wtorek, 27 czerwca 2017

Jelenie i jelonki.

Ostatnio było z bardzo bliska, więc dziś, dla odmiany, nieco więcej zdjęć środowiskowych.
Opisane w poprzedniej opowieści opiekunki, ponieważ w gruncie rzeczy nie zostały spłoszone, a tylko odeszły lekko zaniepokojone, miałem przyjemność obserwować w tej samej okolicy.
To pozwoliło mi na podglądanie "żłobkowej" populacji podczas letnich spacerów.
Przyznać trzeba, że  "dzieciaki" są lekko niesubordynowane, by nie powiedzieć, beztrosko gapciowate.

 Chodzą jakby las nie zawierał wrogów.


 Na ścieżki i drogi wychodzą przed matką i nie wiem czy to najlepsza opcja, choć wiadomo, że czujna matka jest tuż obok.


 Matka, wprawdzie młoda i być może przez to to wszystko, doszła do malca dopiero po jakimś czasie. Nie wątpię, że czuwała w pobliżu, ale wyjście na stosunkowo otwartą przestrzeń powinno przebiegać chyba nieco inaczej.


 Matka kieruje się w bezpieczne miejsce, a młody właśnie postanowił się iskać.


 Matki już nie ma, a on niezbyt dynamicznie jak widać, podąża za nią.


 Kolejny bez matki.


Gdy idą gromadą, bywa że odległości między nimi rozciągają się jak czas w Rosji.


To nasza poczciwa "siwka" z poprzedniej opowieści. :) Zamknęła korowód opiekunek.


 W cienistych meandrach starych świerków, można było wypatrzeć cudeńka :)


 Wiatr gnał chmury grając przepięknie światłem i cieniem.


W pewnym momencie na niebie pojawiło się coś takiego, co delikatnie zasugerowało mi w miarę pospieszne opuszczenie lasu ;)

A ranek był taki przyjemny ...


W lesie witał mnie strażnik:)
Niekoniecznie w tej kolejności ale chciałem zacząć od tego cielaczka, "ciplionka" znaczy.

niedziela, 25 czerwca 2017

Jelenie zakładają żłobki!

Wstajesz człowieku lekko nieprzytomny w kondycji mózgowej gorszej niż zwykle, to powinno być traktowane jako pierwsze ostrzeżenie - skup się, skup się, skupiaj się do cholery!
No i się nie skupiłem.
Leżały trzy (pisz 3) karty, więc kierując się odwiecznym prawem, które mówi, że "lepiej mieć więcej niż mniej", wziąłem największą - 32 Gb.
Tak zaczyna się dzisiejsza przygoda ...

Przede wszystkim trafiam na daaawnooo oczekiwaną i bardzo mi potrzebną scenę - jeleni żłobek!
Opisywałem i wielokrotnie dokumentowałem żłobki dzików. Co do jeleni, ściślej rzecz biorąc łań, opiekujących się wspólnie cielętami, nie miałem dowodów.
Chodzi mi konkretnie o wczesną fazę, a nie typowe wielopokoleniowe stada, które są oczywistością.
Ucieszyłem się jak jasna ... cholewa. Teraz najważniejsze, to podejść blisko i nie spłoszyć ich przed sesją.
Udało się!
Jestem na rzut dyskietką (kiedyś były takie nośniki pamięci) od stada.
Jedna z łań jest ewidentnie w siwiźnie i na tą uważam najbardziej. Zebrała w życiu wiele terabajtów danych na temat zagrożeń i z pewnością odpowiada za sytuacje kryzysowe i zagrożenia w stadzie.
Tym bardziej, że jak pozostałe, prowadziła młode.
Jestem bardzo blisko. Schowany za świerczkiem właściwie robię co chcę.

Sceny jak marzenie, trawa, miękka, nienachalne światło, wszystko gra.



Nagle trawa wypuściła uszy i oczy - byłem pewny, że poległem, ale jednak nie!


Klasyka, minki jak na zamówienie.


Z bliska i z daleka - było wszystko.


To wspomniana matrona i do tego była najbliżej mnie!

W tym momencie dostaję komunikat o braku miejsca na karcie!*(^)#%~(#~$^#~^#(~(#)~%!%~~!@%~
Spokojnie (jak widać) wycofuję się za krzew i rozpoczynam cierpliwe usuwanie pojedynczych zdjęć.
32 Gb ... szlag by to! Doskonały wybór! Obok leżały dwie szesnastki puste jak wór młynarza!
Jedno ... drugie ... i kolejne zdjęcie - trwa to wieki oczywiście!
Widzę, że dwa cielaki wspięte na tylnych kończynach boksują się jak zające!
Co za scena! Wyśmienita!
W tym czasie aparat usuwając zdjęcia podaje komunikat "ZAJĘTY" ... co?!?
Zajęty to może być kibel w samolocie, bo jest jeden, a pasażerów dwustu, dodatkowo to samolot PLLOT więc 3/4 pasażerów jest na znieczulającej stres bani!
Preparat wprowadzali już na godzinę przed odlotem, więc teraz muszą obniżyć ciśnienie płynów ustrojowych!!! A ja ... no właśnie.
Scena się skończyła tak szybko jak się zaczęła i aparat jest JUŻ (!) gotowy do zdjęć.
No to lecę ...


 Niestety skupiałem się na starszyźnie, a alarm przyszedł od młodej matki.
Nic nie trwa wiecznie :) Z małymi są czujne jak ważki.

Dwa kroki do przodu i wiedziałem, że mnie rozszyfruje. Byłem zbyt blisko jak na ich wzrok.

 Ruszały ...




 Tu widać istotę żłobkowej opieki. Wszystkie małe wewnątrz stada.


 No ale w każdym razie macie moi drodzy udokumentowany jeleni żłobek i uwierzcie mi, że mimo lat spędzanych w lesie, nie miałem do tej pory szczęścia obserwować tego zjawiska w tak oczywistej i transparentnej formie.
Tak jak mówię, późniejsze mieszane stada to już zupełnie co innego.  Tu mamy klasyczny żłobek.
Byłem mocno usatysfakcjonowany.

Później i już zupełnie gdzie indziej, podchodziłem tę samotnicę.
Obserwuję ją któryś raz, nie bardzo jeszcze wiem, czemu trzyma się samotnie ale wkrótce to rozkminię :)





czwartek, 22 czerwca 2017

mimika jeleni i przyjaźń z ... ważką!

Nie można było wczorajszego popołudnia spędzić w domu.
Mimo planów kontemplowania muzyki, wyjątkowa pogoda wyrwała mnie do lasu.
Nie żebym był tym faktem jakoś szczególnie zaskoczony, nieeee :)
Miałem inny plan po prostu i nie przewidziałem takiego światła.
 

No cóż, służba nie drużba, w drogę!

Niechętnie lub nieco mniej chętnie wybieram się latem do lasu, bowiem do głosu doszły już najgorsze zmory - strzyżaki.
Do tego po ostatniej wyprawie musiałem przy pomocy pensety nieco rozluźnić relacje towarzyskie z czterema kleszczami, które ubzdurały sobie swoistą nierozerwalność naszego związku.
Powiedzmy szczerze, mi taka bliskość nie jest potrzebna. Brzydkie są, penetrują mnie bez pytania przerywając ciągłość moich tkanek, a na koniec zaspokojone coś we mnie wstrzykują! Nie dość, że osobliwa defloracja to jeszcze na drodze gwałtu zbiorowego! Przyznacie, że to może obudzić w człowieku opór. (Agatek omiń jakoś te rafy! :))) )
Agatek czyta to dzieciom, chorobcia, może mogłem ostrzec zanim napisałem ... przepraszam ;)

Ale jak już jestem w lesie ... wszystko przechodzi, jestem u siebie!
Zmęczony, po pracy postanowiłem iść "na dziadka" czyli suw ... suw ... nóżka za nóżką.
Dziadki nie budzą lęków i pewnie dlatego łania pozwoliła mi się przyglądać sobie z bardzo bliska.



Cóż widzę?
Spory korpus pozbawiony "centralki"! Tyle mięśni i żadnej ... głowy?!? Tym bardziej podchodzę :)


Przynajmniej teraz wiem gdzie przód, gdzie tył.


 Pierwszy kontakt wzrokowy! Wciąż bez przekonania ...


 ... przekonanie nadeszło nagle! :)))


 Zmiana pozycji i jednak jakby wciąż jakieś wątpliwości, a ja znowu bliżej :)


 Hmmm ... czyżby?


 No i nie wiem czy ona w tym momencie mówi: "zabiję go kiedyś za to podchodzenie!"
czy raczej "no dobra, składam skrzydła, na mnie już czas!" :)


 Przy 1/60 sekundy udało mi się pokazać jak dynamicznie obrabia szyszkę sosnową.


 Dziwne, że latał w ciasnych przestrzeniach. Jak na myszaka to nabrał raczej jastrzębich nawyków :)


Kończąc wyprawę usiadłem w słońcu na skraju poręby i postanowiłem poczekać co zmierzch przyniesie.
Niezwykle przyjemną przygodą okazało się zaufanie jakim obdarzyła mnie pewna ważka.
Usiadła mi na nodze pozwalając się fotografować. Siadała na mnie wielokrotnie i za nic miała moje się poruszanie. Uznałem to za przygodę dnia. Bardzo się polubiliśmy. Coś do niej mówiłem, a ona kręciła głową jakby ze zrozumieniem, jakby ze zdziwieniem.

Gdy ponownie usiadła słyszałem jak zgrzyta szczękami. Pewnie tym razem ona mi coś opowiadała.
Żeby wiedziała, że ją słucham, z równym zaciekawieniem kręciłem głową.
Myślę, że jeszcze się spotkamy :)


A to inna ważka. Od lat jestem pod nieustającym wrażeniem ich skomplikowaności.  Są idealne i doskonałe! Pod każdym względem. Wystarczy poobserwować jakimi są niewiarygodnie precyzyjnymi lotnikami, z jaką niesamowitą prędkością potrafią zaatakować.

wtorek, 20 czerwca 2017

mała rzecz, a cieszy ...

Kilka słoneczno-radosnych reminiscencji z ostatnich wypadów.
Ostrzegam, dziś zapanuje tu chaos i spontan, ale to najczęstsze zjawiska podczas moich wypraw. Przyroda prezentuje się skokowo i między obserwacjami, jeżeli nie dotyczą jednego miejsca, nie pozostaje zachowana ciągłość przyczynowo-skutkowa. To jest oczywiste ... oczywiście!
Znacznie gorzej, że potem, w domu, nijak nie udaje się tego poskładać w jakąś rozsądną całość.
Powstaje seria "wdówek", czyli krótkich, co nie znaczy nieciekawych obserwacji. Żadna nie stworzy historii na odrębny wpis, a pokazać chciałoby się.
Chciałoby się, więc chce się, tym samym pokazuję:

1. na ogień najpierwszy lecą warmińskie żurawie. Lecą czyli idą ... czyli są pokazane, choć biorąc pod uwagę kolejne zdjęcie, "lecą" ma tu podwójne znaczenie. ;)

2. No bo jak, że tak górnolotnie zacznę to zdanie, nie pokazać takiego warmińskiego kadru?
Niby nic takiego, żurki jak żurki, lecą, gdyż robią to równie często jak stoją, ale gdy jako tło dostają unikalną, polodowcową rzeźbę terenu ... ech, lubię to, nawet gdy pogoda jest tak pretensjonalnie oczywista jak na tych zdjęciach.


3. Wróble. Uważam, że z tytułu mojego się starzenia, rośnie sentymentalne znaczenie tego gatunku. Nie dość, że znika z miast, to przede wszystkim wywołuje wspomnienia. A czyjeż dzieciństwo nie wkodowało się w pamięć jako okres beztroski?
Dzieciństwo nawet gdy w wartościach bezwzględnych nie było beztroskie, to we względnych i tak jest takim, bo ... byliśmy głuptasami pozbawionymi świadomości, że jest inaczej :)
Upływające lata zacierają te gorsze wspomnienia na drodze wyparcia, a wróble ... ich świergotu wymazać się nie da!

p.s.
Gdyby ktoś chciał zajrzeć wróblu w migdałki, to to zdjęcie pozwala na to ;)


4. Co on tam upolował na warmińskiej łące ... polu warmińskim znaczy?





Gdy się dobrze przyjrzeć, to wystają dwa ogony i wyraźnie widać gryzoniową głowę. Ale z tytułu odległości i niewielu mm ogniskowej, nie oznaczę ofiary.


5. Jakoś mnie to gągołowe otoczenie bardziej zainspirowało. Woda w swoich bezpretensjonalnych szarościach nie aspirowała do ozdoby kadru i to mnie właśnie wzięło - oryginalna szarość bez zabiegów fotoszopowych. Takie światło.




6. Bo blisko ... :)


7. Nigdy się tym nie zająłem, ale wiewiórki to albo w lesie są, albo ich nie ma, że tak niezwykle mądrze zagaję! :)
Ta pechowo ustawiła się pod światło ale ...


... ta już pozwoliła na całkiem kolorowy portrecik.


Robi jeszcze w młodzieżówce, ale lubię je fotografować gdy wiem, że są ze środka Puszczy!
Swoją drogą nigdy nie zapominam, że to taki ewenement, gryzoń-drapol. Poza orzechami z lubością plądruje gniazda i dziuple.
Dlaczego?
Bo są! Tzn. bo są w jej zasięgu :)

Ot i tak to proszę Państwa posklejałem kilka niezależnych obserwacji w mix z dwóch wyjść :)
Dziękuję za uwagę, wiem, że tyłka nie urwało, ale najważniejsza jest umiejętność postrzegania i cieszenia się z małych rzeczy ;)