niedziela, 18 grudnia 2016

falująca Warmia i Grzesiuk!

To nie mogło się wydarzyć, a jednak się wydarzyło!
Wczoraj dostałem dwa worki resztek po rozbiorze tuszy łani. Skóra, dolne części kończyn, kręgosłup, żebra i takie tam inne apetyczności.
Gdy je odbierałem, moja wyobraźnia poleciała daaaaleeekooo, oj daleko!
Za daleko, jak się okazało.
Zawsze powtarzam, że las to nie ZOO, różnie mogą się potoczyć wydarzenia, czasami wręcz beznadziejnie.
Tak się mniej więcej potoczyły.

Rano dostarczyłem patrochy na polankę, na której mam przygotowany świerk, pod którym się chowam.
Zimno. Cholernie zimno. Wiatr niezbyt mocny, w granicach 4-5 m/s ale wieje niemal bez przerwy.
I to w gębę, w twarz wieje ... po ryju ciągle!

Pamiętacie może jak Grzesiuk w "Pięć lat kacetu" czekał na dostanie się do latryny obozowej?
Ja dziś mniej więcej tak opuszczałem czatownię.
Po pierwszej godzinie zaczynało być słabo. Nogi drętwiały od jednej pozycji, do tego nic się nie działo.
W drugiej godzinie, uznałem, że czas najwyższy opuścić to średniowieczne narzędzie tortur, ale przyleciały kruki. Usiadły na świerku, pod którym siedziałem! Musiałem zostać.
Po trzeciej godzinie uznałem, że najlepiej będzie zemdleć z zimna, bo telepa rzucała mną na lewo i prawo. Rozpatrywałem również jakąś widowiskową utratę przytomności. Nóg już nie czułem.
Niestety na przeciwko mnie usiadł dorodny bielik i z odległości obserwował wykładkę!

Czyż to nie jest najpiękniejsze zdjęcia bielika jakie widzieliście? ... nie, wiem, ale nie to tym razem chodziło przecież.:)

Zdjęcie jak widzicie musiałem robić poprzez igliwie gałęzi pod którymi siedziałem. Pełny kadr powyżej. Do tego padał śnieg z deszczem.
Drapole mają niewyobrażalnie doskonały wzrok, nie mogłem się za żadne skarby przypucować z obecnością! W nosie miałem jakość w tej sytuacji.
Kruki nie siadały na zanęcie, więc bielik tym bardziej tego pierwszy nie zrobi. Klasyka. Kruki są dla bielików takimi testerami bezpieczeństwa. Bielik, jak trzeba, potrafi i sześć godzin czekać, aż kruki siądą!
To co wydaje się oczywiste, teraz tym bardziej już nie mogłem wyjść!

Grzesiuk bodaj piątego dnia znalazł rozwiązanie na niemożność dostania się do latryny ... zesrał się w gacie, jak to barwnie opisał.
Nie bardzo wiedziałem co ja niby mógłbym zrobić, by było równie literacko i zaskakująco, ale gdybym wiedział, że czyn grzesiukowy pomógłby mi, zrobiłbym to. Miałem wszystkiego serdecznie dość. W czwartej godzinie moje stopy straciły kontakt z mózgiem. Zaczęły żyć własnym zamrożonym życiem. W zasadzie nazwanie tego życiem, jest sporym nadużyciem.
W piątej godzinie było mi już wszystko jedno!@!*@*@!!%#!%!(#@)~
Mogłem tu zdechnąć! Zostałem!

Nie mam pojęcia co nie spodobało się krukom, ale dały pełny repertuar irytacji.
Głos mocno poirytowanego kruka brzmi tak:

https://youtu.be/IPnMpTSkCUw


Jak widzicie włączyłem nagrywanie nie kierując nawet obiektywu w stronę otworu. Za nic w świecie nie chciałem dać się przyłapać. Krukom coś dziś odwaliło na potęgę. Były nadzwyczaj ostrożne.
Sójki i owszem, siadały, ale nawet nie miałem zamiaru ich fotografować. To mogło mnie zbyt wiele kosztować. Nawet "spalenie" tej miejscówki.

Po dwóch godzinach bielik odleciał, kruki odleciały, zapadła cisza ... to była trzynasta!!!
Wypełzłem z ukrycia. Nawet nie pytajcie jak bardzo może chcieć się siku i jak trudno to zrobić, gdy ciałem miotają dreszcze. :) Przepraszam za tę fizjologię, ale jak oddać stan wyziębienia, gdy człowiekiem szarpią odruchy wymiotne z zimna, a nogi nie chcą się przestawiać jedna za drugą, tak jak zwykle to robią w czasie iścia? Stopy pierwszy raz poczułem w domu, jakieś 10 minut po zdjęciu butów.
Koniec! Następnym razem  biorę termos i ubieram się jeszcze cieplej. Dość tej amatorki.
Na swoje wytłumaczenie mam tylko to, że sądziłem, iż posiedzę dziś max. 3 godziny. Niemal sześciu w ogóle nie zakładałem!

Wychodząc z lasu, zrobiłem uroczą sosnówkę. Jakoś mi się z bombeczką skojarzyła :)


Porządni leśnicy zasilili już paśniki. Ten leśniczy, a znam Go, jest naprawdę bardzo w porządku!
Jego las jest zadbany i dopatrzony. Widać, że ma świadomie porobione ostoje i mateczniki. W każdej części lasu są użytki o szczególnym znaczeniu ekologicznym. Pokazywałem je w poprzedniej Opowieści. Oby reprezentanci ministra dewastacji środowiska - szyszkina, nigdy nie dotarli w te tereny!


Poniżej kolejne zdjęcie z cyklu "warmińskie podziały".

I osnuta w zimnej wilgoci, sama Ona - falująca Warmia! Zawsze piękna!

Sami widzicie, nie zawsze jest niedziela!
Jakkolwiek to dziwnie brzmi, wypowiedziane w niedzielę właśnie, ale ... nie zawsze jest niedziela!



27 komentarzy:

  1. Świetne to zdjęcie bielika, klimatyczne! Co nas nie zabije to nas wzmocni, jak to mówią, więc niedługo i dzień w zimnej czatowni nie będzie ci straszny ;)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Nisko Ci się kłaniam w podzięce za dostrzeżenie nieistniejącego waloru w zdjęciu onym, ale zamieściłem to zdjęcie właśnie dlatego, że nie jest świetne, a świetnie oddaje (dokumentuje) moje dzisiejsze zmagania :)
      Cię serdecznie pozdrawiam ;)

      Usuń
    2. No ja tam lubię bardzo takie mroczne, wilgotne i ciężkie zdjęcia, bardziej niż te jasne i kolorowe 😊

      Usuń
    3. Jak wiesz, gdzie jak gdzie ale na tym blogu ciemnych zdjęć Ci dostatek :)

      Usuń
  2. Krzysztof, czekają Cię jeszcze przygody w lesie pt:" Boso ale w ostrogach" i "Na marginesie życia". Jestem ciekawy co tam wydarzy się. :) :) ;)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Za młodu pochłonąłem całą trylogię :) Ale widzę, że Ty też :)) Uwielbiam grzesiukową ironię i sarkazm :) Geniusz.

      Usuń
  3. Współczuję, chyba nigdy tak nie zmarzłam. i nie chcę.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Luna, jedyny powód dla którego można mi współczuć, to głupota.:)

      Usuń
  4. Chyba małżonka dzis w planach miaa maku kręcenie. Z mojego doświadczenia wynika, że bardzo często panowie mają bardzo ważne, mozolne i niecierpiace zwłoki zajęcia dokładnie w przeddzień świąt jakichkolwiek. Nie mogę sobie wyobrazić innej sytuacji, gdy chciałoby mi się tak skatować własne cielsko. I oczywiście żeby nie bylo - cały ten wpis to żart.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Moja żona cokolwiek by nie planowała w weekend, jedno wie na 100% - mnie nie będzie :))) I oczywiście, żeby nie było - mój wpis to czysta prawda :)

      Usuń
  5. Równie literacko i zaskakująco pewnie by nie było, ale za to jak ciepło przez chwilę:))) Miałam to samo przez tydzień (to samo w sensie zasiadki), 3 seanse po 2,5 godziny i żelazną zasadę, że dłużej nie siedzę i nic, po czym baran nagle zniknął bez śladu i mam spokój, a bielik przelatuje co rano tylko nie wiem po co.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Twój bielik najwyraźniej żyje wspomnieniami :) Zazdroszczę Ci stanowczości. Ja mam słaby charakter ;)

      Usuń
  6. A mogły być sójki, które uwielbiam oglądać na zdjęciach ;-).
    Przygód zimowych nie zazdroszczę.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Monia, nie pozostaje mi nic innego, jak polecić m.in. ten wpis: http://krzysiekmikunda.blogspot.com/2015/03/system-wczesnego-ostrzegania-lasu.html

      Usuń
  7. Świetnie się to czyta, szczególnie siedząc w ciepłym pokoju i pijąc gorącą herbatę. Ale co tu dużo mówić - opowieść jak zwykle super i takich ludzi nam trzeba :-) Zdjęcie bielika wymiata - jest superklimatyczne i w pewien sposób posępne. I taki pomysł mam - bierzesz do czatowni beczkę, wlewasz do niej wodę, pod beczką rozpalasz ognisko, a potem do niej wchodzisz. Może zwierzęta żadne nie podejdą, ale na pewno będzie cieplej :-)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Grześ, no to ja wymnientkam :) Zdjęcia bielika miały z założenia być do chrzanu :)Patent z beczką przemyślę, to może mieć sens :))) Dziękuje i serdecznie pozdrawiam :)

      Usuń
  8. Jak nic mam "deżawi" :). Czy ja nie czytałam już, że "nigdy więcej, bez termosu, bez przygotowania"? Zapomniałeś Waćpan? Czyżby zapierała się żaba błota? Hi, hi. Krzychu, szacun jak mawiają młodsi ode mnie. Lubię zimę, ale tę ładniejszą jej odsłonę, jednak nie odważyłabym się na takie zamarzanie... Dlatego podwójny szacun, że dzięki Twojemu uporowi możemy podziwiać najwspanialsze "nieudane" zdjęcie. Bardzo mi się podoba.
    Na następną wyprawę proponuję podgrzewane skarpetki ładowane przez USB :). Pozdrawiam, Kasia z Olsztyna. PS. Wkurzone kruki są bajeczne!

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Te skarpety to świetny pomysł :) Skorzystam z pomysłu :) Ja niestety tak już mam. Jako dzieciak wychodziłem na ryby i cały dzień przezywałem bez picia i jedzenia. Nic się nie zmieniło w tej kwestii :)

      Usuń
  9. Odpowiedzi
    1. Wando, serdecznie dziękuję i z najwyższą wzajemnością :)

      Usuń
  10. Też uwielbiam las, zwłaszcza gdy mogę odpoczywać w nim na urlopie, mój tata był leśniczym więc przez część życia praktycznie mieszkałem wśród drzew.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Dawid, zazdroszczę takiego dzieciństwa :) Wiem, że praca leśnika niekoniecznie jest tak romantyczna jak ludzie to sobie wyobrażają, ale co las, to las :)

      Usuń
  11. Współczuję wyziębienia, doświadczyłam podobnych chwil :) ale po powrocie do domu już planowałam kolejny wypad :) i tak wiedziałam że znów zrobię zasiadkę bez względu na warunki... :)

    OdpowiedzUsuń