poniedziałek, 24 lipca 2017

Jelenie, nieoczekiwane spotkanie!

To nie było normalne!
Mieliśmy zaplanowany spływ kajakowy Marózką, więc wyskoczyłem o piątej do lasu, żeby bez wyrzutów sumienia oddać się rodzinnej niedzieli.
Wiecie, taki szybki wskok i wyskok.
Aby tryskać energią w czasie spływu, podjąłem twarde postanowienie nie nabijania kilometrów.
Odszedłem zatem jakieś tysiąc kroków od samochodu i stałem jak latarnia na skrzyżowaniu.
Minęła godzina ... nic.
Druga ... nic.
Czułem jak moje nogi zapuszczają korzenie.
Wrastałem w podłoże i to w miejscu, w którym nic tego dnia nie chciało przejść, żadną z trzech oglądanych przesiek.
Ruszyłem. Pozostała mi ostatnia godzina na cokolwiek.
Ryzyk-fizyk, brnę w trawach po pachy. Miejsce niezbyt przyjazne. Trawy tulą się do mnie w mało miłosnych oplotach. Oczyma wyobraźni widzę mniej więcej 6,4 miliona obchodzących mnie kleszczy. Ale trud opłacił się!
Moim oczom ukazał się przepiękny dwunastak, a może nawet czternastak.
Kwestię sporną stanowi "króciak", odnoga korony prawej tyki, która być może ma, a być może nie ma 5 cm. długości, a to jest kryterium kwalifikacji.

W zasadzie jestem kontent. Kręcę się przez chwilę po trawach, choć sam nie wiem na co jeszcze liczyłem.
Odwrót.
Przy samochodzie ze szczególną pasją otrzepuję się zdjętą czapką. Mam wrażenie, że odpada ode mnie pół atlasu owadów.

Pogoda pokrzyżowała plany kajakowe. (ufff!)
Jedziemy ze znajomymi na smażoną rybkę nad jezioro. Odwozimy znajomych do Ich letniego domku. Zapada wieczór. Deszcz na chwilę przestał padać. Wracam dłuższą drogą, by rzucić okiem na pola pod lasem. Z kilometra dostrzegam ledwo interpretowalne stado jeleni. Jadę odwieźć żonę do domu, w którym w tempie błyskawicy przebieram się w leśne ciuchy i zabieram aparat. Kilka razy sprawdzam czy jest w nim karta, bo w czasie nieplanowanych wyjść zdarzają się różne sytuacje.
Nie chcielibyście widzieć miny mojej żony, choć w ramach moich pasji naprawdę widziała już wiele.
Droga do tej polany okazuje się istnym torem przeszkód. Gliniaste koleiny wypełnione po brzegi wodą.
Lało cały dzień! Muszę jechać wolno, by nie zwiększać obrotów silnika. Jelenie mają świetny słuch.
Na szczęście mój kochany Jeep grzebie czterema kołami i choć ciągle jadę w uślizgu, to jednak jadę!
Od obserwacji minęło ponad pół godziny. Nie mogłem podjechać zbyt blisko, więc półbiegiem  pokonuję jakieś 800 metrów przez las, w stronę pola, na którym je widziałem. Decyzja podchodzenia ich od strony lasu miała tę wadę, że do końca nie wiedziałem, czy one tam są i tę zaletę, że gdy będą, znajdę się bardzo blisko nich.
Po drodze wielokrotnie powtarzałem sobie, że jestem idiotą, że nie znam drugiego takiego wariata, żeby po tak udanej niedzieli, gnać mokrym lasem o zmroku, nie wiedząc, czy to ma sens.
Zazipany zbliżałem się do skraju lasu.
Nagroda za tą całą kołomyję, była wspaniała!
To tzw. stado kawalerskie.













 Jak widać, poroże jest w pełni ukształtowane. Tylko patrzeć jak najstarsze byki zaczną wycierać.
Ten pierwszy to szesnastak nieregularny ale dwustronnie koronny. Ładny okaz.


18 komentarzy:

  1. Nosz, jerum pajtasz, takiego czegoś jeszcze u Ciebie nie widziałam. Całe szczęście, że nie jesteś normalny :)))

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. hi hi hi coś Ty wymyśliła za nosz ... :)))) Stada kawalerskie pokazywałem więcej niż kilka razy, miewałem też sesje ze stadami ponad dwudziestoosobniczymi, ale każde takie spotkanie jest przeżyciem. Te byki dodatkowo są po prostu mocne, fajne, no i w deszczu :)

      Usuń
    2. :))))))))))
      ja samo nosz to jeszcze jak Cię mogę, rozumiem ale to jerum pajtasz mnie rozwaliło na łopatki ha ah ah haa

      Usuń
  2. Niesamowite są zdjęcia na których zwierzaki są w gromadzie i widać przysłowiowy las poroży!

    OdpowiedzUsuń
  3. Ty mieszkasz w raju? Cóż za wspaniałe stada. A u nas małpy strzelały do saren i kozłów dopóki nie postawiliśmy konkretnego veta :/ A to takie piękne....

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. nie wiem czy mieszkam w raju, choć tak uważam, wiem, że staram się wszędzie szukać tego raju :)

      Usuń
  4. Przepiękni kawalerowie! ... i zdjęcia też ;) I to dla takich spotkań przedziera się w trawach w owadzim armagedonie! Jak w poprzednim tytule ''Las dyktuje warunki''. W lesie niczego nie można się spodziewać.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. dokładnie niczego i pewnie ta niewiadoma to rodzaj tak wciągającego hazardu :)

      Usuń
  5. Krzsiu p r z e w s p a n i a ł e !:D te ich zgromadzone poroża przywodzą mi na myśl tańczące hefalumpy :)

    cudne spotkanie :) warte wszelkich mało miłosnych oplotów :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Kalinko, hefalumpy ... człowiek się uczy całe życie :)))) Oczywiście warto było! ;)

      Usuń
    2. no jakto nie oglądałeś Muminków? no i przy okazji wyszło moje umniejszenie szarych komórek wspomnień, chodziło mi o Hatifnatów nie o Hefalumpy :)
      Bardzo się cieszę, że tak biegasz po lesie :)

      Usuń
    3. a więc Hatifnatów ... noo, to teraz to już kompletnie nie wiem o co chodzi ha ha aha a

      Usuń
  6. Ale miałeś wyczucie! Cudowni kawalerowie, wspaniale zdjęcia. Gratuluję! Chętnie powiesiłabym sobie pierwsze jako portret nad moim biurkiem. Dla mnie to nie kicz tylko doskonałe dzieło natury finezyjnie uwiecznione :-)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Kocham jelenie najbardziej ze wszystkich zwierząt na świecie i nigdy nie kojarzyły mi się z kiczem. To największe zderzenie majestatu, siły, piękna i subtelności. Są finezyjne i potężne zarazem. :)

      Usuń