sobota, 15 kwietnia 2017

Dziki w barłogu!

Sobota większa czy mniejsza, do lasu iść trzeba!
Dla mnie zresztą każda sobota, w którą wybieram się do lasu jest wielka.
Pogoda nie rozpieszczała, ale ostatnio tak ciężko pracuję, że nie miało to specjalnego znaczenia. Nigdy nie miało.
Pół godziny jazdy autkiem. Szarość widzę, szarość i deszczowość.
Deszczowość na szczęście była bardziej domyślna niż rzeczywista, czyli delikatnie siąpiło.
Nawet lubię taką pogodę. Świat jest jakiś bardziej wyciszony, powolniejszy nieco, a co najważniejsze ściółka jest najcichsza z możliwych. Mokre liście i papatyki nie wydają dźwięków. To wiele dla mnie znaczy.
To znaczy na przykład, że nie będę musiał iść ścieżkami, a tak jak lubię najbardziej, leśnymi bezdrożami.
W pobliżu bagien kucnąłem i tak jak wolno szedłem, tak wolno się rozglądałem. Cierpliwie znaczy. Spokojnie i długo.
Miernikiem cierpliwości i sygnałem końca obserwacji jest albo ból kolan albo zszytego cztery lata temu achillesa. Zwykle to on mi podpowiada - "dość tego kucania, wstawaj wielkoludzie!"
Pewnie chciałby powiedzieć "grubasie" ale nie ma gdzie uciec, więc sili się na dyplomację ... bojaźliwy cwaniaczek!
Zauważyłem, znaną mi zresztą, chmarę łań z zeszłoroczniakami.
Postanowiłem się do nich zbliżyć. Zadanie nie należało do łatwych. Po ich zachowaniu zorientowałem się, że już wiedzą o mnie. To oznaczało, że nawet gdy stado odejdzie, jedna z nich pozostanie i będzie upierdliwie długo patrzyła w moją stronę.
Ja, żeby się do nich dostać, musiałem przejść przez bagno, czyli wyjść na "patelnię".
Odczekałem jeszcze z pięć minut i ruszyłem.
Myślicie, że pięć minut wystarczyło?
Ja tak myślałem, ale nie wiem który już raz w życiu się przeliczyłem.
Oczywiście zostałem zdemaskowany.
Pokonałem bagno, "zestrzeliłem" pstrykając dwa kleszcze z nogawek (jak to na śródleśnym bagnie) i oddałem się najrzadziej zachodzącemu zjawisku - myśleniu.
No nie, myślenie to chyba za dużo powiedziane - przemyśliwaniu, o!
Analizując kretyńskie, a już na pewno złośliwe w tym momencie zachowanie kręcącego się wiatru, przemyśliwałem, gdzież to bym się udał, będąc spłoszonym mną stadem jeleni.
Wybrałem nie najłatwiejszą przeprawę, ale tylko tak mi się to wszystko w łepetynie poukładało.
Przedzierałem się przez drągowinę w stronę starego lasu sąsiadującego z niezbyt starym ale gęstym lasem mieszanym.
Jakoś mi się wydało, że mając jeleni mózg, tam właśnie bym szukał spokoju. Teren lekko wyniesiony, więc kontrola otoczenia ułatwiona, a sąsiedztwo "gęstnika" to oczywista kryjówka dla stada.
Nie pomyliłem się! Są ... były ... znaczy widziałem je!
Ale co z tego, skoro i tym razem nie udało mi się ich sfotografować.
Zdesperowany postanowiłem wejść w dość mroczny fragment lasu.
Rzadko to czynię, głównie z tego powodu, że strasznie ciężko tam pokonać kilka metrów nie łamiąc jakiejś cholernej gałązki.
Dziś jednak, mokry podszyt był jak dywan, cichuteńki!
Szedłem ostrożnie i całkowicie niespiesznie stawiając nogi.
Nagle z czegoś na kształt letargu wyrwał mnie ponury i raczej mało przyjemny pomruk starej lochy!
Tak właśnie dokonałem odkrycia!
Naprawdę do tej pory tego nie wiedziałem, a dziś zobaczyłem to na własne oczy!!!
W jednym barłogu, w jednym dole, leżały dwie lochy z małymi! A ponieważ idąc cicho wlazłem im praktycznie na ogony, mogłem detalicznie im się przjrzeć. Odpoczywały.
Nie sądziłem, że właśnie tak to robią. Wiem i wielokrotnie o tym pisałem, że lochy zakładają "żłobki" i razem prowadzą swoje młode. Ale że zalegają razem w jednym barłogu, serio nie wiedziałem!
Ta obserwacja była dla mnie wiele warta. Bardzo wiele. Nie miałem jednak czasu w tym momencie oddać się refleksjom nad odkryciem, bo lochy były duże i bynajmniej niezbyt bojaźliwe.
Podniosły się i ani kroku w tył!
Większa cierpliwie czekała aż wszystkie pasiaki zajmą bezpieczne pozycje, a ona stała i przyglądała mi się fukając okrutnie.

Dzieliło mnie od nich raptem kilka metrów. To co pokazuję, to pełne kadry (420mm)
Dziś było ciemno, w tym lesie szczególnie, więc widać jak widać, ale ja dosłownie czułem ich zapach. Używam słowa zapach, bo podobnie jak mój achilles byłem zbyt blisko i nie mogłem uciec ... dyplomacja wydaje się zatem w pełni uzasadniona.

 Czy muszę pisać co one o mnie myślały? Sądzę, że to spojrzenie wiele wyjaśnia :)))

Niestety stało się to czego się nieco obawiałem. Ta starsza cholera ruszyła w moją stronę!
Aż się zasmarkała z emocji, jak widać :)))


Młodsza pozostała na swoim miejscu, obserwując mnie czujnie ...

A ta mamuśka lezie do mnie/po mnie i już! Dzieli mnie od niej już tylko to jedno drzewo! Super, nie ma co!

Ona mnie obeszła. Ale tam ona! Nie ma znaczenia co ona, ważne co ja!
Ja, najzwyczajniej w świecie, zostałem przez nią ... obszedły ... obeszły ... ach ta strona bierna, do końca nie wiem co ona ze mną zrobiła i co ja "zostałem przez nią", bo musiałem też zerkać na tę drugą, a trzecim okiem kontrolować maluchy, żeby nie przyszło im do głowy zostawić mnie między nimi, a matką! W takiej sytuacji teorie się kończą, zaczyna się czysta praktyka.
Zwykle wspinaczkowa  ha ha ha a.
Na szczęście po raz nie wiem który, skończyło się na straszeniu. Ofukały mnie siarczyście, a ta starsza przyjrzawszy mi się z bliska, chrumknęła na swoje pociechy i odeszła.
Postanowiłem nie iść za nimi. Otrzymałem od nich wiele radości i możliwość zrobienia tych zdjęć.
Uznałem, że to wystarczy.
Wracałem bardzo szczęśliwy ze spotkania, a nade wszystko z odkrycia, że lochy "współbarłogują"! ;)


18 komentarzy:

  1. No to ładna historia zamiast święconki :-) Ważne, że happy end był. Super spotkanie i rewelacyjne zdjęcia.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Grześ, był taki moment, że czułem jak mi się jajka same święcą :))))

      Usuń
  2. Znaczy, że czas warmił powoli :) Piękne te dzisiejsze Twoje wyjście

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. czas warmił powoli - dzięki, że mi to przypomniałeś - to GENIALNE jest! :)

      Usuń
  3. Zajefajne! Miałem podobne spotkanie, jedno że nie z takiego bliska. Wtedy najstarsza locha stanęła na drodze, a za nią przebiegło całe przedszkole z lasu do lasu. Dopiero kiedy wszystkie bezpiecznie przeszły, fuknęła tylko ostrzegając i nieśpiesznie zniknęła między drzewami. Zdjęć nie mam, bo mój kodak nie radził sobie z odległością i cieniem. Pozdrawiam świątecznie.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Dziki, tzn. bliskie spotkanie z nimi są czymś zupełnie innym niż spotkania z innymi zwierzętami. Dziki gwarantują jakąś szczególną emocję. Są piękne po prostu i jakieś takie ... dzikie :)

      Usuń
  4. Fajna przygoda. Locha po prostu uznała, że nie stanowisz zagrożenia dla jej potomstwa i demonstracyjnie Cię zlekceważyła :-)Dziki to mądre zwierzęta!

    OdpowiedzUsuń
  5. Igrasz Leśny obyś się nie doigrał. CZego Tobie i nam wszystkim z okazji Wielkanocy życzę

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Przecież wiesz, że tak naprawdę to chciałbym się doigrać, tzn. bez uszczerbku na zdrowiu, ale bynajmniej nie unikam sytuacji z tzw. czynnikiem ryzyka. :)

      Usuń
  6. No, ja bym miała pełne gacie zaraz na początku i o zdjęciach nie byłoby mowy. Nie zazdroszczę chociaż dzików nie widziałam już równo rok, wolę oglądać u Ciebie.
    PS
    A to spojrzenie mówi "Serrrdecznie zaprrraszam"

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. taaa, ona z pewnością mnie zapraszała ... do tańca :)))
      Kiedyś locha szarżowała na mnie, a ja (chyba jednak coś ze mną jest nie tak) fotografowałem ją do końca. To zdjęcie zresztą jest na blogu w jednym z początkowych wpisów :)))

      Usuń
  7. Zbiegiem okoliczności miałem dzisiaj podobną przygodę. Wszedłem w gęstwinę świerkową, i gdy się w nią jakoś wczołgałem okazało się, że znalazłem się pomiędzy lochą, a pasiakami. Nie mam pojęcia jak ja to zrobiłem. Różnica w tym, że ja nie miałem takiego szczęścia i nieskończyło się na fukaniu i chrumkaniu. Loszce się nie spodobało, że stoje jej przed nochalem, a za mną jej warchlaki. Fuknęła, chrumknęła i wio na mnie. Przegoniła mnie kilka metrów i na szczęście stanęła, znowu coś tam fuknęła i udała się do swoich pociech. Gdy ma się na ogonie dzika to wcale nie boją nogi :))

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. no to miałeś przygodę, ale zrobiłeś jakieś zdjęcia?

      Usuń
    2. Niestety nie :/ To miał być krótki spacer i nie wziąłem ze sobą aparatu ;)

      Usuń
  8. A mówili, żeby nie denerwować loch z małymi ;P.

    Zdjęcia świetne!

    OdpowiedzUsuń