piątek, 15 stycznia 2016

Krogulec, paszkot i oranżada!

Wiecie, jaki dzień jest najgorszy na świecie?
Na świecie nie ma nic gorszego, niż dzień, w którym nie mogę wyrwać się na chwilę w teren.
A wiecie, jaki jest najlepszy dzień na świecie?
Najlepszy na świecie jest dzień, który miał być najgorszy i nagle okazało się, że muszę pojechać gdzieś za miasto!
I dziś był taki dzień!!!
Miałem siedzieć w biurze, a po południu wystąpić w ramach Nocy Biologów na Uniwerku.
Nic więc nie wskazywało na to, że zobaczę fragment ciekawszego wszechświata.
I nagle otwiera się kosmos i powoduje, że muszę pojechać za Purdę! Za Purdę!!! Rozumiecie ... aby z Olsztyna dostać się za Purdę, pokonuje się jedne z piękniejszych kilometrów na Warmii.
Pan jest wielki, Pan dba o interesy swoich owieczek. Bardzo mnie to cieszy, bo siłą rzeczy błąkam się między tymi owieczkami, więc prawem stada, co jakiś czas i mi coś skapnie :)
Dziś skapnął mi ten wyjazd, a gdy trafia się wyjazd za Purdę, to ważniejsze od zabrania legitymacji partyjnej, ba, ważniejsze niż paliwo w baku, jest zabranie aparatu fotograficznego!

Nawet nie wybrzydzałem, że znowu szaro, że brak światła itd. W taki dzień człowiek przeżywa takie emocje, jak na pierwszych wagarach!
Pamiętacie jak to było pójść na wagary z kumplem i zajść do spożywczaka?!?
Oranżada kupiona na wagarach i pita pod sklepem smakowała jak wszystkie homary świata zapijane dobrze schłodzonym szampanem! Magia osiedlowych spożywczaków, drażetek w żółtych okrągłych pudełkach i ta oranżada ... matko!
Tak ja się czuję, gdy w nieplanowany sposób, w godzinach pracy, jestem poza (moją ukochaną, żeby było jasne) firmą i robię zdjęcia.

I w takich to okolicznościach przyrody powstał ten wagarowy post. :)

Tak dziś wyglądał fragment mojej Warmii!

A tak witał mnie samiec krogulca. Pięknie ubarwionego drapolka. Miniaturki jastrzębia.
Zwinnego łowcy o niezwykle chwytnych kończynach, zakończonych ostrymi jak brzytwy szponami.
Długi, typowy dla jastrzębiowatych ogon jest podstawą szybkich, zwrotnych ataków, umożliwiających polowanie na mniejsze ptaki.
Są częstymi gośćmi przy moich domowych karmnikach. Nie szkodzi, jak wiadomo uwielbiam drapole.

Nie chciało mi się ich płoszyć, więc nie zszedłem nad brzeg. Ale krzykliwe, to zawsze krzykliwe.



Paszkota na wszelki wypadek skonsultowałem na profilu w Grupie Ornitologów. Nie byłem pewny.
Dziękuję serdecznie Annie Włodarczak - Komosińskiej za szybką pomoc w oznaczeniu gatunku.
Tym samym mam okazję zaprezentować Wam największego naszego drozdowatego, który jak część populacji, najwyraźniej postanowił pozostać na zimę i oby mu się udało!

I tak, robiąc te zdjęcia, przede wszystkim mogłem wspomnieć smak starej dobrej oranżady pitej pod sklepem. Komu ta oranżada przeszkadzała, grzecznie się pytam?

24 komentarze:

  1. Przepyszną oranżadę to ja piłam 3 lata temu w Gruzji, ale i na głębokim południu Polski takową można znaleźć. A paszkot cudny, uwielbiam te ich ciapate brzuchy :)

    OdpowiedzUsuń
  2. Och Mglista, z całym szacunkiem dla twojego cudownego wieku, nie możesz wiedzieć jak smakowała TAMTA oranżada w butelkach zamykanych na poreclitowy kąpiel na druciaku . .. Mówię Ci - nic już nigdy tak później nie smakowało, dopiero chyba pierwszy pocałunek:)

    OdpowiedzUsuń
  3. Stale cudowne zdjecia,jest co ogladac i sie uczyc z Twych obszernych opisów.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. ojej, dziękuję Ci, tym bardziej, że ostatnie posty to raczej szarówa i płaskorzeźba :)

      Usuń
  4. Ja najbardziej lubiłam taką w torebkach którą się wysypywało po trochu na język. Do tej pory pamiętam i smak i rozkoszne szczypanie, ale zaraz na drugim miejscu była "psytka" bo jak się otwierało to słychać było "pssssssyt".Pierwsze świetne.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. o tak, paluchy miałem wiecznie pomarańczowe od tej w torebce :)))

      Usuń
  5. Ja zawsze się zastanawiałem, czemu ta oranżada przy dnie ma inny smak...?
    Gdy się zbliżała do końca, nie dopijałem... :(
    :))

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. serio, nigdy nie zauważyłem. Może Ty myślisz o serwowicie! :)

      Usuń
  6. ja też lubiłam oranżadę, a specjalnie taką w proszku, jak musowała na języku :)
    A paszkot i inne ptaszki śliczne :)

    OdpowiedzUsuń
  7. Właściwie to się trochę obawiałem, że to dla Ciebie nieistotny szczegół mógł być...
    :)))))))))))))))))))))
    A serwowitu to było tak dużo, że było wiadomo, żw do końca się nie pije, bo osad.
    a ile kosztował Warmvit, a ile Mandarynka?

    OdpowiedzUsuń
  8. Serwowit 1,40. I to była jego niezrozumiała zaleta, bo mógł być za 1,70 to byłby bardziej ekskluzywny. :)
    Ale to blog o przyrodzie?

    OdpowiedzUsuń
  9. 2.20 to śmietana w ćwiartce...

    OdpowiedzUsuń
  10. Ten fragment Warmii o niczym - wymiata! :-)

    OdpowiedzUsuń
  11. No cóż, pochwalę luda za złapanie krogulaca i paszkota. Chwalę. Jednak domagam się osobistych sprostowań, dotyczących cytuję: Miałem siedzieć w biurze, a po południu wystąpić w ramach Nocy Biologów na Uniwerku. Nic więc nie wskazywało na to, że zobaczę fragment ciekawszego wszechświata. W konsekwencji tych dwu zdań zaczął się mały atak depresji (czyli ubytku na zdrowiu zaznaczam). Spotkanie na żywo z fanką tego bloga zostało potraktowane jak wyżej. Sztylet w serce.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. nieee, oczywiście nie w tym rozumieniu. Ale rzeczywiście, gdy teraz to czytam, to przyznaję, że sformułowałem to koszmarnie! Nie dość, że z Fanką, to jeszcze z nieliczną! Beatko, można powiedzieć, że stanowiłaś swoją obecnością 50% fanek tego bloga! :)))Cholera, do końca życia się nie wytłumaczę z tej niezręczności! Wiosną przyjadę do Ciebie i odpracuję wszystko w ogródku! :)))

      Usuń
  12. U nas w Warszawie też jest ten paszkot, choć myślałam że to kwiczoł - nikt nie wie, co to za ptaki, od paru lat są :D

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. claire, są fantastyczne. Zdarzało mi się je odpuszczać, bo traktowałem je jak kwiczoły :)

      Usuń