Dzień zaczął się bez głębszej filozofii i rozważań. Ot taka zwykła niedziela. Tu koziołek, tam koziołek.
Ten pierwszy, rozczulił mnie, ponieważ ciekawość wzięła u niego górę nad strachem. Jego bezkompromisowe spojrzenie kazało mi się zastanowić nad sobą ... jak ja muszę wyglądać, skoro zwierzę zanim ucieknie zastanawia się co to za troll się zbliża! A niech to.
Czas popracować nad wyglądem. Decyzja zapadła ale oczywiście żadnych gwarancji nie będzie i reklamacji nie uwzględnia się. :)
No co Wam powiem, niezmiernie rzadko ta piękna ale niezwykle płochliwa istota pozwala się oglądać z takiego bliska.
Gdy troszkę się przemieścił, udało się nawet zmieścić go w kadrze, bo za pierwszym razem nie było to możliwe.
Taka wczesnoporanna scenka warmińska.
To srebrna wersja zrobiona specjalnie dla Ewy, która pod postem http://krzysiekmikunda.blogspot.com/2017/03/8-marca-w-zocie.html
napisała, że woli srebro niż złoto. Obiecałem Jej te same łabędzie w wersji srebrnej - proszszsz :)
p.s.
Ewa dwa razy tam zajeżdżałem, żeby to zrobić! No :)
W końcu dotarłem do lasu.
A tu jak zwykle znacznie ciemniej niż na "ałtsajdzie".
Ale zaczęło się od wysokiego "C". Ledwo wszedłem do lasu, a tu takie rzeczy:
Ponieważ tego byczka spotkałem z zaskoczenia, jeszcze nie wiedziałem co się szykuje. Na jego widok lekko zesztywniałem lecz nie umiałem tego jeszcze zinterpretować. Poszedłem dalej.
Kiedy jednak w sporej odległości, gdzieś w prześwicie między drzewami zauważyłem kolejne jelenie, nogi stanęły jak wryte! Co jest?!?
I wiecie co?
No właśnie ...
U sportowców na pewnym poziomie roztrenowania jest takie zjawisko, które nazywa się pamięcią mięśniową. To taka cecha rodząca się w sferze podprogowo-mięśniowej, która pozwala wykonać coś mięśniom, bez angażowania mózgu.
Absolutnie nie chodzi o to, że organizm sportowca jest skazany na ten mechanizm z tytułu dominacji mięśni nad mózgiem, nie, nie nie, nie to chciałem powiedzieć!
Mięśnie uczą się po prostu, że podczas działania określonego bodźca, one, te mięśnie, robią to i to, czyli to co powiedzmy "zapamiętały".
Każdy, kto przeczytał poprzednią/wczorajszą opowieść zrozumie to co teraz opiszę ...
Moje mięśnie też coś zapamiętały!
Na widok odległych jeleni ... no właśnie ... odmówiły współpracy! Przerażone niedawnym doświadczeniem przestraszyły się, że widok odległych jeleni oznacza ponowne biegnięcie!
To ci pamięć mięśniowa! U mnie klasycznie wszystko musi być odwrotnie!
Chyba nie tak miało być.
Stanąłem w obliczu poważnego konfliktu wewnętrznego, który dla potrzeb sytuacji zatytułowałem: "Kto rządzi ciałem Mikundy - mięśnie czy może jednak mózg?!?"
Tkwiłem jak świeca w torcie, patrzyłem na pasące się jelenie, a w tym czasie nogi prowadziły coś na kształt awantury z mózgiem. Ta (teoretycznie) pofałdowana struktura wysyłała prawdopodobnie polecenia do kończyn dolnych z poleceniem ich naprzemiennego przestawiania, te w tym czasie postanowiły robić za ... korzenie!
Miałem wrażenie, że moje palce opuściły buty i w szybkim tempie wrastają w zimną, przedwiosenną glebę stabilizując mnie jak w betonowych bucikach.
Nie pozostało mi nic innego, więc zaangażowałem się w kłótnię by rozstrzygnąć spór. Szukając klasycznego win-win obiecałem nogom, że pójdą, ale wolno. Nie będzie żadnego biegania w stylu rączy zając z workiem betonu na grzbiecie. Idziemy kochane kończyny, wolniutko ale. Dojdziemy to OK, nie dojdziemy to wprawdzie nie OK, ale pretensji nie będzie!
Palce wróciły na swoje miejsce i ... ufff - pierwszy krok za nami. Mówię za nami, bo przed chwilą zrozumiałem, że nie jestem monolitem, a organizmem złożonym ze stada autonomicznych decyzyjnie części.
Najważniejsze zatem, że my wszyscy o nazwie Mikunda szliśmy w stronę jeleni. W jedną stronę, co chyba ucieszyło mnie jeszcze bardziej. Grzecznie, powolutku jak ameba w stronę światła, jak euglena pod mikroskopem od krawędzi do krawędzi szkiełka szliśmy do celu.
Na skraju starego lasu, nad brzegiem mokradełka, pasły się łanie i ich podrośnięte pociechy.
No i przy pomocy młodego, wszystkie strony "obstawione" :)
Był wśród niech młodziutki szpicak.
Drugi, znacznie poważniej rozwinięty, przyglądał mi się z drugiej strony bagna.
Gdy dumnie kroczył przez las, wydawał się znacznie większy i starszy niż był. Zapewniam jednak, że to nie szydlarz, a szpicak, czyli młodzieniaszek. Ale przyszłościowy!
Spotkałem dziś jeszcze tyle byków, że musiałem te atrakcje podzielić na dwie opowieści, więc do zobaczenia wkrótce ;)
Moje mięśnie łączą się z twoimi w bólu - ja też dziś prowadziłam dość długą dyskusję z moimi nogami, że tak, idziemy na rower, choć po wczorajszym dniu również zapisały sobie w mitochondriach złe skojarzenia :) Koziołek cudo, uwielbiam te zamszowe poroża ;)
OdpowiedzUsuńMusisz być czujna, jak już raz zapisały w mitochondriach, będą to powtarzać! To cwane bestie. Zapiszą gdzie się da, w ścianie komórkowej, reticulum czy jeszcze gdzieś ale jak zapiszą w jądrze to ... umarł w butach! :)
UsuńChoć ubawiona setnie Państwa rozważaniami sprostowanie dodam z zawodowej upierdliwosci Komórki zwierzęce nie mają ściany komórkowej bo to twór roslinno- grzybowo - bakteryjny jest
Usuńno i się przypięła upierdusek jeden! :)))) ale w rzeczy samej, choć ja to się chyba składam z samych euglen. Skoro tkanka to zbiór komórek pełniących te same funkcje, to ja jestem jednotkankowcem! Tak jak euglena czy co tam podążam głównie do światła i do żarcia więcej procesów nie kojarzę :)))
UsuńTy wiesz ile masz tkanek by udawało Ci się z sukcesem opróżniac lodówkę?
UsuńWiem - dwie! Jedna szuka lodówki, druga opróżnia ;)
UsuńCieszę się, że trafiłam na ten blog. Zdjęcia oddają atmosferę chwili, dnia, pory roku. No i ten szacunek dla każdego żyjątka! Dobrze się czyta i ogląda :-)
OdpowiedzUsuńWitaj Halinko :) Abyś w pełni mogła odebrać tą akurat opowieść, zachęcam do przeczytania poprzedniej :)
UsuńCiszę się, że jesteś wśród Gości tego miejsca. Może od razu Ci powiem, że ten blog od początku istnienia jest zawsze na bieżąco z porami roku itd. To swoisty rodzaj reportażu z zastanych sytuacji.
Uśmiałam się dzisiaj ale i zachwyciłam zdjęciami. Tak bywa po nadmiernym wysiłku :-).
OdpowiedzUsuńNie raz tego doświadczyłam. Twój blog czytam zawsze z zaciekawieniem i wielką przyjemnością.
Bardzo mnie to cieszy, naprawdę bardzo :) Dziękuję :)
Usuńwróciłem do OLS, ale nie mogę jeszcze poczytać Twojego bloga, więc piszę, że ...poczytam pózniej:)
OdpowiedzUsuńMW
stary, jak nie przeczytasz to nawet mi tu nie pisz! ;)
UsuńKoziołek zadziora, ma podarte ucho. I można bez czatowni? Można i to jak. Z tą pamięcią mięśniową, to tak jakby obcy siedział w człowieku i to nie jest fajne i więcej proszę mi o takich rzeczach, że palce ci wrastają w ziemię, nie pisać bo to jest okropne :))))
OdpowiedzUsuńha ha haa chyba rzeczywiście nieco mnie poniosło :) widać od razu, że się nudziłem, tzn. że czas miałem :)))
UsuńUmarłam z uciechy wyobraźnia robiła w nadgodzinach wizualizujac części Mikundy w procesie dochodzenia do zgody. Zdjęcia w tym poście zdecydowanie na deser po głównym dniu literackim Zmartwilam się jedynie zapowiedzią kolejnego posta Liczyłam na żurki w intymnych scenach a tu nie To kiedy???
OdpowiedzUsuńo cholerka, rzeczywiście, one nie powinny tak długo kopulować czekając na publikację, bo samiec padnie na niedotlenienie mózgu! OK, robię przekładkę - teraz żurki :)))
UsuńO widzisz i to jest mądra decyzja. Dziękuję w imieniu żurka
UsuńHo ho! Ja bardzo dziękuję za sreberka! :-)
OdpowiedzUsuńNaprawdę pojechałem tam wyłącznie po to zdjęcie z myślą o danej Tobie obietnicy:)
UsuńOprócz tych pięknych jeleni fajnie byłoby zobaczyć tego " rączego zająca z workiem betonu na plecach " :))
OdpowiedzUsuńMarcin liczę na Ciebie, że gdzieś sie zaczaisz i będzie fota Krzyśka w akcji :)))
On i tak na mnie poluje :) Pewnie kiedyś Mu się uda. Nauczy się trochę podchodu, to może się nie zorientuję :)))
UsuńKoziołka mógłbyś spokojnie sprzedać do jakiegoś filmu animowanego dla dzieci - idealny :-) Jak zwykle bardzo fajna i wesoła opowieść, ze świetnym lasem w tle!
OdpowiedzUsuńTaaak, totalna ślicznota, to fakt. A tak wyszło bo te dwa dni rzeczywiście były komiczne ;)
Usuńale się ubawiłam :) genialnie opisany proces myślowo-przyczynowo-skutkowy trwający chyba.... sekundy??? rewelacyjne fotki ;)
OdpowiedzUsuńHaniu, jak wiesz w lesie wszystkie procesy trwają sekundy, nawet te myślowo-przyczynowo-skutkowe ;)
Usuń