sobota, 4 czerwca 2016

W kwiczolim oku!

Nie, żebym jakoś narzekał, w końcu nikt mnie do lasu nie wygania, nikt poza mną samym. A skoro sam się wyganiam, trudno mieć do kogokolwiek pretensje.
Ba! nie mam ich sam do siebie, nawet gdy dzień układa się tak jak dzisiejszy.
Przede wszystkim nie miałem planu. Nie wiedziałem dokąd mam jechać i gdzie oraz czego szukać. To się zwykle słabo kończy. Między innymi z tego powodu, w zupełnie nieekologiczny sposób natłukłem niepotrzebnie kilkadziesiąt dodatkowych kilometrów, szukając szczęścia "na bieżąco". Tu nie i tu też nie, więc jechałem dalej i dalej. Wczoraj spędziłem popołudnie i wieczór na rowerze, a dziś odczuwałem tę spontaniczną brawurę w mięśniach. :)
Przyznaję, nie chciało mi się chodzić.
Nie zmienia to jednak faktu, że odszedłem od auta dobre 5-6 kilometrów.
Swoją obecnością uszczęśliwiłem tysiące owadów reprezentujących przynajmniej kilka rodzin, w tym z pewnością komarowate i narzępikowate.
Zaczęło się!
Masowo ruszyły strzyżaki sarnie, czyli właśnie reprezentanci narzępikowatych. Do jesieni las będzie nieco mniej przyjemnym terenem, ponieważ one naprawdę potrafią uprzykrzyć życie. Do tego w powietrzu prezent od mateczki natury - sauna parowa gratis. Dzięki!

Brakowało mi koncepcji na poprawienie humoru i być może z tego powodu przypomniałem sobie zdjęcie, które wczoraj zrobiłem mojej miłości, czyli gończemu słowackiemu.

Codziennie rano tarza się na trawniku, potem ceremonialnie otrzepuje. Mina bezcenna :)))
Pomijając tę sytuację, to naprawdę piękny pies - zapewniam :)))


Leśny zając był pierwszą utrwaloną obserwacją poranka. Ufff, coś już mam, post nie będzie o psie  :))))


Koziołek wyszedł w momencie, w którym ze względu na parną duchotę i nadaktywne insekty, mocno żałowałem, że wybrałem dziś las liściasty. Jego obecność jednak niczego nie zmieniła. W dalszym ciągu żałowałem.

Szczęśliwie chwilę później pozwolił się sfotografować w całkiem malowniczej scenerii.



Gdy kwanty energii słonecznej, szukając podłoża, wbijały się między konary i liście, do głosu doszły wszystkie leśne cypidrylki, czyli ptaszki mniejszego kalibru. W tym piecuszki. Las około godziny 6-7 staje się filharmonią dźwięków. Coś nieprawdopodobnego. Do tego dochodzą odgłosy świerszczy i w ogóle. W ramach w ogóle, niestety też brzęczenie komarów, much, wszelkich muchówek, ważek i trzmieli,


Oto przykład jednej z bohaterek i autorek dźwiękowego poranka. Odgłos ich skrzydeł, gdy lecą naprawdę blisko, jest niesamowity. Wyobrażam sobie, że na ich ofiary działa obezwładniająco jak dźwięk śmigłowca szturmowego na psychikę żołnierzy.

Miękkie światło parnego poranka jest idealne do fotografowania kwiatów. To trochę nie moja bajka, ale w sumie ... czemu nie. Dedykuję je "moim" Czytelniczkom ;)



Dla gąsiorków dzisiejsza aktywność owadów była istnym rajem, pokarmowym eldorado. Od rana zajmowały swoje czatownie i raz za razem atakowały "latające białka". Dłuższa obserwacja pozwoliła mi stwierdzić ich niesamowitą skuteczność.

I poniżej w trakcie dynamicznego ataku. Czyż nie wygląda jak szturmowiec Imperium z Gwiezdnych Wojen? :)


Jechałem w stronę Nowej Wsi, czyli konkretnie w stronę mojego ulubionego sklepu :)
Na środku drogi zauważyłem pisklaka kwiczoła - nielota.
Zatrzymałem auto, zatrzymałem ruch, czyli nadjeżdżające audi ocalając go od niechybnej śmierci.
Ta zapewne i tak go nie ominie, (koty, kleszcze, sroki, wrony, cokolwiek) ale zrobiłem co mogłem.

Trudno było nie skorzystać z okazji. Kilka fotek w zamian za życie, to nieprzesadnie wysokie oczekiwanie z mojej strony. Tak sądzę.

Robiłem zdjęcia lecz o malca upomniała się zaniepokojona mama, odszedłem. Nie mam pojęcia jaki znajdzie pomysł na nielota siedzącego na ziemi, ale kto wie, kto wie. Odjechałem życząc mu przetrwania.



Dopiero w domu okazało się, że odbiłem się w kwiczolim oku!
Ta sylwetka w centralnej części oka, to ... ja ! :)
Tym samym czytelnicy bloga, którzy mnie nie znają, mogą zobaczyć jak wyglądam:)))
Mi również miło Was widzieć, tym bardziej, że w tym wydaniu, moja zewnętrzność wydaje się całkiem akceptowalna haha ha aa haa ;)


17 komentarzy:

  1. Wczoraj pod wieczór gdy obfotografowalem uszatki po raz kolejny znalazłem świeżutką norę lisa. Widziałem jak wychodził z niej. Coś mnie podkusilo aby ulokować się w pobliżu. Może maluchy wyjadą. Wytrzymalem tak godzinę. Tyle tych małych gryzacych owadów jeszcze na sobie nie mialem.
    Koszmar.
    Widzę że Leśny krąży w moich rodzimych stronach :) A sklepik ulubiony to ten nowy czy ten który tam istniał od zawsze :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. to ten co był od zawsze ale po remoncie! Teraz to normalnie hipermarket się zrobił:)

      Usuń
    2. Kwiczol da radę skoro taki poczciwy lud Leśny go uratował. Będą to opowiadać kolejne pokolenia kwiczolów :)

      Może też pamietasz czasy jak byl w centrum wioski kiosk. Te kolejki do nalewaka jak złocisty napój przywieźli w beczkach. :))))

      Usuń
    3. mam nadzieję, że da radę :) Kiosku nie pamiętam. Nową Wieś "odkryłem" mniej więcej 20-23 lata temu. Początkowo, gdy te tereny zwiedzałem nocą wyłącznie podczas rykowisk, była to jedna z tych wsi, które znałem tylko w porze snu. :)

      Usuń
  2. Moja sunia tez bierze prysznic w porannej rosie :)) Myślę podobnie jak Ty, nie wiadomo gdzie iść i chyba najlepiej tam gdzie się dawno nie było. Młodziak ma rozczulające spojrzenie. Świetne makro helikoptera.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. też tak myślę, że co jakiś czas trzeba coś zrobić inaczej, pójść w jakieś dziwne, nietypowe miejsce. Dziś tak właśnie zrobiłem.

      Usuń
  3. Maluch krzepi, wódka lepiej - trawestując Wańkowicza.

    OdpowiedzUsuń
  4. Lubię zdjęcia, na których to widnieje fotograf odbity w oku modela :-).
    Miejmy nadzieję, że model z Twojego kadru da sobie radę i że żadne nieszczęścia go nie dosięgną.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. od czasu gdy w liceum udało mi się na zdjęciu odbić w żabim oku, też to lubię :)

      Usuń
  5. He he, kwiczoł jest innego zdania, dla niego każda Twoja postać jest absolutnie nieakceptowalna.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Luna, no dzięki, ale Ty psiuła jesteś wiesz! też Cię lubię! ;) :))))

      Usuń
  6. Ach, niesamowicie przyjemnie się Ciebie czyta. Podziwiam te Twoje wycieczki i eskapady do lasów. Bardzo fajnie, że masz pasję i jeszcze fajniej, że się z nią dzielisz. Zazdroszczę tej swobody poruszania się w lesie. Przyznam szczerze, że ja zawsze odczuwam strach wchodząc do lasu. Jestem lękliwy. Każdy głośniejszy szelest wywołuje u mnie panikę. Wiesz może jak temu zapobiec? Jak bez oporów i strachu zbratać się z przyrodą?

    http://brewilokwencja.blogspot.com

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Adrian, lęki są naturalna częścią naszej natury, dzięki nim przetrwaliśmy jako gatunek. Zapewniam Cię, że znam fragmenty lasu, do którego też wchodzę niechętnie.
      Następny post będzie na ten temat :) Metoda jest jak zwykle jedna, aby oswoić lęki, trzeba zebrać istotną ilość doświadczeń, by potem racjonalizować każdy szelest i wiedzieć, że nic złego z tego nie wynika. Zbyt wielu zagrożeń w lesie nie ma. Kleszcze, dziki, bezpańskie psy, ludzie. Reszta w zasadzie się nie liczy. Najgorsi są jednak ludzie. Więc jeżeli to nie oni szeleszczą, to raczej będzie OK ;)

      Usuń
  7. Oj, maluchy się teraz sypią z gałęzi jak śnieg! Część przeżyje, część swoją śmiercią zapewni przeżycie innym ( a część trafi do azylu, gdzie będzie żądać ode mnie jedzenia :) Swoją drogą nie ma nic bardziej uroczego niż małe pliszki krzyczące o jedzenie, wszystkie szczeniaki wymiękają przy nich! ).
    P.S. zdecydowanie poprawiłeś mi humor tym "szturmowcem" :D

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. z tym sypaniem się z gałęzi to prawda :))) świetne porównanie :)

      Usuń
  8. No kwiczoł pozamiatał. Świetne zdjęcia. Życzenia pomyślności mu ślę. Portret w oku kwiczolim - to Ci się udało.

    OdpowiedzUsuń