poniedziałek, 10 lipca 2017

Zając w natarciu!

Jest siódma rano. Sobota siódma rano. Rano w sobotę wracając z lasu miałem wpaść do Ingi i Andrzeja na umówioną kawę.
Uwielbiam wypić kawę w Ich towarzystwie.
Mieszkają w jednej z moich najbardziej ulubionych "leśnych wsi" w sercu Puszczy Napiwodzko-Ramuckiej.
Przerzucając się z miejsca na miejsce, przejeżdżam właśnie w pobliżu Ich włości.
Siódma rano ... dzwonić, nie dzwonić, w końcu kawa rano to rozumiem, ale bynajmniej nie o siódmej! Kalkuluję i odwołując się do tlących się resztek przyzwoitości, rozpatruję skalę przegięcia, bo już wiem, że zadzwonię.

Dzwonię ...
"Czeeeść ..." słyszę w słuchawce zaspany (niestety) głos Ingi.
Wiedziałem, że przeginam.
"Cześć Inga ... co tam u Was?" - jakby nie było mądrzejszych pytań o tej godzinie!
Nie czekając na odpowiedź, bo po głupim pytaniu, nie mogłem oczekiwać niczego innego, niż szczere - "nic, dzięki, śpimy ..." zadaję kolejne, niewiele mądrzejsze ale liczę na zagłuszenie poprzedniego:
- Inga, pewnie trochę za wcześnie na kawę, ale wiesz, właśnie widzę dach Waszego domu i tak pomyślałem ... 
- Jasne, wpadaj, wprawdzie wszyscy jeszcze śpią, ale ja nie - mówi Inga z trudem ukrywając ziewanie.

W trakcie rozmowy z Ingą, kilka metrów przed samochodem, zerwał się orlik krzykliwy, który na młodym, śródpolnym klonie urządził sobie poranną czatownię!
W związku z zaskakującą sytuacją i nagłym żalem, że nie zauważyłem go sekundę wcześniej, musiałem wyartykułować jedyną znaną w Polsce formę wyrażenia złości ... .
Popularny wyraz na "k", nasz niezastąpiony "diapazon emocjonalny", opuścił moje zaciśnięte usta po czym soczyście popłynął w stronę wszechświata. Jeden z aktywniejszych w tym momencie kanałów komunikujących mnie ze wszechświatem, za pomocą aktywnego teleportu operatora pewnej sieci komórkowej, prowadził wprost do ucha Ingi ...
Niestety musiała tego wysłuchać.
Komórka szybuje w stronę "fotela pilota" by powracająca, już opustoszała dłoń, mogła chwycić aparat.
Robię zdjęcia odlatującego orła, ale nie zasługują na pokazanie.

Musiałem wytłumaczyć co zaszło, bo na podstawie mojej intonacji i tego co przekazał upadający telefon, Inga mogła uznać, że zderzyłem się np. z żubrem, łosiem czy dinozaurem nawet.
 

Rzucam tratwę ratunkową dla niezręcznej sytuacji i mówię, "a wiesz, to ja pojadę jeszcze na dwie godziny do lasu i wtedy do Was zajrzę, wracając!"


"Dobrze, ale jadę z tobą!", rzuca Inga przełamując punkt krytyczny porannego dialogu na dwa telefony i wiatr w kominie.
Ufff ... widmo klęski towarzyskiej oddala się. Jest korzyść i dla Gospodyni, a nie tylko moje roszczeniowo-natrętne oczekiwanie kawy o poranku :)
Zabieram Ingę i nagroda przychodzi zanim na dobre opuściliśmy granicę wsi.
Między drzewami starego sadu sąsiadów, brykały dwa, mokre od porannej trawy, zające.

Głównie się ganiały, ale ...





... dla tych dwóch zdjęć poniżej ... no warto było narazić się, a potem jakoś próbować się z tego wykaraskać :)



 I on wciąż wiedział, że to nie koniec przygody i wiedział, że jeszcze będzie przepięknie!
Ale o tem potem, czyli jutro ;)

12 komentarzy:

  1. W całej tej pięknej historii o poranku brakuje mnie, bo z powodu jakiejś kompletnie niezrozumiałej warmińskiej grzeczności postanowiliście mnie nie budzić :-(

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. na Warmii Gość w dom-Bóg w dom, a sen Gościa rzecz święta :)

      Usuń
  2. Świetne zbliżenia zajęcy. Mam wrażenie, że ostatnio widuję ich więcej niż wcześniej.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. pomału ale bardzo pomału ich populacja się buduje. Na szczęście :)

      Usuń
  3. Słowo na k to pewnie była "kapusta" i przykicały zające, a trzeba było powiedzieć "karkówka" to orlik by zawrócił". Zdarza mi się ostatnio napisać komentarz, a potem wcisnąć enter zamiast opublikuj i kom. znika. Dzisiaj to już drugi raz.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Rano napisałam, że foty świetne i coś jeszcze, ale nie pamiętam co:))

      Usuń
    2. Tego orlika miałem bliżej niż kiedykolwiek w czasach, w których korzystałem z szałasów i robiłem zasiadkę. Szkoda go :) Będę teraz łaził i powtarzał karkówka, karkówka :)))

      Usuń
  4. Gratuluję Indze, że uratowała dzień zdjęciowy Leśnego i jego -no jak tu delikatnie napisać - słowne wyczyny.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. aaa chciałoby się przyhejcić, chciało :))))
      co to znaczy "delikatnie napisane - słowne wyczyny" hę ?

      Usuń
    2. No chciało, ale jak już gdzie indziej wspomniałam, jakiś dzień na hejt niedobry. PS a czyż nie napisałam delikatnie, no może mogłam za Grażyną Ciechanowską kapustę i karkówkę wynaleźć. Ale ona była szybsza:)

      Usuń
    3. aaaaaaaaaaaa - skumał!

      p.s.
      WTF?!?

      Usuń