sobota, 3 marca 2018

Słońce wschodziło dla saren.

Czego śnieg dziś nie robił!?!
W zasadzie nie robił tylko jednego - nie znikał!
Poza tym robił wszystko:
- skrzypiał
- piszczał
- trzeszczał
- strzelał
- bździągwił i hałasił!
Nie wiem co znaczy to przedostatnie, ale ze wszystkiego co robił, to właśnie było najgorsze!

Niezbyt się tym razem spieszyłem do lasu. W samochodzie miałem 24 stopnie na plusie czyli o czterdzieści więcej niż poza nim. To raczej wystarczające uzasadnienie opieszałości z jaką dążyłem do opuszczenia auta.
Wiedziałem, że pierwsze dwie godziny nie będą termiczną pieszczotą.
Uwielbiam zimę w lesie, nawet lubię zimno, ale gdy temperaturze minus szesnaście towarzyszy północny wiatr, robi się nieco chłodno. Bardziej niż rzeczywista, dokucza temperatura odczuwalna.
Niestety las, w którym dziś się znalazłem, jak co roku jest mekką poszukiwaczy poroży. Ślady "szukarków" z okolicznych wsi masowo wchodziły w każdy leśny zakamarek. Oczywiście najpierw sprawdzane są wszelkie paśniki i polanki, potem ostoje i drągowiny. Ktoś regularnie objeżdża las rowerem, ktoś "zalicza go z kalosza". Jest też jakiś "dystyngowany" poszukiwacz z wyższych sfer. Jego "dystyngowaność" zdradzają odciski profesjonalnego obuwia trekkingowego. Miejscowi nie korzystają z takich wynalazków. Po nich pozostają odciski klasycznego gumofilca. W sumie najbardziej uniwersalnego buta jesienno-zimowego. Sam chodzę teraz w kaloszach :)
Nie zmienia to faktu, że spotkałem dziś pięknego byka w kompletnym uzbrojeniu.

A dzień?
Dzień przywitał mnie zaskakująco ciekawie.

Na niebie jednocześnie był księżyc i słońce.
Zachęcam do wyjść porannych, ponieważ o tej porze roku nie trzeba zrywać się zbyt wcześnie, by cieszyć oko ciekawymi obserwacjami.
Oglądanie wschodu słońca zdaje się być mantrą i medytacją w jednym.

Zdjęcie księżyca robiłem z ręki więc mogło być lepsze, ale jak się nie chciało przyłożyć do zdjęcia, to teraz trzeba się tłumaczyć ...

Pierwsza odsłona!
Szczęśliwie byłem na wzniesieniu, więc wychwyciłem naszą Gwiazdę w pierwszym kroku ponad "horajzon".
Dolna część tarczy ginęła jeszcze w gęstych warstwach atmosfery. Atmosfera (praktycznie jej składowe) działa niemal jak pryzmat i rozprasza w pierwszej kolejności krótkie widma - efektem końcowym zarówno podczas wschodów jak i zachodów jest docierająca do nas czerwona barwa. Powstające w tym czasie również zakrzywianie fali w atmosferze przyczynia się do zjawiska refrakcji, umożliwiającego nam zauważenie tarczy słonecznej zanim fizycznie pojawi się nad linią horyzontu i chwilę po tym, gdy już się za nim schowa. Pewnie zauważyliście, że w tych momentach słońce wydaje się nieco spłaszczone, eliptyczne. Wtedy nie widzimy bezpośrednio Słońca, a jakby jego "projekcję" w atmosferze. A ponieważ warstwa gęstej atmosfery przy pewnych kątach staje się też "soczewką", wschodzące słońce dodatkowo wydaje się większe. W Warszawie podczas najdłuższego dnia w roku refrakcja pozwala zobaczyć tarczę słoneczną aż siedem minut wcześniej, zanim rzeczywiście wywinduje się ponad widnokrąg.

 Tu widać dwa kolory tarczy. Wynika to z różnej gęstości warstw atmosfery. Światło z dolnej części tarczy wciąż przebija się przez jej najgrubsze warstwy.


Zabawy miałem po kokardę.

Nie miałem pojęcia jak nakłonić koziołka, by pobiegł w stronę Słońca, na szczycie podskoczył i znalazł się na jego tle, ale kiedyś zrobię takie zdjęcie :))) Póki co cieszę się z tego!



Poniżej kilka kadrów z niebieskiej części dnia.



 Przepiękne okoliczności przyrody! Wymarzona sceneria. Długo będę się cieszył tym kadrem.


 Mroźna ale zawsze piękna Warmia.


 Modraszka w stanie hibernacji.


No i żeby nie było, że nie ma jeleni! Rozumiem, że widzicie je w trzecim planie przechodzące przez tą małą polankę ... no! :)


13 komentarzy:

  1. Mimo tej temperatury, która sięgała zazwyczaj -20 (nie mówiąc już o temperaturze odczuwalnej), naprawdę podobały mi się ostatnie dwa tygodnie. Było (tzn. póki co nadal jest! ;) ) trochę śniegu i rankiem szron na wszystkim. Niestety po niedzieli ma być odwilż... :( Bardzo podoba mi się taka kraina. Warmia... tzn. Narnia! ;)))
    Koziołek w czerwieni wschodzącego słońca naprawdę suuper, a PORTRET jeleni wręcz rewelacja! :))

    OdpowiedzUsuń
  2. Taaak, zauważyłam jelenie na trzecim planie.;)

    OdpowiedzUsuń
  3. Hehe, nie wiem jak Twój śnieg bźdźiągwił ale jako nadworna bźdźiągwa domowa - wkurzam, więc może Cię wkurzał po prostu.
    Słonko boskie, a ten koziołek to faktycznie mógłby się wykazać dobrą wolą współpracy i podskoczyć na tle gwiazdy. Może trzeba marchewkami zapłacić.
    Pozdrawiam.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. jak ja lubię gdy ktoś czujnie czyta :))) dziękuję! Śnieg był rzeczywiście wyjątkowo wkurzający. BYć może dlatego, że bździągwił skubaniutki! :)))

      Usuń
  4. Rany!!! Słońce cudne a mnie by nikt nie wygonił na ten mróz na dwór... podziwiam :D

    OdpowiedzUsuń
  5. Mróz i wiatr to niedobre zestawienie, złapało mi wodę w rurkach:-)
    Przy takim księżycu to śnieg aż świeci w nocy, prawie na niebiesko. Ciekawe to były widoki w ostatnich dniach na niebie, słońce i księżyc, do tego widoczność jak żyletka, jednak czekam ocieplenia, i przedwiośnia z podbiałami, i pszczółek na leszczynie ... pozdrawiam serdecznie.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Uwielbiam zimę, ale specyficznego klimatu przedwiośnia nic nie zastąpi! Pozdrawiam :)

      Usuń
  6. Oj jo joj dawno nie zaglądałam najwyraźniej. Ten odcinek Leśnych opowieści zdecydowanie słoneczne harce wygrywają o milimetr przed sarenką w szroniastych krzaczorach. To taka moja lista przebojów:))

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. tak, wiem, ostatnio miałem takie blogowe rozwolnienie :))))))))))) dziękuję! Ale sarenka cudko, nie że w sensie moje zdjęcie, ale aura okoliczności przyrody ... no! :)

      Usuń