środa, 17 grudnia 2014

martwy lis i dziwne tego następstwa!

Poniedziałek, jadę do Stawigudy w sprawie zawodowej. Przy drodze leży martwy lis. Spieszę się, jestem w pracy, ale głowa mimowolnie wyświetla pewne obrazy. Lis - przysmak bielików, czatownia, lis, czatownia, okazja, bieliki, lis, szansa! Jadę do znajomego w Stawigudzie z nową misją, po spotkaniu wychodzę z kartonowym pudłem. W bagażniku ląduje lis wraz z zewnętrznościami, które wcześnej były wnętrznościami, oczywiście całość zapakowana do pudła - kompletna logistyka. Wracam do firmy z nadzieją, że scenariusz dnia pozwoli mi wyskoczyć do lasu i wyłożyć zanętę przed zmrokiem.
Niestety stało się inaczej, spotkania do końca dnia pracy, lis został przed firmą na noc! Zastanawiałem się, czy to będzie wystarczająco zimna noc. Wożenie "świeżego" lisa jest zapachowo kłopotliwe, a rozkładającego się jest całkowicie niefajne, o tapicerskiej przenikliwości tego odoru nie wspomnę. Szczęśliwie nie "waliło" tak strasznie. Z otwartym oknem ale dojechałem do celu. Odruchy wymiotne miałem tylko przez pierwszy kilometr - spoko :))) Do czatowi od samochodu mam 2,5 kilometra ... . Niesienie uzewnętrznionego lisa nie wchodziło w grę, zwłaszcza, że strefa odorowa rosła w zastraszającym tempie. Przewiązałem łapkę przygotowaną wcześniej linką i holowałem bieliczy przysmak 5 metrów za sobą. Być może dlatego, że trudno lisa na lince pchać przed sobą ... jeszcze to przemyślę. Technika "na wleczonego", szczęśliwie odbywała się pod wiatr. Była 7.30 rano. Oczywiście MUSIAŁEM zrobić wagary. Nie wyobrażałem sobie zostawienia takiego łakocia i powrotu do pracy, bez dania  sobie szansy na zdjęcia. Ta z moich czatowni jest akurat hmmm ... leżąca. Położyłem się zatem na podściółce i cierpliwie czekałem. Kruki, to o nie zabiegałem w pierwszej kolejności. Dlaczego? Dlatego, że o tej porze roku bieliki trzymają się blisko kruków. Obserwują ich zachowanie i nasłuchują. Gdy kruki zaczynają głosić znalezione "koryto", bieliki zjawiają się zaraz po nich. Czarny patrol nadleciał już po 30-u minutach. Ale kruki też nie są w gorącej wodzie kąpane. Pokrakały, pokrakały i odleciały. Wracały co kilkadziesiąt minut i tak przez przez 3 godziny. Około 11.30 zleciały się większym stadem. Rozpoczęła się symfonia ich możliwości komunikacyjnych. Wydawały około 15-u różnych dźwięków, z których kilka nauczyłem się już dawno rozumieć. Ja w tym czasie miałem już za sobą dwa ataki zimnej telepy! Musiałem nieustannie wykonywać izometryczne ćwiczenia, bo inaczej ... szpital murowany! To nie żarty, gdy leży się 5 godzin bez ruchu. Dzięki fiz-dyscyplinie krążenie zostało uruchomione, palce wróciły pod system kontroli. Podsłuchałem, że kruki zdecydują się na konsumpcję. Wydają wówczas takie strzykania, coś jakby cążki do paznokci, a wcześniej gaworzą modulując głosem jak dziecko uczące się mówić. W tym momencie nadleciały dwa dorosłe bieliki w pełnym wybarwieniu. Usiadły po przeciwnych stronach polany i zaczęły się nakręcać. Wydawane odgłosy to w zasadzie wysokotonowe gdakania, brzmiało to jak awantura. Piękne. Jeden z kruczego patrolu usiadł na drzewie, pod którym leżałem, drugi na polanie, 3 metry ode mnie. Miałem co chciałem w zakresie fonii, teraz poproszę o wizję! O 14.00 miałem bardzo ważne spotkanie, mój czas się kończył, a bieliki jak większość drapoli, mają w takich sytuacjach czas nieograniczony. Potrafią siedzieć godzinami na gałęzi. Obserwują kruki, pozwalają im się najeść i dopiero gdy czują się bezpieczne dolatują do padliny. Niestety poza krakaniem, krukom również się nie spieszyło. Pierwszy usiadł o 12.40! Zostało mi 15 minut, dłużej czekać nie mogłem, a i tak założyłem, że do samochodu będę biegł. Miałem okazję obserwować ich walkę, przeloty z drzewa na drzewo, kołowanie nad polaną, niestety bez szans na zdjęcie. Nie mogłem się ruszać, bo kruki miały wielu czujnych strażników. Ze względu na architekturę czatowni, mogłem zrobić jedynie zdjęcia na zanęcie i w bezpośredniej od niej odległości. Musiałem wyjść z ukrycia, niestety. To zabieg, którego nie można ukryć przed niesamowitym wzrokiem bielików. Bliższy mnie, zerwał się zanim przekroczyłem linię drzew. Modliłem się by dał się jakkolwiek sfotografować, żebym miał pamiątkę po tym niesamowitym spektaklu! Wbrew swoim zwyczajom, spłoszony nie odleciał daleko, a usiadł na drzewie po drugiej stronie polany ... ufff ... chociaż to! Dzięki Bogu, mam Go. Nie otrzymałem pełnej satysfakcji, ale gdybym Go w ogóle nie sfotografował, byłoby mi trudno wytłumaczyć ogromny wysiłek, jaki włożyłem w całą akcję. Przyroda po raz kolejny udzieliła mi trudnej lekcji pokory. W tej grze trzeba mieć niewiarygodną cierpliwość i gotowość na wiele, wiele niepowodzeń.








14 komentarzy:

  1. Na prawdę podziwiam Cię. Wykonałeś tytaniczna pracę. Ja bym i godziny nie wysiedziała już nie mówiąc o targaniu tego lisiego padła, ale przyjemność obserwacji to też duża nagroda. I pięknie to opisałaś, jakbym tam była. Zdjęcia byłyby fajnym uzupełnieniem ale nie koniecznie.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. dzięki :) Grażynko, gdybym wiedział, że to da sukces, to siedziałbym bez jedzenia i picia 3 doby w czatowni. Niestety z przyrodą nie da się negocjować :) Trzeba próbować, statystyka zaczyna działać już na moje konto. Co do opisu, to największym problemem było rezygnowanie z wielu przemyśleń i opisów obserwacji, z tego dnia mógłby powstać rozdział książki, a nie krótki post :)

      Usuń
    2. Są tacy którzy chętnie by o tym poczytali. Kruki są fascynujące, już Ty to wiesz najlepiej. Miałam kiedyś takie przypadkowe spotkanie z krukami i bielikami. Z braku czasu i przez to ze złości pokazałam się im i trzaskałam zdjęcia na oślep myśląc, że tylko krukom a w domu okazało się, że na sośnie siedziały dwa bieliki. Zawsze sie potem żałuje, że można było inaczej, ale to co przeżyłeś jest i tak fantastyczne.

      Usuń
    3. Kruki w obecności bielików specyficznie się zachowują, kiedyś to opiszę. Na pocieszenie powiem Ci, że wielokrotnie marnowałem okazję na zdjęcie tylko dlatego, że niezbyt dokładnie przyglądałem się otoczeniu. Krukom będę poświęcał więcej czasu, to absolutnie imponujące ptaki. Czasami mam wrażenie, że są mądrzejsze od wielu ludzi, których znam :)))

      Usuń
  2. Ech, ja nawet mogę być mniej mądrzejsza od kruka, byle kiedyś trafiła mi się taka okazja ich obserwacji. Piękno tych ptaków jest fascynujące!
    Wspaniała przypowieść, mogłabym czytać bez końca :-)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Pani Ewo, będę tu opisywał różne przygody, aż padnę:) W przyszłym roku będą emitowane audycje radiowe z moimi opowieściami, więc może coś z tego będzie :)

      Usuń
  3. Kurcze, ale inteligentne dzioby uchwyciłeś. Ciekawe po jakim szkoleniu służb specjalnych te cholery krucze są. Sam Wielki J. Bond nie ma takiego zabójczego spojrzenia. I C. Norris też nie.

    OdpowiedzUsuń
  4. Jak zwykle genialny opis!!! Nie wiadomo czy podziwiać autora za twórczość fotograficzną czy poetycką :) i ta i ta zasługuje na owacje na stojąco !!

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Kto ma się zorientować, ten się zorientuje dlaczego właśnie tymi słowy Ci dziękuję za komentarz :)

      Wielkąś mi uczyniła radość w domu moim,

      Moja droga Martynko, tym komentarzem swoim :)

      Usuń
  5. I ja w tym przedświątecznym zabieganiu spieszę z komentarzem.
    Poświęcenie fotografa jednak przebija wszystko. Ty z martwym lisem i godzinami spędzonymi w czatowni, ja czasami nawet o 6 rano w terenie w weekend, choć do rannych ptaszków nie należę.
    Bielik na zdjęciu jest? JEST! To się liczy najbardziej :-). I kruk też jest, czyli sukces jakby nie patrzeć.
    Zazdroszczę możliwości wagarów w pracy. U nie by nie przeszło.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Husky, mogę robić wagary, bo doskonale znam szefa. To kompletny świr, człowiek pasjii - rozumie mnie i czasami przymyka oko na moje wariactwa :)

      Usuń