Las tropikalny na Warmii, a konkretniej deszczowy las tropikalny.
Tak przywitała mnie sobota.
Oczywiście prognozy IMiGW obiecywały, że deszcz przestanie padać o 5.00.
Nie wiem, być może IMiGW to jakaś polityczna agenda prowadzona przez wytrawnych polityków, bo z obietnic wywiązują się w identyczny sposób - lało non-stop jak z cebra!
Lata mijają, a ja, jak społeczeństwo, wciąż naiwnie łykam te prognozy jak bocian rosówkę.
Nie wziąłem ubrań p-deszcz.
Po dwóch godzinach wyglądałem jakbym wyszedł z jeziora, tak się czułem i zapewniam, że nie było już żadnej suchej nitki, o którą mogłem oprzeć pozytywne myślenie, np. takie, że nie przemokłem ostatecznie jak przysłowiowa kura.
A przede mną jeszcze trzy godziny łażenia!
Na szczęście było dość ciepło, choć gdy mokrość dobrała się do pleców, spływając ochoczo w stronę krzyża, przestało być zabawnie. Czułem się jak ściera podłogowa, która opanowała łażenie z aparatem po lesie.
Pierwsze spotkanie - łania.
Postanowiłem się zakraść. Coś tam kombinowała z czujnością, ale po chwili powróciła do konsumpcji.
Niestety nie zauważyłem, że nie była sama. Szpicak czujnie przebiegł obok niej, by ją ostrzec.
To bardzo ciekawa obserwacja, bo aby to zrobić, musiał zbliżyć się do mnie!
Niewiarygodna lojalność, za cenę pokonania strachu! To będzie byk co się zowie.
Przepiękna prezencja, godna najlepszego wierzchowca na konkursie ujeżdżenia :)
Matka tuż za synem!
Nad głową kobuzy rozpętały istne szaleństwo. Krzyczały w charakterystyczny sposób i popisywały się powietrznymi ewolucjami. Dobiegł mnie charakterystyczny odgłos bielika.
Niestety było szaro i deszczowo więc uchwycenie detali okazało się niemożliwe.
Mogę jedynie pokazać piękna sokolą sylwetkę z otwartym w krzyku dziobem.
Tu siedzący na konarze samotnej sosny. Niestety do takiej fotografii brakuje mi milimetrów ogniskowej, oj brakuje.
W unikalnej części lasu, w której w 2014 roku spotkałem się z wilkiem oko w oko, tym razem spotkałem tę damę.
Prawdopodobnie bym jej nie pokazał, gdyby nie fakt, że zdjęcie uwiecznia ją ogryzającą suchy liść paproci!
Tyle świeżego żarcia dookoła, a ona ... suche paprocie!
Prawdopodobnie gromadziła niezbędny w procesie trawienia błonnik.
Gdy robiłem jej zdjęcia, z lewej strony podeszła do mnie locha. Dzieliły nas dwa metry i ... druciak ogrodzenia uprawy. Roślinność była tak gęsta, że ujrzałem jedynie szczyt jej grzbietu. O zdjęciu nie było mowy. Pofukaliśmy na siebie i ta krótka znajomość wystarczyła obu stronom :)
Miałem już szczerze dość deszczu, chlupotania w butach, zimnych pleców i klejących się ubrań.
To marne zdjęcie zrobione telefonem może choć w części odda stan moich ubrań. Niewiele na nim widać, ale to że są mokre do cna, widać świetnie :)))
... no mistrzem selfie to ja nie jestem! ;)
Gdy nieco zmaltretowany lazłem, bo o iściu już nie było mowy, oczom mym ukazał się młody byczek krosujący ciemne przejście.
Schwytałem go w ostatniej chwili, ale za moment przeszedł kolejny ....
i kolejny!
Nooo, humorek się Krzysiowi podreperował, że hej! :)
Te trzy zdjęcia powyżej - tam była prawie noc, więc są "ratowane" w Gimpie. Wyszło jak wyszło ale zwierzaczki widać :)
Kawał dalej, gdy wzrokiem omiotłem mijaną porębę, dostrzegłem kolejny bonus!
Trzy byki szły w moją stronę!
Gdy dostrzegłem czwartego, którego poroże widać ukryte w ścianie lasu, serce mi zamarło!
Musiałem przedsięwziąć jakieś starania, bo w tej sytuacji kierunek wiatru zaprzepaściłby wszystko.
Normalnie w mojej sytuacji, nie było takiej kwoty, za którą wracałbym tam, skąd przyszedłem. Chciałem już tylko zdjąć z siebie te mokradła i wypić kawę!
Ale TE byki, TE byki i owszem, zawróciły mnie!
Możliwości zrobienia zdjęć miałem niewiele. Trudne podejście. Musiałem iść jagodzinami, a tam zawsze jest ryzyko złamania ukrytej gałązki.
Gdzieś między świerkowymi gałęziami, uchwyciłem pierwszego byka.
Dała się zauważyć ociekająca krwią świeża rana. To prawdopodobnie skłucie podczas rogowania.
Rykowisko, rykowiskiem, ale byki siłują się już znacznie wcześniej.
Po chwili dorwałem go jeszcze raz. Odrobinę za późno znalazłem się w tym miejscu, odrobinę.
Towarzyszący mu młodzian, miał poroże ukryte jeszcze w scypule ale widać na opieraku prawej tyki krwisty strzęp zdartego scypułu. Za kilka dni po scypule nie będzie śladu.
Bardzo chciałem je jeszcze raz spotkać.
Założyłem najbardziej prawdopodobną ich trasę i po zrobieniu kilometra ...
No niestety, tu też znalazłem się krztynkę zbyt późno!
Ich pośpiech oznaczał tylko jedno - rozszyfrowały mnie!
To był moment, w którym wiatr z północnego odwinął na totalnie południowy. Trudny moment dla podchodzącego.
No nic, pozostanę z lekkim niedosytem i z tym większą przyjemnością wybiorę się do lasu następnym razem :)
Piękna kronika.
OdpowiedzUsuńserdeczności Piotrze :)
UsuńJakoś dziwnym trafem prognozy nie sprawdzają się zawsze wtedy, kiedy najbardziej nam zależy na informacji o pogodzie :). Mimo wszystko... Dla takich spotkań i ja mogłabym przemoknąć do suchej nitki.
OdpowiedzUsuńPS. Jak te kobuzy zobaczyłam, to aż coś z zazdrości zakłuło ;). Czemu u mnie ich nie ma?
tą parę lęgową obserwuję w tym miejscu drugi rok. Widać im tu dobrze :)
UsuńTrochę, a nawet więcej niż trochę, pośmiałam się na początku relacji. Poczułam też wodę spływającą mi po krzyżu. Selfie całkiem niezłe :-). Byczki i byki bardzo interesujące. Nie rozumiem co te chłopy mają w sobie, że stale muszą walczyć. O ważne sprawy i o byle co. Byle sobie dowalać :-). U Was leje a u nas posucha. Wielkopolska stepowieje :-(.
OdpowiedzUsuńchopy som gupie :)
UsuńBaaardzo fajna opowieść! Jak zwykle zresztą :)
OdpowiedzUsuńDarku, bardzo dziękuję za taką opinię. To dla mnie ważne i motywujące. Napisałem już niemal 900 opowieści i muszę czymś "podlewać" tą pasję :)
UsuńPrzemoknięty do suchej nitki ale zwierzaki wydają się być suche? ;) Piękne obserwacje :) Dumam nad zachowaniem syna... proszę bardzo, jakie ,,ludzie" ... chciało by się rzec...
OdpowiedzUsuńpozdrawiam :)
Nie, one są mokre, to widać po grzywach i po sposobie odbijania światła. Suchy jeleń jest matowy. Sierść mają twardą, ona po zmoknięciu nie układa się jakoś inaczej. Tylko na początku deszczu widać różnicę między już mokrym grzbietem, a jeszcze suchymi bokami. Potem już nie.
UsuńOczu oderwać nie można, i od treści i od obrazu... :))
OdpowiedzUsuńMamo Maminka, dam się usynowić za takie opinie ;) Dziękuję i pozdrawiam serdecznie. Tamten wiersz był mój :)
UsuńKrzysztof ... a jak ty chroniłeś swój (że się tak wyrażę) sprzęt podczas takiej ulewy?
OdpowiedzUsuńNie muszę, OLEK jest całkowicie wodoodporny. To jest test mojego modelu, polecam obejrzenie :) - https://www.youtube.com/watch?v=N9Omqui0SoI
UsuńObejrzałem i ... jestem pod wrażeniem!! Przydałby mi się taki jak byłem z zoną na kajaku ... zero peny o zmoczenie :-)
Usuńkawał porządnego sprzęcicha!
Usuń