sobota, 30 kwietnia 2016

czyż to nie łoś!

No właśnie! Kumpel wymyślił sobie, że dzisiejszy post będzie o łosiach i jeleniach.
Fajnie ... ale weź tu pisz o nich bez bieżącej dokumentacji fotograficznej! Negocjowałem, żeby zaliczył chociaż wczorajsze jelenie, ale nic z tego.
Zobaczymy jak sobie z tym poradzę :)

Do lasu wyjechałem później niż zwykle, bo dopiero o 7.00 czyli wersja na "super śpiocha"!
Wybrałem lasy środkowej Puszczy, okolice jeziora ... aaa ... śródleśnego jeziora :). Lubię się tam pojawiać ostatnio, bo lasy liściaste są miłą i ciekawą dla mnie odmianą po iglakach.
Żeby było jasne, jelenie spotkałem ale ponieważ stały w gęstej leszczynie, zdjęcia nie wchodziły w grę, mimo tego, że stałem maks. 10-12 metrów od nich.
Kręciłem się  to tu, to tam i fotografowałem różne maleństwa.

Pierwszy trafił się rudzik. Cudownie głosił swoje włości.

Grubodzioby klasycznie były poza zasięgiem mojej optyki. Lubią wysokie partie lasu.

Raniuszki potrafią poszaleć nieco niżej, ale ustawienie na nich ostrości, to temat na rozdział książki :)

samica zięby uciekła mi z pola, ale jeszcze się załapała na sesję.

Z bogatką to w ogóle jakiś dramat.

Zacząłem kombinować co tu zrobić, żebym nie musiał się uganiać za nimi po konarach i przypomniałem sobie pewną niewysychającą leśną kałużę. To zwykle silny magnes dla ptaszków środka lasu.

Dotarłem na miejsce i zasiadłem kilka metrów przed dołkiem.
Zastygłem w bezruchu. Już po godzinie odrętwienia, pierwszy odważył się ... czyż!
Bardzo się ucieszyłem, ponieważ brakowało mi go na liście sfotografowanych gatunków.
Satysfakcja tym większa, że w Polsce jest objęty ścisłą ochroną gatunkową.

Cieszyłem się też, że akurat w tym momencie nie szedł tędy żaden ŁOŚ, ani JELEŃ i nie spłoszył mi go. No, sprawę łosi i jeleni mamy załatwioną, ale gdyby kolega miał poczuć niedosyt, podam jako ciekawostkę, że czyż jest ok 17 tysięcy razy lżejszy od jelenia i ok. 36 tys. razy lżejszy od łosia.
Ufff - temat odhaczony :)

Zdjęcia pokazują kolejne fazy odpijania się Pana Czyża. (bez czatowni i maskowania - można?) :)




 Kropelka! :)


Chwilę po nim, odwagi nabrał Pan Zięba.




Powód wizyty ten sam - pragnienie.

prawdopodobnie brodziec samotny, ale pewności nie mam.

I na koniec niespodzianka - Bujanka Większa!

To muchówka, a ten groźnie wyglądający szpikulec, to bynajmniej nie kłujka, choć tak wygląda. To ssawka o tych samych funkcjach, które mają ssawki motyli. Bardzo ciekawy gatunek, warty pogłębienia wiedzy. Pobierając kwiatowe smakowitości, potrafi zawisnąć w powietrzu!
Gdy ją spotkacie, bez obaw zatem, jest całkowicie niegroźna. :)

Przepraszam za lapidarność wypowiedzi, ale za chwilę mamy wesele! Tzn. w charakterze gości:)





piątek, 29 kwietnia 2016

po drodze

Jutro zaczyna się eldorado, czyli długi polski łykend. Chyba jak żaden inny naród, do perfekcji opanowaliśmy łączenie wolnych dni i w tej materii nie ma znaczenia o jaki dzień tygodnia chodzi. Może być jak tym razem - wtorek. Pytanie tylko czy połączymy wtorek z poniedziałkiem, to wariant "na skromnisia", czy ze środą, czwartkiem i piątkiem. To wersja "na maksa".
Mimo tych godzin, które spędzę w tym czasie w terenie, nie mogłem odmówić sobie również dzisiejszego wyjścia.
Po długiej przerwie, wróciłem na stare śmieci. Miło było iść ścieżkami, które tak dobrze się zna. To chyba jest jak z piosenkami, najbardziej lubimy te ścieżki, którymi już raz szliśmy, że sparafrazuję klasyka :)
Zaszło kilka zmian. Ulubioną przez łanie "kotlinkę" ogrodzono. Niestety. Nie chcę pisać co myślę o grodzeniach w lesie. Kilometry siatek! To jakaś katastrofa.
Idąc na zaplanowane miejsce mijałem polanę, na której o tej porze roku, jelenie pojawiają się wieczorem od zawsze. Nie mogłem sobie odmówić i zajrzałem. Może nawet bardziej, żeby ją sobie przypomnieć. Jest lekko pofałdowana i spoza linii wzniesienia dojrzałem byczka, który wspiął się na tylne kończyny i "robił za kangura". Boksował!


Zrobiłem sesyjkę i zostawiłem je w spokoju. Cel był daleko, a dnia ubywało.

Niestety na nazwijmy to "trzeciej polance" nic, ale to zupełnie nic się nie działo. Po ponad godzinie rozpocząłem drogę powrotną. Mając nadzieję na fajną obserwację, zajrzałem na babrzysko. Nic.
Siłą rzeczy po prawie dwóch godzinach wracałem obok polany z "bokserem".

Jelenie ponownie tam były. Jak już kiedyś wspominałem fotografowanie jeleni na polanach i łąkach lekko mi się znudziło, więc zacząłem kombinować i fotografować je w taki sposób jakbym je podglądał spomiędzy chaszczy. Przynajmniej to :)

Nie chcę zabrzmieć jak znudzona panienka, ale nie miałem motywacji by starać się je jakoś podejść. Nie miało to sensu. Nie chciałem ani ich płoszyć, ani nie potrzebowałem kolejnych zbliżeń na trawie. Mam nadzieję jednak, że podzielicie moje zdanie, że takie dokumentacyjne, środowiskowe ujęcie z większej odległości też ma jakiś urok. W obu przypadkach zrobiłem dziś jeleniom zdjęcia ... po drodze.





W drodze do samochodu zmieniłem zdanie i skręciłem jednak do lasu. Spotkałem sporą chmarę jeleni ukrytą w lesie.
Niestety chmura zakryła słońce i ...

... zostało mi tyle co zostało - jeleni tyłek i konsekwencje parametrów ekspozycji pozostałych po lepszym oświetleniu. Praca na nastawach manualnych, a raczej moje gapiostwo niosą swoje konsekwencje. Życie.

Oczywiście gdy opuszczałem las, słońce postanowiło zaświecić! Extra! :) Sinusoida moich oczekiwań miała dziś inną amplitudę niż sinusoida pracy słońca. Cóż.


 Ale poza lasem też było interesująco. Wzrastająca uprawa przynajmniej nie uciekała :)

A to już na mojej dzielni, 400 metrów od domu. Taki wieczór.

czwartek, 28 kwietnia 2016

Czapla na głowie!

Zbliża się "dłuuugi łykend" i pewnie mogłem sobie odpuścić dzisiejsze wyjście w teren.
Pewnie mógłbym, w każdy inny dzień, ale nie gdy nadchodziła silna zmiana frontów!!!
Tak dynamiczne zmiany pogody są  dla fotografującego absolutnym rarytasem.
Tym samym decyzja była prosta - myk, myk i na podwórek, jak powiadają w Bartoszycach.;)


Warmio, Ty moja mała Irlandio!

Kiedyś, gdy byłem jeszcze barbarzyńcą, trzykrotnie startowałem w Irlandii w Mistrzostwach Europy w łowieniu szczupaków. Uspokajam, że warunkiem zaliczenia połowu, była konieczność wypuszczenia wszystkich ryb żywych!
To były piękne czasy i Irlandia była piękna. To zdjęcie bardzo mi tamtą Irlandię przypomina. Wzniesienia pokryte siatką poletek o różnych odcieniach zieleni. W tym przypadku, w zbudowaniu skojarzeń bardzo pomogła gra świateł i cieni. Nad Irlandią wiecznie gnają chmury i pogoda zmienia się jak w kalejdoskopie.

Nad jeziorko/rozlewisko dotarłem w samą porę. Słońce zaproponowało właśnie dość ciepłe widma.
To zawsze mocno wspiera fotografa. Klimat i temperatura barwowa w cenie, można by rzec "w gratisie"  :)


A co my tu mamy?!?!?!?!? HA! A to ci niespodzianka!!! Zanim zrobi się im zdjęcie, trzeba wyrównać oddech i tętno, bo zrywają się dosłownie spod nóg, nie szczędząc przy tym hałasu.

Tę kuropatwę, udało mi się "złapać" nieco bliżej. Duuuuużżżżżaaaaaa radocha!

Światło na skutek pory dnia i gęstniejących chmur dawało niesamowite kontrasty.

W zasadzie miałem wrażenie, że wszystko wokoło jest nieco bardziej interesujące niż zwykle, toteż nieco sobie popstrykałem :)





I gdy tak siedziałem zachwycony okolicznościami przyrody, czapla siwa bez ostrzeżenia postanowiła wylądować mi na głowie! Na mojej głowie!



 Próbowała zatrzymać się w miejscu ale to okazało się niewykonalne ...

Ostatecznie niewiele brakowało, a poczułbym podmuch jej skrzydeł.

Szkoda, że cała akcja nie rozegrała się kilka minut wcześniej i nie liznęły jej w nieco większym stopniu promienie słońca. Ale przygoda była, i pełne zaskoczenie również:)

Z daleka uwieczniłem jeszcze perkozy dwuczube w trakcie budowania gniazda. Światła ubywało w oczach.

Niebo gwałtownie się zmieniło. Ktoś najważniejszy, ważniejszy od kogokolwiek, założył niebieski filtr. Nie musiałem niczego robić, o niczym decydować :)





Zakończenie wieczornego wyjścia, okazało się w pełni zachwycające i satysfakcjonujące.


środa, 27 kwietnia 2016

Przekroczyć horyzont zdarzeń!

Z pełną świadomością popełniłem zapożyczenie tytułu cudownej serii wykładów niesamowitego Nassima Haramiena.  
( https://www.youtube.com/watch?v=4eA1ykk_3C4 )
Zrobiłem to, ponieważ znając te wykłady, uznałem, że to co przeżywam, jest takim właśnie przekraczaniem horyzontu zdarzeń, czymś jakby egzystencja na metaforycznej granicy światów na Ziemi.
(nie jestem grafomanem! no! ;) )
Wczorajszy świt był absolutnym ewenementem pogodowym i mam nadzieję, że jak najwięcej z Was przeżyło go w terenie.
W drodze do celu, mgła była tak gęsta, że prowadzenie auta powyżej 15 km/h stawało się wyzwaniem!
Brnąłem, bo o jechaniu trudno mówić, w tę watę i wierzyłem, że to się musi zmienić.
Jako cel podróży wybrałem przepiękne, rozległe bagna śródpolne w przyzwoitej odległości od miasta. Akurat na szybki, poranny wyskok przed pracą.
Szczerze mówiąc spodziewałem się tam spotkać czaple białe, ale w tej mgle chyba zabłądziły :)

To co po kilkunastu minutach zaczęło się wyprawiać z pogodą, przekraczało moje wyobrażenie.  Obawiam się, że zdjęcia tego wszystkiego nie oddadzą. Niestety.

Podpisując fotografie wyjaśnię i pokażę skąd to skojarzenie z przekraczaniem horyzontu zdarzeń :)

Warmia, która i bez efektów dodatkowych zaskakuje urokiem, tego poranka przechodziła samą siebie.

Gęstość mgieł była zmienna i tylko raz na jakiś czas udawało się w ogóle zrobić zdjęcie.

To jest zjawisko, które zainspirowało mnie do tego tytułu! To zdjęcie dość dobrze oddaje sceny, które miały miejsce, a moim szczęściem było być tu i teraz. Doskonale widać granicę mglistej gęstwy i o dziwo ... normalnej rzeczywistości! Mgła nie "podnosiła się" jak to zwykle ma w zwyczaju. Ona była jakby "spychana" w jedno miejsce, jakby zapędzana słońcem w doliny i kotliny.
Rozkład mas powietrza podzielił cudowną Warmię na fragmenty przykryte grubą i nieprawdopodobnie gęstą powłoką mgły i te, w których zaczynało już świecić słońce.
Dziesięć minut wcześniej byłem w tej wilgotno-mrocznej części ... słabo tam było :)
Ale nie zapomnę szoku, gdy okazało się, że to "ściana" i że skończyła się tak nagle.

Tu inne ujęcie tego niezwykłego zjawiska. Tak zwany "pejzaż z łabędziem" :)))

Tuż za linią drzew w drugim planie ... świat skończył się! Tymczasem trzciny w pierwszym planie wychwyciły wciąż rachityczne ale już barwowo bardzo ciepłe, promienie porannego słońca. Może nawet nie promienie ... poświatę jakąś.

W miejscach pozbawionych mgły, światło filtrowane ilością wilgoci w powietrzu, było niemal impresjonistyczne.

 Tu najlepiej widać jak wygląda horyzont zdarzeń. Ja byłem w jednej rzeczywistości, a mieszkańcy tych malowniczych terenów, w innej.

 Nawet gdy mgła ustępowała, wszystko wydawało się takie ... inne. Trawa była całkowicie zroszona, a trzciny już świeciły przybywającym światłem. W powietrzu unosiła się absolutna wilgoć.

Lekko z boku wyglądało to tak :)

Gdy oddaliłem się od poligonu, na którym starły się siły świateł i mokradeł, świat jakby przetarł oczy. Ciągle jednak obraz był przyjemnie miękki i tonalny.

Dość zaskakująca lecz bardzo miła dla oka obserwacja. Nietypowe światło. Nie mogłem się nacieszyć tym "nadwidzeniem" barwnym. :)

Prawie znak Yin Yang :)

... taki kozioł ;)

W drodze powrotnej niby wszystko wróciło do normy, ale "gęsiaki" ciągle wydawały się za ostre i za kolorowe, nieco przerysowane.

A te ukryte w niecce pól, okazały się całkiem naturalne.

 Przyroda jest piękna! ;)