Chyba tak miało być, że po wielu spotkaniach i obserwacjach dużych byków, przyszedł czas na młodzież. Cieszę się bardzo. Możliwość obserwacji osobników w tej klasie wieku jest dużą przyjemnością. Jelenie samce w wieku 3-5 lat tryskają zdrowiem, są pięknie zbudowane, wyglądają jak z "ruskiej bajki". Mój rocznik będzie wiedział co mam na myśli używając tej frazy. Po prostu w latach 70-ych Rosjanie robili najpiękniejsze animacje w bajkach dla dzieci. Zwierzęta były cudne, a lasy baśniowe w każdym kadrze.
Pogoda nie była zła, ale cudów też nie zaproponowała. Dzień bez mgieł, niebo bez chmur, spore kontrasty między światłem, a cieniem.
To były chyba ostatnie jesienne akcenty w rozumieniu kolorystyki. Na drzewach i krzewach pozostały rachityczne ilości obumierającej materii, która może wciąż, choć skromnie, ubarwić pejzaż.
Ten przedszkolak szedł nie zdając sobie sprawy z mojej obecności. Przyglądanie mu się, sprawiało mi tyle radości, że długo nie sięgałem po aparat. Musiałem zostawić coś wyłącznie dla siebie.
Szedł wolno i cicho więc chyba z klucza i ja stałem ... wolno i cicho :) Tu i ówdzie kołyszącym lotem opadał liść uderzając o mijane gałęzie i to wszystko razem zaczarowało mnie w tamtej chwili. Zaprosiło do krótkiej ale pełnej doznań historii tego lasu.
Zatrzymał się. Nie było wiatru ale chyba zorientował się, że jednak jestem.
Bezbłędnie, nie tracąc czasu na rozglądanie się, obrócił się i utkwił precyzyjnie wzrok we mnie.
Fakt, stałem niczym nie osłonięty, po prostu jak drzewo.
Coś jednak spowodowało jego czujność. Nie wiem czy się poruszyłem czy jednak zapach.
Byłem solidnie zgrzany, bo w sporym pośpiechu pokonałem ponad kilometr idąc do byka, którego wypatrzyłem z ogromnej odległości. Ten młodzieniec był klasyczną niespodziewajką.
To właśnie opisane na wstępie resztki barw jesieni. Jakże nostalgiczne i zachwycające w swej ulotności. Jedno ochłodzenie, pierwszy wiatr i ... zostaną już tylko wspomnienia.
Gdy ostatecznie dotarłem do miejsca, w którym widziałem ogromnego byka, głowy rodu już nie było. Zastałem jedynie jego stado.
Młodzieżówka.
I w dolnej części kadru leucystyczna łania z białymi łatami na czole.
Sporo później doszedłem stado w starym lesie. Niestety z całej czeredy jeleni udało mi się poprawnie uwiecznić tylko tego przystojniaczka.
Suche liście są poważną przeszkodą w udanym podchodzie. Na mniejszą odległość już nie było mnie stać. Za każdym razem gdy podchodziłem do stada, licówka już wiedziała, że się zbliżam. Z tego powodu nie zrobiłem np. ani jednego zdjęcia przed świtem, bo tylko widziałem odbiegające cienie.
Na półotwartej przestrzeni, czyli na leśnej polanie, słońce czyniło cuda. Antocyjany brzozowych liści robiły co mogły bym łaskawie podniósł aparat do oczu :)
Usiadłem w lesie by po pierwsze odsapnąć (to nie był mój dzień, dramatyczne skoki ciśnienia ostatnich dni wyssały ze mnie wszelkie siły motoryczne) po drugie by porozglądać się w spokoju.
Przyglądałem się baraszkującemu w wysokich koronach dzięciołowi.
Tak powstały dwie poniższe impresje. Sam nie wiem, ale ostatecznie postanowiłem je pokazać :)
W tym lesie byłem w życiu setki razy ale postanowiłem przejść przez pewną jego część po raz pierwszy. Ku mojemu zaskoczeniu odkryłem kolejne "gniazdo" daglezji! Te ponad dwustuletnie olbrzymy robią wrażenie. Szczególnie gruba kora o unikalnej teksturze, strzelistość i obcy na tych terenach pokrój. Są naprawdę przecudowne, a fragment lasu z nimi w roli głównej ... ma to charakter, nie powiem.
Daglezje niczym kończyny olbrzyma naprawdę tworzą klimat takich miejsc.
A na koniec klasyczna borsucza latryna :)
Borsuki wykopują taki dołek-latrynę, robią "dwójkę" i nie zakopują jej po wszystkim :)