niedziela, 12 maja 2019

dziki, jelenie i fragment kuny!

Rano w Wymoju miałem spotkanie z mieszkańcami, z którymi podzieliłem się wiedzą na temat zwierząt okalających Wymój lasów.
Chciałem mieć dla Nich dobrą formę, więc nie poszedłem rano do lasu. Wieczorem okazało się, że co ma się wydarzyć, wydarzy się i moja decyzja nie poszła na marne. Po spotkaniu, czas do popołudnia upłynął mi na rodzinnej sielance na działkach poza miastem. O siedemnastej mój mózg, jeżeli w ogóle posiadam taki organ, ostatecznie nigdy go nie widziałem i może tylko przechwalam się bezpodstawnie, odmówił współpracy w innym zakresie niż zawleczenie mnie do lasu. Przystałem bez negocjacji. Jeżeli mój mózg chce do lasu, to ja go tam zawsze dostarczam.

Na cel wyprawy wybrałem obszar leśny, do którego dawno nie zaglądałem. To typowo rykowiskowa miejscówka ale uznałem, że ten wieczór spędzę właśnie tam.

 Nie zdążyłem odejść od samochodu dalej niż na 200 metrów, a ze sporej wprawdzie odległości ale jednak spotkałem rozbrykane w zabawie stado kawalerskie. Co było zaskakujące w zabawie młodziaków, aktywnie brał udział mocny byk. Nawet z tej odległości dało się zauważyć, że to co buduje na głowie, już pod koniec sierpnia będzie robiło wrażenie.

I to ten, wyraźnie większy od młodzieży osobnik, poprowadził stado w stronę zagajnika.
Od tego momentu wiadomo było w którą pójdę stronę. Podjąłem decyzję o podejściu kawalerów. Znam doskonale teren, więc wydawało mi się, że wiem jak się do nich dobrać.

Dotarłem do znanej mi przesieki i tu postanowiłem czekać na przejście byków, ponieważ tak sobie wyobraziłem efekt mojej taktyki.
Usiadłem wygodnie na plecaku-krzesełku.
Jakież było moje zaskoczenie, gdy dróżkę przekroczyła kuna!

To było oczywiste, że nie zdążę jej sfotografować, więc na pamiątkę spotkania został mi taki oto fragment kuny.
Nie czekałem tu na kunę ale uznałem to za dobry prognostyk.

Podszedłem kilkadziesiąt metrów i do moich uszu dotarły dźwięki większej zwierzyny przemieszczającej się w gęstwinie chaszczy.
Ponownie zasiadłem.
Za chwilę okazało się, że lepszej decyzji podjąć nie mogłem.
W świetle dróżki pojawiła się locha.

 Już miałem pełną satysfakcję, a to dopiero początek obserwacyjnej przygody. Przyglądała mi się uważnie.


 Nie wiem jak to było możliwe ale z jej obserwacji nie wynikły żadne wnioski.

Mało tego, po sekundzie okazało się, że nie była sama.
 Z krzaków wysypała się czereda pasiaków.


 Powtórna analiza mojej obecności :)


 Spokojne odejście. Skoro poszła przodem zostawiając młode na przejściu, to była spokojna o ich bezpieczeństwo.


Piszpunty kompletnie nie zdawały sobie sprawy, że właśnie je utrwalam dla potomnych.

Byłem pewny, że to końcowa scena, a z krzkaczorów wyszła kolejna mamuśka.

 Ta sprawiał wrażenie bardziej rozgarniętej. Sądziłem, że wyraziściej zareaguje na moją obecność.
Tym bardziej, że również prowadziła młode.

Na ocenę sytuacji poświęciła znacznie więcej czasu niż poprzedniczka.


Mimo to, odchodziła równie spokojnie i dokładnie jak koleżanka, w ścianę chaszczy weszła pierwsza.

Przyszła pora na kolejną decyzję, bo już było wiadomo, że oczekiwane jelenie zmieniły zamiar pokazania się w tym przejściu.
Do śródleśnej polany dotarłem ze sporymi nadziejami na kolejne obserwacje.
Poza mrówkami które przemieszczały się po pniu drzewa, przy którym siedziałem, nie wydarzyło się nic.
 Zrobiłem jedynie tą pamiątkową kompozycję.

Wracałem do samochodu. Zapadał wieczór. Jeszcze nie było szaro ale słońce zniknęło za ścianą lasu.
Nie ukrywam, że nie liczyłem już na zbyt wiele.
Jednak do dwuletniej poręby podchodziłem ze szczególną ostrożnością.
Kiedyś zrobiłem tu kapitalną sesję z sarną.

Tym razem zastałem tu stado byków, za którymi wyglądałem przez cały wieczór!
Czyż to nie dowód na przewrotność scenariuszy jakie potrafi napisać przyroda?

Piękny byk, bardzo długie oczniaki dają do myślenia. To będzie tegoroczna chluba tego lasu.


 Mogłem się wyżyć. Światła było już mało ale wystarczyło by zrobić te zdjęcia.


Tercet wprawdzie nie egzotyczny ale na swój sposób piękny.

Jeszcze długo i bez strachu ale z czujnością przyglądały mi się ze ściany lasu.

Wspaniały wieczór, satysfakcjonujące mnie zdjęcia, cudowna przygoda. Długo nie zapomnę tych chwil.

9 komentarzy:

  1. W Wymoju zyskałeś nowych wielbicieli (i wielbicielki). Oglądając te fotki zastanawiam się JAK TY TO ROBISZ ?
    Kocham las, to moje ulubione środowisko . Jeszcze bardziej kocham zwierzęta i myślę, ze one też mnie lubią. Ale oprócz saren, łań biegnących do wodopoju, żabek, żuków i pająków nie spotykam takich okazów. Powtórzę, jesteś czarodziejem :) Sofi

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. dziękuję Ci Sofi :) Niczego specjalnego nie robię, znam las to tylko tyle ale po takim czasie spędzonym w terenie i najgłupsza małpa by się nauczyła lasu ;)

      Usuń
  2. Ale żeśmy się wczoraj zsynchronizowali. Miałem niemal identyczne spotkania, nie licząc loch z warchlakami. :)
    Musi Pan też kiedyś odwiedzić moje strony ;)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. nie licząc loch z warchlakami powiadasz ... ale to spotkanie jest fundamentalne dla moich wczorajszych obserwacji :)))

      Usuń
    2. No dobra, dobra, wiem, ale cóż poradzić? Mi niestety pasiaczkami nie podarzyło ale i tak zaWarmiło mi bielikami :)

      Usuń
  3. Pasiaki rozkoszne i ten rosochaty byk zapowiadający wrześniowe emocje. Piękna wyprawa:)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. tak, piękna, udało się być w odpowiednim miejscu o odpowiedniej porze.

      Usuń
  4. Zdjęcie nr 12 - lochy z pasiakami wręcz rozczula:) Krzysiek, ja to oczywiście z jakimś pytaniem :)
    W zasadzie czemu nie nocujesz w lesie tylko wstajesz nad ranem by przed świtem być w lesie?

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Mariusz, chyba głównie z tego powodu, że w nocy trudno jest fotografować :) W porze rykowiska jednak pozostaję w lesie do pierwszej, czasami drugiej nad ranem :)

      Usuń