wtorek, 16 grudnia 2014

grudniowa różnorodność.

Wydawałoby się, że grudzień, szczególnie pozbawiony śniegu, nie dostarczy zbyt wielu okazji do naciśnięcia spustu migawki. Jednak gdy udaje mi się przemierzać puszczę wpisując się w jej rytm, w oddech lasu, zdarza się zauważyć to i owo. Nie zawsze zdjęcia są "na brzytwę", bo to pora krótkich i ciemnawych dzionków. O tej porze roku las jest zwykle zbyt wilgotny. Powietrze dosłownie kapie po świerkowych gałęziach. Rano snują się mgły. We mgle, czy ogólnie w wilgotnym powietrzu, być może wiele zjawisk fizycznych zachodzi szybciej, może też nie, ale z pewnością jedna istotna dla mnie rzecz we mgle działa wolniej ... autofocus! Ilość schrzanionych okazji z tytułu mgły w wyniku niekończącego się oczekiwania na wyostrzenie, przeraża mnie. Tak było z bielikiem, który wprawdzie nie widząc mnie wcześniej, zerwał się w niedalekiej odległości, ale ... no właśnie! Autofocus jeździł i jeździł, szlifował tuleje, a ostrości nie było i nie ma. Bielik we mgle porusza się wolniej, ale i tak zbyt szybko dla spowitych mgłą detektorów kontrastu autofocusa. Bywają spaprane zdjęcia obiektów, które potrafię sobie darować, ale drapole do nich nie należą. Szlag mną targnął na pół polany! Idę dalej, bo niby co innego mógłbym zrobić?
W zagajniku, co poprawia mi nastrój, trafiam na łanię z cielakiem. Zagajnik jest ciemny i dzień również w ciemnej, początkowej fazie. Z trudem utrwalam widok, ale cieszę się, bo coś już jest na matrycy.
Dotarłem do czatowni. Zalegam na mościsku utworzonym ze świerkowych gałązek. W międzyczasie dzień się wypogodził, mglistość przegrała na rzecz nieśmiałego słońca wychylającego się co i rusz spoza chmur. W pewnej chwili, na pobliskiej ambonie usiadł jednocześnie dzięcioł zielony i zielonosiwy. Wprawdzie byłem nieco zbyt daleko na superfocie, ale zjawisko wydało mi się interesujące. Oba zajmowały się przeglądem stanu technicznego konstrukcji. Ostukiwały papę, sprawdzały gwoździe, byłem pod wrażeniem staranności tego serwisu. Miałem wrażenie, że to, iż ambona robiła za puszkę rezonansową, ekscytował te dwa dzięcioły, bo hałasowały zapamiętale przez dłuższy okres czasu. Po dwóch godzinach wylegiwania się, postanowiłem udać się w głąb puszczy. Klasyczne negocjacje ze stawami ... zimno! Po trudnym rozruchu, spotkałem jelenie, konkretnie łanię z cielakiem, jelonkiem. Uwielbiam te stworzenia. Szczególnie lubię się przyglądać, gdy spokojnie pasą się na śródleśnej polanie, tak jak te właśnie. Dwieście metrów dalej, po wyjściu na polanę,  zdążyłem uwiecznić obserwującego mnie lisa. Miałem wrażenie, że zastanawia się czy da radę zrobić ze mnie obiad! Gdy ponownie wszedłem do ciemnego lasu, otoczyły mnie raniuszki, czyli jak je nazywam, ptaszki z waty. Mimo genialnego, bardzo jasnego obiektywu, przy tej ilości światła i torpedowej dynamice tych maleństw, nie udało mi się zrobić lepszych zdjęć. Efekty moich zmagań poniżej. Może i nieco szaro-buro, ale za to różnorodnie! :)




10 komentarzy:

  1. Ale proszę Pana nagadałeś, że szaro, że buro, że marniście, a tymczasem dzięcioły cudne, jelenie takież a i lisek uroczy. Ale lubię to Twoje narzekanie. Ja dziś na łące zamiast lisa spotkałam rudego kocura, sarna ostrzeżona przez sójkę uciekła nim zdołałam wydostać się z gliniastego pola a raniuszki tylko słyszałam, bo szłam na grubego zwierza i dla wygody nie wziełam okularów więc nie widziałam gdzie siedzą.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. ... tzn. właśnie starałem się nie narzekać ha ha h aha aha miało wyjść tak, że niby szaro-buro a jednak coś tam się udało :)))

      Usuń
  2. Tak, to narzekanie jest urocze. I ten szlag targający na pół polany też musiał interesująco wyglądać.
    Pierwszego zdjęcia nie skomentuję, a dzięcioły zielone cudne! :-)

    OdpowiedzUsuń
  3. Ja tak myślę, że trzeba by kiedyś przekupić chłopców co to wiedzą gdzie, zasadzić się i sfocić te negocjacje ze stawami i ten targający szlag.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. To są nieme negocjacje, ale proces wstawania i pierwsze kroki po kilku godzinach leżenia na grudniowej ziemi ... słabe to jest :)))
      Wczoraj np. zrobiłem sobie wagary, co opiszę w następnym poscie, znalazłem martwego lisa przy drodze, zatachałem go przed czatownię, na bieliki czekałem ... 5 godzin! To dopiero była jazda bez trzymanki :))) Jutro to wstawię. Fajna historia.

      Usuń
    2. Takie pięć godzin leżenia na grudniowej ziemi skończy się odpustem całkowitym, ale i wilkiem.

      Usuń
    3. no i oby się skończyło wilkiem, tylko nie tym na tyłku :)))

      Usuń
  4. Narzekanie z wyczuciem, bardzo dobrodusznie - świat byłby lepszy gdyby każdy tak narzekał - ja też jeśli chodzi o naturę jestem bardzo łapczywa i chciałabym dostrzec jak najwięcej okazji do podziwiania dlatego rozumiem takie zachowanie. ;)))) Muszę powiedzieć że mgła i ciemność jest bardzo urokliwa i nadaje tajemniczości - z resztą każde zdjęcie spod Pana ręki jest okazją do uśmiechu. Niech natura sama decyduje w jakich barwach chce się obnażać.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Yvaine, dobrze, że tu jesteś :) dziękuję za dobre słowo! :)))

      Usuń
  5. I jak zwykle bardzo ujmująca opowieść. Ludzie, ty to potrafisz poczarować nie tylko czymś co nazywasz autofokusem, ale też piórem. Dzięcioły choć w niecnym towarzystwie - wspaniałe. I zgadzam się z Paniami Grazyną i Ewą, że obejrzenie negocjacji ze stawami oraz targania szlagu(a, lub jakkolwiek to sie odmienia) byłyby niezwykle interesujące. Lis zdecydowanie nie miła nastroju na jedzenie, raczej wygląda jakby chciał powiedzieć: "A co Waść tu robi, sio!" lub znowu klasykiem posługując się: "S...... dziadu". A z innej beczki, czy Ty naprawdę wiesz co to jest ten wilk, którego się łapie? Moja siostrzenica poszukiwała go pod płytką chodnikową, gdy została przed łapaniem wilka ostrzeżona.

    OdpowiedzUsuń