poniedziałek, 30 maja 2016

jestem lasem!

Pierwszy widok jaki ujrzałem tego wyjątkowego dnia, wyglądał tak ...

Drogą leśną szedł lis, niosąc w pysku świeżo zdobyty łup. Cmoknąłem. Zatrzymał się, obejrzał, ale chęć obserwacji wzięła górę. Zdjęcia nie zrobiłem. Trudno mi powiedzieć co niósł w pysku, ale to miało kończyny, a te miały tendencję do się majtania. Ktoś stracił rodzica, czyjeś dzieci zyskały pokarm. Zasady lasu w takim samym stopniu są zachwycające co bezwzględne. Nie możemy przykładać do tych zjawisk naszej miary i silić się na oceny. To nie jest nasza rola.

Tego dnia obiecałem sobie, że nie będę się włóczył robiąc kilkanaście kilometrów, bo mam serdecznie dość. Po przydługim łyk-endzie jestem chronicznie niewyspany i przemęczony, czyli zdrożony. Poprzedni dzień dał mi w kość. Z lasu wróciłem mokry jak wyjęty z pralki, w której nie działa opcja odwirowania. To zasługa mokrych traw, długo utrzymującej się mgły i moich ambicji poznania tego terenu.

Usiadłem zatem na pniaku w wielce obiecującym miejscu i ... zaczęło się! Obudził się ten mały złośliwy kurdupel mieszkający w zakamarkach kory mózgowej i szepce ... "i co będziesz tu tkwił jak palec w d.... a może za zakrętem coś się dzieje! Siedzisz jak stary wór, a las sam do ciebie nie przyjdzie! Rusz się, zobacz, może nieco dalej spotkasz te swoje jelenie, może dziki!" I tak w kółko i wciąż i bez końca! Ja pierniczę, żebym ja tak umiał nie pójść. Idę! Jak się wkrótce okaże - niestety idę!

Bardzo długo nic się nie dzieje. Niezauważalnie skrada się coś, czego wczoraj mimo mgły, nie było - sauna parowa! Słońce podnosi się szybko i grzeje wyraźnie mocniej niż dzień wcześniej. Do głosu dochodzi coś jakby znużenie. Z odrobiną niechęci fotografuję przypadkowy widok.

Tym razem to nie jest mgła. To opary podnoszące się z rozgrzanego gruntu i roślinności. W przeciwieństwie do mgły, która wytrąca się z wilgotnego powietrza, opary to cząstki wody oderwane od podłoża. Opuszczając liście czy ziemię, zabierają z sobą cząstki związków odpowiedzialnych za odczuwanie zapachu. Chcąc nie chcąc oddycham i wdycham. Drobiny związków chemicznych wnikają do mojego organizmu. Przez płuca, skórę, jakkolwiek ale nie mogę oprzeć się wrażeniu, że moje ciało wysyca się tym lepkim zapachem i wilgocią. Z każdym krokiem staję się lasem. Mam we krwi i ciele coraz więcej wspólnych z nim atomów. Idąc tak i chyba jednak dywagując bardziej niż roztrząsając filozoficzny problem, zapadam w swoisty letarg. Nogi coraz bardziej leniwie ale i coraz bardziej mechanicznie, przestawiają się w oderwaniu od centrum zarządzania. Podstawowe funkcje przejmują nerwy obwodowe. Zasnął ... mózg zasnął!
Niemal nieświadomie docieram do Jełgunia. Mijam ukryty w lesie cmentarz pamiętający czasy świetności tej wsi, po której dziś została tylko polana, omszałe ze starości drzewa owocowe i fragment podpiwniczenia. Dziewiętnasty wiek. Nie myślę jednak o tym. Idąc śpię i chyba niespecjalnie kontroluję siebie, tym bardziej nie kontroluję otoczenia. Nagle z prawej strony, z odległości kilku metrów, dociera do mnie nieprawdopodobny, najbardziej niskotonowy odgłos poirytowanej i przestraszonej lochy! Tego pomruku ostrzegawczego i alarmowego zarazem długo nie zapomnę. Najpierw wybudzony umysł musiał odzyskać przytomność, potem sprawdziłem czy szarżuje czy ucieka oraz w ogóle o co z grubsza chodzi! Stado dzików żerowało (prawdopodobnie w identycznym jak mój, leniwym letargu) w ziołach nad brzegiem jeziora. Powietrze było tak nieprzyjemnie gęste, że pomruk zdawał się zawisnąć na dłużej w powietrzu. Nacisnąłem na spust migawki, żeby wyrwać również tkwiący w półśnie aparat. Nie pracował od półtorej godziny, więc jak i jego właściciel, przeszedł w funkcję "out of mind". Zanim się to wszystko powydarzało, dziki nieco odeszły. Szukałem ich ostrością między pniakami olch i zielska. Poszły w mokradła i nadbrzeżne trzciny.

Tak to mniej więcej wyglądało. Widać plamę sporej matki i pasiaki na tyłku gnojka.

Pomyślałem co zrobiłbym, gdybym był dziką świnią. (tu ułatwiam hejterom komentarz p.t. "przecież jesteś!" :)))) )
Uznałem, że jednak pójdą wzdłuż brzegu próbując ukryć się w doskonale mi znanym mateczniku.
Okrążyłem je najciszej jak mogłem i czekam.

 Przeszły głęboką trawą nieco dalej niż się spodziewałem. Trudno.

 Locha prowadząca. Sądząc po ogonie, niezbyt zadowolona :)

 To było stado wielopokoleniowe.

 Karnie i zgodnie z poleceniem prowadzącej, kolejno znikały w ścianie lasu.

Tu widoczne są już tylko ciemne plamy sporych ciał. (Widoczne, to jednak drobne nadużycie! ;) )

Nie dacie wiary, ale gdy się odwróciłem za siebie, ujrzałem taki widok:
Mam nadzieję, że to oddaje warunki, w których przyszło mi "pracować".

Była dopiero ósma godzina, a parowało wszystko, nawet te bale! Oczywiście ja również!
Okrutny lepiszon wiszący w powietrzu sklejał z sobą cząstki powietrza. Miałem wrażenie, że oddycham już nie związkami eterycznymi, a całymi, zespolonymi fragmentami lasu, kawałkami kory drzew i włóknami traw, owadami i fragmentami dzików, wszystko tego poranka było na tej mokrej łące w powietrzu. Nie było różnicy mas między tymi balami, powietrzem, a oderwaną od nich parą. Wszystko zdawało się być rozgrzaną, oblepiającą mnie i wdychaną jednością.
W zupełnie nieprzemyślany sposób i kompletnie bezowocny, udałem się w pościg za dzikami. Brak mi słów w jakim stanie wyszedłem z liściastego lasu. Czułem się jak zmoczona wypluwka oklejona tysiącem pajęczyn i porzucona na parującym torfie!
Wypluwka to niestrawione resztki pokarmu, wydalone (górą) przez np. sowę czy innego ptaka drapieżnego. I to co mnie wypluło, wydawało się być jedynym komplementem ocalającym moją samoocenę. Ogólnie to co w tym momencie myślałem o sobie nie nadaje się do opisania, a określanie siebie idiotą, było i tak dyplomatycznym przejawem poprawności politycznej.

Do samochodu 6-7 km. ... miałem dość swojej głupoty i jak zwykle nieprzyjemnie zaskakującej mnie determinacji. Ledwo lazłem. Towarzyszył mi typowy syndrom "kupy w gaciach" ;) Dysponowałem motoryką pomrowa, który włazi na wydmę!

W tej samej chwili Jełguń kusił i mamił takim widokiem:

Srebrne tarcze liści nenufarów i błąkające po tafli mgły zapraszały do większej sesji. To było jednak podstępne jak śpiew syren. Kocham to jezioro jak mało które, ale wiedziałem, że gdy ulegnę, to już chyba tam zostanę :) Taki byłby ze mnie warmiński Odys :)))

Chciałem tylko jednego - wejść do cienistego lasu, wejść do cienistego lasu, wejść do cienistego lasu, wejść do cienistego lasu, wejść do cienistego lasu ... !

Wszedłem. Daje się żyć, wyrównuję oddech. Lezę, bo przecież o "iściu" od dawna nie było już mowy!
To wydaje się niewiarygodne, ale w zacienionym liściastym lesie spotykam ... ech, sami wiecie co spotykam - to co zawsze ;)

 Ta dama z taką konsekwencją pobierała pokarm, że mogłem sobie pozwolić na podejście.

Tę królową kamuflażu, zobaczyłem w ostatniej chwili! Podeszła jak duch, jakby była świadoma koloru swojego umaszczenia. Niesamowicie zlewała się z otoczeniem.

Spokojny, pełen pokory marsz powrotny, czyli powłóczenie, sprzyjało zauważaniu rzeczy mniejszych. Światło tego dnia wybitnie sprzyjało fotografii tego typu, jednak sił już nieco brakło:)




Przepraszam jeżeli to za długi tekst, ale moja droga dłużyła mi się bardziej :))))
Nie wiem jak opisać rozkosz momentu, w którym mój zdrożony tyłek opada na tapicerkę fotela w moim ukochanym Jeepie. To uczucie można porównać z momentem, w którym  w wiejskim sklepie spragnione usta dotykają butelki zimnej oranżady w latach komuny, w czasie rajdu pieszego w upalne lato, po dwudziestu kilometrach marszu. Moja koleżanka w takim momencie zemdlała ... chyba z nadmiaru szczęścia. :) Stałem za Nią. Fajnie jest bezkarnie złapać koleżankę, gdy ma się 17 lat! A co, działałem w stresie, w dobrej wierze i udzieliłem pomocy! Jakaś nagroda musi być! Przecież nieprzytomna i tak nie podziękuje, tym bardziej się nie oprze! Choć ta akurat lecąc oparła się ... o mnie h aha ha ahaa


27 komentarzy:

  1. Krzychu. Jestem pod wrażeniem.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Ślę Ci/Tobie serdeczności za dobre słowo :) Od Ciebie taki komentarz to jak esej! :)))

      Usuń
  2. Wow, jestem pod wrażeniem. Zdjęć i Twojego stylu pisania. Obrazujesz słowami zupełnie jak swoją fotografią. A las to magiczne miejsce. Hipnotyzujące.

    http://brewilokwencja.blogspot.com

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Adrian, witaj w tym miejscu! :) Dzięki, że zajrzałeś, również Cię odwiedzę. Serdeczności za komentarz. Ja nie mam stylu, przyroda ma styl, a ja opisuję tylko to co widzę ;)

      Usuń
  3. Malujesz słowami, otwierasz duszę obrazami, wyobraźnię rozwijasz swoimi emocjami... To jest jeden z najlepszych ( oczywiście moim zdaniem ) postów. Boję się czytać i oglądać kolejne Twoje poczynania bo istnieje prawdopodobieństwo, że zapadnie mi się moja masa i wybuchnę jak supernowa. Po prostu zdematerializuję się żeby to ogarnąć :) Grande Gratulatione.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Mariusz, bracie, wybuchaj, rób co chcesz, najważniejsze żeby żaden z nas ani z naszych przyjaciół nie został małym czarnym karłem ;) dzięki za świetny komentarz!

      Usuń
  4. Gdy skończyłam lekturę uświadomiłam sobie ze chyba wstrzymałam oddech .... Musialam głęboko odetchnąć!!!!!!! :-) :-) Co za emocje!! Genialnie opisane! Gratuluje!!!! To bylo tak wciągające ... proszę o więcej :)))) I wiesz co? Wcale nie jest za długi wręcz na odwrót! FANTASTYCZNY :) A ten widok "za plecami" miodzio ...... :)))))

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Po takich komentarzach jak Twój, może przeniosę nieco większy ciężar na stronę tekstową. Haniu, dziękuję! :)

      Usuń
    2. Ooo koniecznie!!!! Świetnie piszesz ;)

      Usuń
  5. Mam nadzieje ze przy okazji usunąłeś ten wielki konar leżący na drodze tuż za Jełguniem w stronę Łańskiego :-) świetny post Krzysiek. Byc może te same dziki widziałem w sobotę w niedalekim miejscu :) pozdro, Sew

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Dzięki Sew:) tym razem do jeziora podszedłem z drugiej strony, konar uszedł mojej uwadze :)

      Usuń
  6. Jejku, zmęczyłam się samym czytaniem... znam te odczucia. Tę oblepiająca, gorąca wilgoć, kiedy marzy się o najmniejszym chociaż wiaterku. Ale ma to swój niezaprzeczalny urok. Piękny tekst.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Luna, no kogo jak kogo, ale Ciebie zamęczyć nie miałem w planie :))) dzięki! ;)

      Usuń
  7. Leśny, wchłanianie Puszczy N-R? Głodomorze! A poważnie, świetna opowieść, kapitalne zdjęcie zza pleców. I muszę Ci szczerze powiedzieć, że lepiej się czyta Twoje posty niż książki publikowane przez p. Wajraka (choć fajny z niego gość). Rozważ możliwość napisania czegoś większego.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Wajrak jest OK, o wilkach napisał świetnie. Beatko, gdy popełnię coś poważniejszego, a niechybnie mam w planie, to i tak masz egzemplarz autorski z dedykacją!!! :)

      Usuń
  8. Ta polanka z dziewiątki na pewno jest miejscem kosmicznej teleportacji! Pan już chyba nadaje nam z innej galaktyki, choć jak zwykle czyta się znakomicie. Wyrażam podziw i ustawiam się w kolejkę po autograf :-)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Na tej polance, tego dnia teleportowało się wszystko! najbardziej woda ha ha ha aa
      Autograf, Pani Ewo, Pani, Beata i wielu lojalnych Gości tego miejsca, ma to jak w banku! :) Z przyjemnością!!!

      Usuń
  9. Ja bym bez namysłu dała nura zwłaszcza, że Jełguń to czyściuteńkie jezioro i nagrzewa się błyskawicznie. Świetna opowieść, czuć trud i znój wędrówki w żarze. Gratuluję!

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Grażynko ... nie wiem jak to możliwe, że nie wpadłem na pomysł kąpieli! Sama widzisz, nawet te dwie marne synapsy się posklejały! ;)To może przez to, że zwykle kąpię się w Ustrychu. Dziękuję! :)

      Usuń
  10. Hmmm... Głosy w głowie, brak zdroworozsądkowego działania i narkotyzowanie się duszącymi oparami - a niby chodzenie do lasu takie niegroźne... :D
    Zdjęcie 8 od dołu - niesamowite, jedne z niewielu, które niosą ze sobą zapach i bodźce czuciowe. A opis na prawdę piękny, zabrałeś mnie tam na chwilę :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Uch, znów złe konto, wybacz... ;)

      Usuń
    2. spoko, już Cię rozpoznaję pod każdym z nicków :))) ósme od dołu ... no toś mi dała zadanie :))) dzięki M.S. Stacjonarna Weterynario ;)

      Usuń
  11. Opis genialny, po przeczytaniu i obejrzeniu zdjęć czuje się jakbym sam odwiedził te miejsca :)
    Dzięki za pomoc w zdiagnozowaniu tego czegoś co czasami dopada mnie w terenie gdy ma się już dosyć łażenia. Myślałem ze to lenistwo a to ten "mały kurdupel" jest za to odpowiedzialny. Czyli wszystko ze mną ok. A gdy ten "mały" namiesza, to widok czekajacego na parkingu auta jest bezcenny :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Wiem, że rozumiesz ile razy czułem niemal ekstazę na widok samochodu:) To zabawne, że idziemy do lasu po przyrodę, a ostatecznie najbardziej cieszy widok czekającego auta :)))

      Usuń
    2. Trochę z tych uroków cywilizacji trzeba korzystać. Dobrze że jeszcze potrafimy oderwać się od niej i ładować swoje baterie w takich pięknych okolicznościach przyrody.
      Znam osoby które takich widoków nie doswiadczą bo jakże to " nie można tam wjechać autem, buciki se pobrudzę " Żal mi tych ludzi.

      Usuń
    3. ja znam takich, którzy nawet widząc ten sam fragment lasu co ja, widzą tylko jego gospodarcze oblicze, tych to mi dopiero żal :)

      Usuń
  12. Cudownie Krzychu :)
    Ostatnio mało komentuję, ale zaglądam we wszystkie posty :)

    OdpowiedzUsuń