środa, 4 lutego 2015

obiecana niespodzianka!

Na dziś zapowiadałem się z kontynuacją relacji z niesamowitej niedzieli. Słowa dotrzymuję.
Po satysfakcjonującej sesji z krukami i koziołkiem postanowiłem obszernym powrotem kierować się w stronę samochodu. Wprawdzie ok. 13.00 słońce zaczęło coraz śmielej wychodzić zza chmur, jednak mimo piękniejącej pogody, miałem osobiście dość. Byłem po dwudniowej nasiadówce, przemarznięty i głodny. Kiedy przemierzałem leśną drogą obok gęstego młodnika świerkowego, moją uwagę zwróciła rozświetlona w oddali szkółka. Znałem to miejsce, wiedziałem, że o tej porze roku, łanie z młodymi lubią się tam powygrzewać w południowym słońcu. Mimo zmęczenia, coś kazało mi nadłożyć drogi i skręcić w ... stronę światła. Tak zrobiłem. Gdy zbliżyłem się do szkółki bardzo długo i wnikliwie lustrowałem jej powierzchnię wzrokiem. Nie ukrywam, że wyrównywałem oddech i odpoczywałem przy okazji. Nachylona w stronę południową polana szkółki była idealnie prześwietlona słońcem. Mimo, że słońce docierało precyzyjnie między sosenki poprzerastane brzózkami, niczego interesującego nie znalazłem. Konsekwentnie ruszyłem wzdłuż granicy szkółki obserwując ją bacznie. Po pokonaniu około 40-u metrów moją uwagę zwróciła ciemna plama zwierzęcia ukrywającego się między młodocianymi drzewkami. Początkowo byłem pewny, że to dzik. Gdy przez obiektyw aparatu przyglądałem się stworzeniu, uznałem w pierwszym momencie, że to jednak łania. Dopiero po chwili dotarło do mnie z czym rzeczywiście mam do czynienia. Gdy ukazał mi się pełny obrys głowy zrozumiałem, że patrzę na klempę, czyli samicę łosia! Początkowo dzieliło nas prawie 100 metrów. Najciszej jak się dało, a to przy głośnym, zmrożonym śniegu było trudne, podszedłem nieco bliżej. Dodatkową przeszkodą były efekty przecinki, czyli leżące w poprzek brzózki. Łosza ostatecznie mnie usłyszała. Zatrzymałem się i postanowiłem bardziej się już nie zbliżać. Uczestniczyłem w pięknym przeżyciu spotkania łosia w środku warmińskiej puszczy! Są oczywistsze miejsca w Polsce, w których łosie fotografuje się z samochodów, tym bardziej spotkanie tego gatunku na naszym terenie, w środku ogromnego kompleksu leśnego, dało mi nieopisaną satysfakcję. Przyglądaliśmy się sobie dłuższą chwilę, natrzaskałem kilkadziesiąt zdjęć, gdy łosza powoli zaczęła odchodzić. Dopiero w tym momencie zauważyłem młodziaka, dwulatka, który był przy niej. Podniósł się w ostatniej chwili i podążył za mamą. Piękne. On jest widoczny na wszystkich zdjęciach, jednak w trakcie ich robienia, nie widziałem go i nie miałem świadomości, że tam jest. Próbowałem jeszcze je dojść. Pokonałem lasem ponad dwa kilometry po świeżych tropach. Niestety bezowocnie. Łoś nawet gdy idzie bardzo wolno, to ja aby dotrzymać mu kroku, musiałbym biec :) Pozostałe do samochodu kilometry pokonywałem lewitując metr nad ziemią :) Byłem szczęśliwy!









pożegnalny rzut oka ;)

24 komentarze:

  1. Jak ja rozumiem to uczucie lewitowania nad ziemią z powodu spotkania z łosiem. Moje jedyne bezpośrednie spotkanie z tym zwierzem odbyło się na drodze i musiałam naprawdę hamować by nie zakończyło się tragicznie. A mimo to pojechałam dalej z trzęsącymi się kolanami, śmiejąc się z radości. Na szczęście zapanowałam ( z trudem) nad lewitacją. A info, że na wszystkich zdjęciach młodziak się znajduje, to świetny chwyt. Prawie zjadłam matrycę ekranu by wypatrzyć drania za czubkiem sosenki. POczułam się prawie jak Sherlock

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. :))) fajnie, nie sądziłem, że ta informacja dostarczy zabawy:)

      Usuń
    2. Ludzie, oprócz wielu innych rzeczy Twoje posty również zabawy dostarczają. Czasami ze względu na sposób opisu a czasami dlatego że trzeba się trochę wysilić

      Usuń
    3. wiesz jak ja się muszę wysilać ? nie jest łatwo napisać coś zabawnego gdy masz w dyspozycji dwie szare komórki, z których jedna jest non-stop zajęta kontrolowaniem oddechu, a druga to telefon ... ;)

      Usuń
    4. Dobre. Myslałam, że powiesz iż druga zarobiona i na ostatnich nogach. Telefon jest jeszcze lepszy:)

      Usuń
  2. E tam, ja się tak nie bawię! Od dłuższego czasu celem i sensem mojego życia jest spotkanie z łosiem, bynajmniej nie w zoo ;-) Wiem, za mało chodzę po lesie i mi się nie należy. Nie to, co Leśnemu! Gratuluję i zazdroszczę :-)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Ja tak marzę o kolejnej sesji z wilkiem, najlepiej z wilkami ... :) dziękuję :)

      Usuń
  3. Wiem, że już coś takiego mówiłam, ale to chyba jedna z najpiękniejszych twoich sesji. Taka naturalna, spokojna i tak pięknie oświetlona. I w dodatku łosie. Też bym lewitowała.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. wiesz, zastanowiłem się nad Twoimi opiniami i doszedłem do wniosku, że Tobie podobają się posty dotyczące jednego wybranego gatunku. I to może być cenna podpowiedź dla mnie, żeby nie mieszać smaków i rzeczywiście tak robić. Jak dzik, to dzik, jak łoś to łoś ... ;)

      Usuń
    2. Nie do końca. Istotne jest spotkanie i emocje z nim związane i pokazanie tego na fotgrafii. To nie znaczy, że nie lubię relacji reporterskiej z całego pobytu w lesie. Ale ten ostatni dziczek i teraz klempa to były specjalne spotkania oko w oko, chyba jeszcze z wilkiem tak było. I to mnie kręci, (żeby nie powiedzieć wzrusza) foty na których widać jakby zamierzony kontakt, porozumienie? Ale bardzo lubię wszystkie Twoje posty.

      Usuń
    3. Bardzo Ci dziękuję:) Żeby było jasne, uwielbiam czytać Twoje posty i nie mówię tego w ramach rewanżu :)

      Usuń
  4. Czad, pięknie uchwyciłeś Krzysiu.

    OdpowiedzUsuń
  5. Mogłabym oglądać łosie niezliczoną ilość razy :-). Miałeś szczęście, że udało Ci się te stwory w kadr złapać. U mnie szans nie ma niestety...

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. no co Ty, Husky, dziś łoś łaził po jakiejś krakowskiej dzielnicy, a to oznacza, że i Ty masz szansę :)))

      Usuń
    2. O tym z Krakowa słyszałam, od razu mi się te Twoje skojarzyły :-).
      A u mnie w okolicach gdzieś są, ale na piechotę jednak tam nie dotrę.

      Usuń
    3. 2 miesiące temu pod Płońskiem łoś wpadł pod samochód - to już niedaleko ;)

      Usuń
  6. Dzięki Leśny za foty. Poczułem się jak w domu. Tyle tylko, że niedługo nie będzie trzeba jeździć nad Biebrzę, żeby oglądać te zwierzaki. Jesienią byłem 3 razy i nic, a w tym samym czasie kolega zrobił zdjęcie (telefonem!!) klępy z łoszakiem gdzieś w okolicach j. Długiego. I dokąd to wszystko zmierza? Pytam się! Dokąd?

    OdpowiedzUsuń
  7. świetna obserwacja, spotkania z łosiami, znalezione tropy (względnie bobki) w naszych (niebiebrzańskich) lasach to dla mnie zawsze mała sensacja

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. emm - gdzie się podziewałaś ? :) fajnie, że jesteś :) tak, to spora emocja, szczególnie na terenie, na którym są stosunkową rzadkością.

      Usuń
  8. tu i tam jak zawsze, zaglądam często zapominając jak miłe są blogersom komentarze, się poprawię ;)
    w sobotę leśne liczenie (czyt. płoszenie) zwierzyny, na które podłączę się do LP zobaczymy ile łośków naliczymy

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. brałem udział w takich liczeniach ... pozostawiają wiele do życzenie w zakresie dokładności. W zasadzie to chyba uważam, że są w ogóle bez sensu. To szacowanie z dużym błędem statystycznym. Tym bardziej w dobie dostępnych kamer termowizyjnych, infrared i innych oraz helikopterów :)

      Usuń
    2. Tak właśnie jest, wiele do życzenia, zapewne, o bezsensach się spotkamy to pogadamy. Jakąś wartość szacunkową mają. He he poszłam dziś rano w teren i co? I pierwsze co to ślady łosia zobaczyłam i sfociłam. Nie tropiłam bo poniedziałkowe były. Duży byk.

      Usuń