I tak szedłem i szedłem i patrzyłem w górę, żeby nie patrzeć w dół ... no taka kreatywna filozofia niewidzenia grzybów mnię dopadła. Uznałem, że grzyby jedzą ślimaki, a mi do smaku i kilku sosów wystarczy to co zebrałem dzień wcześniej.
I gdy tak patrzyłem w górę, by nie patrzeć w dól, zauważyłem kręcącego się myszołowa.
Był wysoko i niespecjalnie zawracałbym sobie nim głowę, gdyby nie to, że nagle dotarł do mnie odgłos awantury między krukami, a ... bielikami!
Wiedziałem już co to oznacza - padlina!
Przyspieszyłem kroku. Zdołałem ujrzeć odwieczną scenę - młodego bielika przeganianego przez niezłomne w tym względzie kruki.
Inny "młody" w końcu też skapitulował, zerwał się do lotu i ...
... oddalił się.
Postanowiłem odnaleźć padlinę. Cwane kruki wprowadziły mnie w błąd i w pierwszej kolejności poszedłem dokładnie w przeciwną stronę - cwaniaki. Tak kombinowały, żeby odwieść mnie od stołówki i zrobiły to skutecznie. Mnie, starego leśnego cwaniaka! Bystrzaki.
Gdy przejrzałem ich niecny plan, zrozumiałem, w którą powinienem iść stronę. Odrobiłem nadrzucony kilometr, ale to się nie spodobało krukom. Nad moją głową rozpętała się jesień średniowiecza! No normalnie Hejzel!
Niżej i wyżej, pojedynczo i trójkami, latały krucze patrole, próbując wywrzeć na mnie presję zmiany kierunku marszu.
Nie zmieniłem zdania i po chwili wyszedłem na śródleśną polankę.
Moim oczom ukazał się taki oto rudo-zielony widok.
Wiedziałem, że jestem blisko. W miejscu zestrzału pozostały fragmenty upolowanego zwierzęcia.
Rejwach i swawola. Dziesiątki ucztujących kruków. Najszybciej jak mogłem, znalazłem schronienie pod gałęziami świerka. Teraz pozostała mi już tylko cierpliwość.
Po godzinie trzepotania mi nad głową, przyglądania mi się i krakania prosto w bębenki uszu, kruki uznały, że jestem zastygłym, nieruchomym i całkowicie bezpiecznym dziwakiem, który wszedł pod drzewo i zasnął.
Spod daszka maskującej czapki zauważyłem pierwszych odważnych degustatorów resztek.
Między krukami, ku mojej uciesze, co i rusz dochodziło do draki.
I tak minęła mi kolejna godzina obserwacji, aż nagle, w bezpośredniej bliskości czarnej bandy, wylądował mój znajomy - myszołów!
Jeszcze nie złożył do końca skrzydeł, a już miał miejsce frontalny atak herszta kraczącej bandy!
W takich warunkach wytrzymać się nie da, o jedzeniu to już w ogóle nie ma mowy.
Myszak opuścił to niegościnne towarzystwo. Chyba mu się nie dziwię, sam z trudem wytrzymałem godzinne przepędzanie mnie :)
O "kruczę" ale myszołów! Wspaniała historia, a zdjęcia niesamowite! Co mam powiedzieć, jak one wszystkie są obłędne! Kłębowisko kruczoczarnych (hi, hi) piór, a ten portret kruka od razu mi się skojarzył z indiańskim totemem. Wyborny! Wiem jaki harmider potrafią zrobić i podziwiam Cię, że wytrzymałeś te decybele :). Lepsze jednak one niż miejski zgiełk :).
OdpowiedzUsuńPozdrawiam, Kasia z Olsztyna.
Poza uporczywie krakaniem, niesamowite wrażenie robi specyficzny i bardzo głośny dźwięk generowany lotami skrzydeł. To coś jak nasza atakująca husaria w latach niemal dwustuletniej świetności.
UsuńCwane bestie te kruczyska, po Twoim poście mój szacunek do nich jeszcze bardziej wzrósł. Bardzo ciekawa sytuacja ci się trafiła, bez necenia miałeś całą bandę tych czarnych piękności :)
OdpowiedzUsuńOch, uwielbiam kruki. W zasadzie podziwiam je za wszystko. Najbardziej za inteligencję i przebiegłość.
UsuńAch, kruki moje ulubione! Cóż tu więcej dodać :-)
OdpowiedzUsuńJa widziałam i słyszałam ich kilka w niedzielę. Takie spotkania zawsze poprawiają mi humor.
w tym roku poświęcę im nieco więcej uwagi, sam uwielbiam je podglądać i fotografować. Mimo tego, że trudniejszego fotograficznie obiektu nie znam :)
UsuńTe ich patrole i zastraszający szum skrzydeł, to jest niesamowite, mnie jakiś tydzień temu skutecznie oszukały. Atak na myszora świetny. Gratuluję!
OdpowiedzUsuńtak, ten szum skrzydeł jest niesamowity. Ostatniej zimy około 40-u kruków latało 2-3 metry nad moją głową. Ja w czatowni, a one nade mną. Musze przyznać, że potrafią zrobić niesamowita presję. Nie wyobrażam sobie zwierzęcia, które by to zniosło na dłuższą metę. Sam ledwo to wytrzymałem.
UsuńMożna liczyć na czarne potwory, że narobią zamieszania. Super są i jeszcze pięknie je Waść (że tak po huzarsku) uwiecznił oraz opowieścią zacną zdjęcia opatrzył.
OdpowiedzUsuńsię jakoś napisało, a że każdy z nich próbował wlecieć przez obiektyw do środka aparatu, to i się sfotografowało ;)
Usuń