łania nazywa się "licówka"
    To najbardziej doświadczona samica, która decyduje o wszystkim. Osobniki chmary obserwują ją i idą tam gdzie ona idzie. U saren to "przodownica", u dzików locha prowadząca itd. itd.
    Co do odległości w przypadku dzików, to bardzo osobnicza sprawa, tak jak u ludzi. Zdarza mi się podejść do loch z młodymi na 6 metrów, ale bardzo uważnie obserwuję ich reakcję. Zwierzęta niemal nigdy nie atakują bez ostrzeżenia. Kilka razy locha markowała atak. Ruszała dynamicznie w moją stronę, po czym zatrzymywała się 4-5 metrów przede mną i sycząc i warcząc odchodziła najeżona jak szczota. :) W przypadku podchodzenia dzików, ważniejsze niż obserwowanie tej/tego do którego się podchodzi, jest uważanie, by locha prowadząca nie zaatakowała z boku, bo ma taki zwyczaj. Uspokajam jednak, mówimy o incydentalnych przypadkach. Dzika zwierzyna ma przede wszystkim zakodowany instynkt ucieczki. Atak jest objawem bezradności wynikającym z braku innego wyboru. Inną sprawą jest cichy podchód w ramach którego budzimy śpiąca lochę. Słaby motyw - zaskoczona może zaatakować. Żeby nie było na mnie, nie zachęcam do bliskich podejść do loch i dzików w czasie huczki. Robię to na własną odpowiedzialność i własne ryzyko. Mam nadzieję, że rachunek za to nigdy nie nadejdzie :) Najważniejsza rzecz jaką mogę poradzić przy bliskim podchodzie do nazwijmy to zwierząt, które mogą zaatakować, to gdy już się na to decydujemy, nie wolno tego robić ze strachem. Uważam, że to podstawowa sprawa. Zwierzęta wyczuwają strach i to niestety wyzwala w nich agresję. O rany, ale się rozpisałem :)))

    OdpowiedzUsuń
  4. Świetny wykład, dziękuję. Nie mam zupełnie doświadczenia w podchodzeniu. Wszystkie moje spotkania z dzikami były przypadkowe i, poza jednym, z odległości 50 - 150 metrów. Ostatnio nawet miałam ochotę podejść ale gdy zobaczyłam że jest pięć bardzo dużych i kilkanaście malutkich paskowanych to zrezygnowałam. Ktoś mi wklepał w podświadomość, że to niebezpieczne i mimo szalonej ochoty budzi się strach i sama wiem, że z dygotem w łydkach nie ma co kombinować bo zwierzęta to czują.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. ze strachem lepiej jednak nie podchodzić, ale trzymam kciuki:)

      Usuń
  5. Można pomyśleć przez sekundę, że to jelenie z Kosewa :) Ze względu na liczbę. Naprawdę ciężko, jeśli nie jest się bacznym obserwatorem lasu, ujrzeć takie stado w "naturze". Ale ja chodzę tylko po lesie kortowskim, więc nie ma się czym chwalić :) Piękne są te Pańskie leśne wędrówki Panie Krzysztofie. Mojej ulubionej DROGI jednak nie znalazłam :) Poczekam.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. nie ma złego lasu, w kortowskim również miewałem i miewam wiele ciekawych obserwacji i nie mówię o ekscesach studentów czy studentek :) Jest wiele ciekawych gatunków ptaków, sarny, dziki, borsuk, wiewiórki, kuny. Bliskość jeziora sprawia, że dochodzi wiele gatunków z serii "kwa" itd. :) W samym lesie są kowaliki, pełzacze, kwiczoły, sikory, trznadle i wiele, wiele innych.
      Serdecznie dziękuję za świetny komentarz! :) Pozdrawiam.

      Usuń
  6. cudze chwalicie swego nie znacie...a tak blisko mieszkam, ze w Purdzie/okolicy... znaczy sie...zdecydowanie an eye opener dla mnie i wspanialy kontrast z ludzka, cywilizowana, rzeczywistoscia
    tej malej zagubionej, szarej i nikomu nie potrzebnej wioski zdominowanej przez homo zuli przplukujacych rury:) w centrum tak wspanialych lasow i zwierzakow....dzieki napawa nadzieja
    Greg

    OdpowiedzUsuń
  7. imponujące masz umiejętności i wyczucie lasu

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Maciejka - dzięki! :) każdy coś ma, ja to, Ty coś innego, wiesz ... ;)))

      Usuń
  8. Miałem dokładnie takie samo skojarzenie, jak Pani Anonimowa. Też pomyślałem o Kosewie Górnym vel Baranowie. Potem jednak dotarło do mnie, że Stacja leży poza Puszczą Napiwodzko-Ramucką, a Ty poza jej granice przecież nie wychodzisz! Tak swoją drogą, ciekawe dlaczego?

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. to ze strachu - boję się lasów, a Puszczę już znam :)))

      Usuń