środa, 12 marca 2014

Żurawie z lasu ...

Ósmy marca ... wychodząc z domu o 5.30 rano, nie omieszkałem złożyć życzeń mojej wybrance, a jak! Klasę trzeba mieć i do lasu iść z czystym sumieniem. Czyste też powinny być intencje i ... obiektywy aparatu. Tak na wszelki wypadek. Co do tych intencji - kocham las ale jak odpowiedziałem Wojtkowi G. pozostaję w pełnej świadomości jednostronności tej miłości. Nie ma co żyć złudzeniami - Las nas, ludzi, nie kocha. I nie to, że nie kocha nas trochę, On nas nie kocha zupełnie. Nie można żyć w oczekiwaniu odwzajemnienia tych uczuć. Jestem w lesie istotą obcą i do tego niechcianą. Las wykorzystuje każdą okazję by dać to do zrozumienia. Zdarza się jednak, że szanując Jego reguły, możemy coś zobaczyć, przeżyć. To zupełnie tak jak z żeglarzami, którzy twierdzą, że z Oceanem wygrać się nie da, można jedynie nie dać się pokonać ... . Czysta i bezwzględna prawda.
No i tkwię w tym całkowicie "asymetrycznym uczuciu" od lat. W ostatnią sobotę również spędziłem świt i przedpołudnie w lesie. Zasiadłem w swojej naturalnej czatowni. Podkreślam naturalnej, bo wykorzystuję wyłącznie naturalne i zastane elementy krajobrazu, terenu, by się ukryć. Tak już mam, że do wszystkiego co robię muszę mieć jakąś ideologię. Zimno, minus 3-4 stopnie. Po dwóch godzinach, nad głową przeleciały 2 żurawie i osiadły w odległej, drugiej części mojej leśnej polany. Za górką. Szkoda, że nie przede mną, pomyślałem dość roszczeniowo. To by dopiero była niespodzianka. Pomału kostnieję. Wykonuję co jakiś czas kontrolne zdjęcia, by ocenić warunki świetlne i poprawność parametrów ekspozycji. Palec pracujący nad spustem wykonuje polecenia coraz wolniej i mniej chętnie. O MATKO ... ja zamarzam !!! Nieeee, uspokajam się po 3 godzinach nieruchomego siedzenia. Od -3 stopni jeszcze nikt nie zamarzł - odwołuję się do pokładów logiki, jakże niezbędnej w momencie histerii. Dzień podnosił się już nad drzewami, ale nie muszę mówić, że wybrałem miejsce zacienione - wiadomo - kamuflaż. Do głosu dochodzą moi nieodłączni towarzysze: ziąb, wilgoć i drgawki całego ciała. Nagle z prawej strony zauważam ruch - nadchodzą, wolno i dostojnie krocząc, widziane wcześniej żurawie. Histeria związana z zamarzaniem odeszła w sekundę. Do palca, do ręki, ba do całego ciała wróciło poprawne krążenie. Jest nagroda za pokorę i cierpliwość! Szkoda, że w tym momencie poranek był wciąż pochmurny. Migawka trzaskała raz za razem. O rany, jak ja się cieszyłem. Zupełnie mnie nie widziały! Miałem okazję podziwiać Ich nieskrępowanie. Wielki spokój. Iskały się, szperały w zaroślach. Tak jak powoli podeszły, tak zaczęły się oddalać. Zostawiły mi sporo radości i satysfakcji. Prezentuję Je w kilku kadrach.













2 komentarze:

  1. Las... dobre miejsce na fotografowanie żurawi, dlatego ciekawe i wyjątkowe zdjęcia. Moim faworytem jest zdjęcie numer 1, gdyż sceneria dość bajkowa i niebanalna oraz numer 6, gdyż nieoczywiste. Piekne! Gratuluję.

    OdpowiedzUsuń
  2. Chyba tez muszę sfotografowac sobie jakiegoś ptaka, do jednego mam nawet niedaleko...
    Tylko na jakiego bloga by go tu....

    OdpowiedzUsuń