środa, 4 września 2019

Początek rykowiska, niefortunny.

Zapada zmrok. Las wypełnia się ta tajemnicza emocją, która jest niezwykle uzależniająca.
Jakiś atawistyczny lęk, coś co szepce z tyłu głowy, że powinienem być w domu, jednocześnie mnie z niego wyrywa.
Ta odwieczna, subtelna walka między schowanymi głęboko w genach atawistycznymi lękami, a chęcią ich przełamywania jest silnym narkotykiem.
To jak horror oglądany przez szparki miedzy palcami skrywającymi twarz. Nie ma w tym racjonalnego wytłumaczenia.
Bezwzględnie jednak wygrywa nagroda. Las wieczorem darzy. Od lat zwierzyna płoszona za dnia, wieczorem zaczyna po prostu żyć. Wychodzi na żerowiska, przystępuje do godowych rytuałów.
Pierwszy ryk usłyszałem około 19.00
To był byk stadny i był w moim zasięgu. Uznałem jednak, ze próba podchodzenia byka o 19.00 nie ma sensu.
Za 30 minut ilość światła w lesie nie pozwoli na sprawdzenie ilości palców dłoni, a co dopiero na zdjęcie. Do tego musiałbym przejść przez asfalt, a tego już nie kalkulowałem. Kontakt z wytworem ludzkim gdy jestem w lesie, jest czymś najbardziej niepożądanym.  A i tak byłem w miejscu, z którego słychać ruch na drodze, co jest poważnym i wystarczającym kompromisem.

Gdy wszedłem do lasu, a był to stary las liściasty, poczułem się tak, jakby ktoś wyłączył światło.
Widziałem byka, który zaległ w babrzysku.  Nijak nie mogłem się do niego dobrać. Odpuściłem, bo przecież jutro też jest dzień.

W dolinie utworzonej między morenami, których na Warmii nie brakuje, zauważyłem trzy plamy żerujących łań. Po chwili okazało się, że to dwie łanie i cielak.

Cielak, jak to cielak, długo nie wiedział o mojej obecności.
Za to łanie i owszem.
 Natychmiast trafiłem na ich system namierzania :)

Obie wzięły mnie na celownik. Ratował mnie absolutny bezruch.


Chwile później przy 1/20 sekundy starałem się bez większego powodzenia uwiecznić samotnego dziczka.


Młody ale jednak samiec. To zawsze większa rodocha niż ... locha ;)
 Był tak zajęty szperaniem w runie, że miał mnie gdzieś.

W końcu dotarłem do zaplanowanej polanki.

 Na chwilę przed zapadnięciem ciemności pokazał się ten nieszczęśnik, który już na początku rykowiska stracił tykę.


 Próbowałem go podejść, ale okazał się tak czujny, że zamroził mnie w dużej odległości od siebie.
Nijak nie mogłem się ruszyć z miejsca.

Trudno, tych kilka odległych zdjęć musi nam tym razem wystarczyć :)


7 komentarzy:

  1. Cielak w chabaziach przeuroczy:) U mnie nie ryczą i nawet kawałka jeleniego ucha nie widać, nie wiem co jest.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. nie możesz mieć jednocześnie wygrzewającej się na polu od domem gromady wilków i jednocześnie jeleni, no bez przesady! ;)

      Usuń
    2. Wilków też nie ma, a jelenie były całe lato, to mój najlepszy jeleni rok. Niestety zrujnowałam sobie system operacyjny i dwa miesiące jeleni, łosi, bocianów najprawdopodobniej poszły... Takiej jeleniej ciszy nie było chyba nigdy jak długo tu mieszkam.

      Usuń
  2. Młody dzik...juz uczy sie samotnosci , jak to dzicze samce.

    OdpowiedzUsuń
  3. Nigdy nie byłam na Rykowisku. Bardzo mi się podoba ta relacja. Pozdrawiam Autora

    OdpowiedzUsuń