poniedziałek, 7 kwietnia 2014

dziedzictwo miłości ...

Jedynie taki tytuł wydaje mi się odpowiedni dla posta dotyczącego leśnej eskapady jaką zorganizowaliśmy wraz z synem. Paweł jest człowiekiem wielkich pasji, emocji i uczuciowości (ciekawe po kim?). Orbituje w zasadzie w innych rejestrach niż ja, bo w muzyce. Całe szczęście, bo nie zniósłbym wiernej kopii. Młodzi powinni sami odkrywać swoje własne kontynenty. Dla jasności dodam, że nie wyobrażam sobie życia bez muzyki. Tyle na konto gry wstępnej, a teraz "ad rem". To ważne, że mój syn, chociaż na ten dzień, zrezygnował dla mnie ze swojego umiłowania do wielkich miast i wybrał się do świata, którego aż tak dobrze nie zna. Wzruszające, miłe, a z ojcowskiego punktu widzenia, nie do przecenienia. Trafiliśmy na idealną pogodę. Lekko pochmurnie ale ciepło. Delikatny wiaterek. Może nie do końca korzystny jeżeli chodzi o kierunek. Na początku powitała nas wypasająca się na śródleśnej polanie, sarenka. Daleko wprawdzie ale to zawsze miłe, rozpocząć dzień od obserwacji. W kolejnych krokach postanowiłem zaprezentować Pawłowi moją czatownię ukrytą pod świerkiem. Sądzę, że zrobiła na Nim wrażenie. Siedzieliśmy krótko, bo dopóki siedzę tam sam, to odpowiadam jedynie za swoje kleszcze. Tym razem było inaczej. Nie chciałem narażać syna, mimo iż solidnie Go zabezpieczyłem. Zasiadka trwała zbyt krótko, by dały się zwieść ponadprzeciętnie inteligentne kruki. Ale usiadła sójka, a mi udało się uchwycić ją w ciekawej fazie lotu. Chodziło mi raczej o zapoznanie Go z "klimatem" jaki towarzyszy zasiadce. Po opuszczeniu kryjówki zobaczyliśmy krążącą nad nami kanię rudą. (krążącą - ciekawy wyraz - 3 x "ą")  Co za strata pomyślałem. Kto wie, kto wie, może usiadłaby na zanęcie. Dla formalności wykonałem zdjęcie, mimo tego, że była stosunkowo daleko. Kolejny etap - samodzielny podchód, który okazał się dla Pawła ogromną przygodą.  "Ustawiłem Go" na zagajnik, co do którego miałem pewność, że sarny tam są. I udało się. Ależ miał przygodę, gdy samodzielnie dotarł do kozła, a ten obszczekał Pawła na czym świat stoi. Takiej irytacji w głosie kozła już dawno nie słyszałem :) Paweł z zagajnika wyszedł pozytywnie rozemocjonowany. Fajnie:)
Jeszcze długo pozostawał pod wrażeniem tego spotkania.
Potem już sprawy potoczyły się nadspodziewanie dobrze. Jeszcze jeden koziołek, sarny, wiewiórka, mysikróliki, sikory czubatki, jeleń w gęstwinie młodnika na pograniczu drągowiny, żurawie, kruki, lis, który podchodził w naszą stronę i to wszystko w aurze rozśpiewanego wiosennie lasu. Na cudowne zakończenie, przebiegła przed nami piękna trójka jeleni. Niestety byk już po zrzucie. W tym momencie było dość ciemno i zdjęcie jest jakie jest, ale to zawsze miły widok - pokazuję. To był świetny dzień o zaskakująco sporej ilości obserwacji jak na poruszanie się we dwójkę. Sam byłem zaskoczony, ale to zasługa Pawła, który ma instynkt łowcy i poruszał się z dużą ostrożnością i wyczuciem. Być może nie powinno to dla mnie być mocno zaskakujące. Las polubił mojego syna, ciekaw jestem, czy On kiedyś polubi las tak jak ja. W zasadzie musiałby go pokochać :) Ostatecznie liczy się poczucie wolności wyrażonej własnymi wyborami i kryteriami. Ja do tego potrzebuję lasu, Paweł może potrzebować zupełnie czegoś innego. Najważniejsze, żeby znalazł ten swój kontynent!



                                       pierwszy samodzielny podchód ... i pierwszy sukces!














W tym momencie obaj mieliśmy już dość. To był dziesiąty kilometr, a do samochodu jeszcze daleko.


8 komentarzy:

  1. Cóż tu można napisać... Tylko pozazdrościć rodzicielskiej mądrości i miłości... Brawo! :-)))

    OdpowiedzUsuń
  2. Jak widać i czytać wyprawa była w pełni udana. Szczerze mówiąc najbardziej zazdroszczę spotkania z mysikrólikiem i sikorą czubatką. Tego pierwszego jeszcze czasem widuję, ale tej drugiej nie widziałem od lat. Mam nadzieję, że pamiętasz miejsce, gdyż o tej porze roku jest szansa na kolejne spotkania. Jeszcze raz powtarzam. Las Cię z jakiegoś powodu hołubi. Ciekawe z jakiego?
    P.S. Ufam, że zdjęcie, przyłapanego na gorącym uczynku, ewidentnie pijanego, (zdjęcie nr 2) kłusownika przekazaliście wiadomym organom.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. miejsca oczywiście pamiętam i nawet chętnie bym pokazał, ale w dniu, w którym Waszeć dasz się w końcu wyprowadzić w las, zagram w totka! Mam nawet taki podstępny plan, w sprawie którego ukłądam się z bobrami. Korzystając z fakt, że położono w tym roku ciężkie hektary lasu, chcę tam zrobić bagna i mokradła, taką małą Biebrzę ... może wtedy ... ;) Co do "kłusownika", to chętnie sam bym Mu dał areszt domowy, ale to ptak o silnych skrzydłach - musi latać :)

      Usuń
  3. Mysikrólik..to moje pierwsze spotkanie z tym ptakiem o nieodgadnionym spojrzeniu, jedno z dziwniejszych stworzeń jakie widziałam:) Przypomina mi ryby z rodziny rozdymkowatych:) Z całą pewnością ciekawy obiekt fotograficzny:)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. to jeden z najmniejszych obok zniczka, lub dosłownie najmniejszy gatunek ptaka w Polsce. Nie mogę teraz tego powiedzieć "na stówę" bo to wiedza, którą pozyskałem ponad 35 lat temu, więc część połączeń neuronowych w których przechowuję tak stare informacje, już nie istnieje :) To kapitalny, obok rudzika, towarzysz podczas pełzania po młodnikach.

      Usuń

      Usuń
  4. Poppa, Twoje postrzeganie lasu jest jak na razie dla mnie niedoścignione, ale czuję, że czujesz, że moja identyfikacja z tym 'królestwem' odbywa się tak samo mocno, tylko na innej płaszczyźnie. Twoja wiedza dopełnia moją, dozgonny ukłon w stronę najprawdziwszego Canisa Lupusa w ludzkiej skórze ;)

    OdpowiedzUsuń
  5. ten "Canis Lupus w ludzkiej skórze" ... no, no, połechtana została próżność ma człowiecza - duży komplement. Dziękuję! Reszta jest oczywista :)

    OdpowiedzUsuń