czwartek, 25 września 2014

post "słodkopierdzący"

Robienie wszelkiego rodzaju pejzarzydeł, tzw. landszaftów itp. nie jest mainstreamem mojej fotografii, tzn, stosunkowo rzadko podnoszę obiektyw celem utrwalenia widoczków "słodkopierdzących". Do takich ze szczególną starannością zaliczam wschody i zachody nad wodą, których alergicznie unikam, zroszone pajęczyny, grzyby, prześwietlone listki pod słońce itd, itd. Oczywiście popełniam takie foty, szczególnie gdy w kadrze może znależć się jakaś wartość dodana, inna niż tylko (przepraszam, że przy jedzeniu) ... odbicie. Żeby było jasne, robię takie zdjęcia i bez wartości dodanej, więc ze skrupulatnością kadrowej WSS Społem "jadę" tym tekstem również po sobie. Ciężko znaleźć w sobie takie pokłady asertywności, by nie "strzelić" migawką w wodno-wieczorny "pejzarz budyniowy". Dominację stanowią zachody, ponieważ wówczas ludzkość w swojej masie jeszcze nie śpi. Albumy rodzinne cierpią natomiast na proporcjonalny niedobór wschodów, bowiem statystyczny posiadacz urządzenia fotografującego, w tym aparatu fotograficznego, wówczas statystycznie ... jeszcze śpi. Zachód ma w sobie jakiś aspekt ... czegoś, co samo przyszło, wschód niestety wymaga zaangażowania, wysiłku i tymi cechami się te zjawiska głównie różnią. Nawet sam ruch tarczy słonecznej jest egzemplifikacją tej tezy. Słońce rano wznosi się, więc wykonuje pracę, a wieczorem po prostu opada :) Dlatego oglądając z teatralnym zachwytem takie dzieła walę w ciemno - piękny zachód!. Nigdy się jeszcze nie pomyliłem.
Są jednak chwile, gdy nisko nad horyzontem położona nasza gwiazda kochana, czyni z moim umysłem coś takiego, że muszę ten aparat podnieść i cyknąć fotę. Ten post jest tego przykładem. Wyżyłem się sowicie, nasyciłem, długo nie będę musiał czynić czegoś podobnego. Będzie wschód, będzie grzyb i pajęczyna, a niech tam, na pohybel tego bloga, widocznie tak musiało być :)
















9 komentarzy:

  1. Że uderz w stół, a nożyce same... Czy teraz trzeba by się oburzyć, a może nawet obrazić? Ha, nic z tego!
    Mnie się takie obrazki podobają i nie mój to problem ;-)))

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Pani Ewo, Pani uprawia estetyzację w fotografii pejzażowej, robi Pani rzeczy piękne i ma do tego swój własny styl poprzez często nietuzinkowe "widzenie". ABSOLUTNIE nie jest Pani adresatem tego posta! Pani zdjęcia oglądam z najwyższą przyjemnością. Uczciwe mówię, w omówionym zakresie daleeeeeko mi do Pani. Inna sprawa, że z ogromną niechęcią zakładam szersze szkła, bo zwykle gdy tylko to zrobię na horyzoncie pojawia się jakieś zwierzę i wówczas żałuję, że poświęciłem kolejną okazję dla widoczku :)

      Usuń
    2. Ależ ja do siebie tego nie biorę :-) Uważam, że każdy może robić takie zdjęcia, jakie dusza mu podpowiada - landszafciki, pajęczynki czy jelenie na rykowisku ;-) Ważne jest, żeby było w tym uczucie, a jeżeli cenią to inni, tym większa przyjemność.
      No, i ja nie mam problemu ze zmienianiem szkła! Mam tylko jedno :-)))

      PS. Ależ te polemiki z Panem, Panie Krzysiu, trzymają mnie w formie ;-)

      Usuń
    3. to mnie trzymają, ot i prosty przykład - polemiki ... pole kukurydzy to wiem, ale co to za mika?!? :)

      Usuń
    4. na chemii się nie uważało: krzemian albo łyszczyk, he he ;-)))

      Usuń
    5. eeeee ... dobre! :)) akurat to pamiętam, bo chemii uczył mnie sam dyr. Robert Zawadzki, mój późniejszy teść, więc nie mogłem wypaść na głąba :))))

      Usuń
  2. Podzielam pogląd kolegi, że nad wschodem jednak trzeba się napracować ale podobnie jak Pani Ewa uważam, że dusza jest prywatną własnością i każdy ma prawo ... i sama mam, nie aż tak piękne, ale mam, chmurki różowe, trawki, pajęczyny, wschody, mgły i oczywiście kanie z końskiego pastwiska. I lubię takie fotki oglądać, więc dziękuję.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. No, droga Grażynko, w sobotę nie wiem, oj nie wiem, czy nie pojawię się na maruńskich łąkach i wtedy zobaczymy te kanie, jelenie, sarny i wszystkie legendy, którymi to miejsce dzięki Tobie obrosło :):)

      Usuń
    2. Oj, tłok się zapowiada :-)

      Usuń