sobota, 20 października 2018

Szesnastak regularny.

Tego byka pierwszy raz zobaczyłem trzy tygodnie temu.
Nie żebym starał się deptać mu po piętach, ale chciałem poznać go bliżej. Słyszałem jak ryczy, dwa razy mignął mi w przedświtowym półmroku, a raz zobaczyłem jego potężne poroże gdy wchłaniał go bukowy las. Nie miałem do niego szczęścia i nie oznacza to, że uważam, że dziś je miałem.
Rano po prostu spojrzeliśmy sobie w oczy, ale otoczenie i okoliczności nie pozwoliły na lepsze zdjęcia.
Dzień nie zaczął się najlepiej. Gdy już odjechałem kilkanaście kilometrów od domu, uświadomiłem sobie, że nie wziąłem karty! No szlag! Powrót i jak to mówią apiać od nowa.
Apiać znaczy tyle co od nowa, raz jeszcze, więc apiać od nowa, to mniej więcej jakbym powiedział od nowa od nowa. Taki akcent podkreślający nie wiadomo co. :)

Po takim falstarcie trudno było o entuzjazm. Do lasu wchodziłem bez większej wiary.
To nastawienie nie było niczym uzasadnione, przecież nie spóźniłem się na spektakl, zwierzęta obserwuję o każdej porze dnia, ale wiadomo ... miało być o wschodzie, a nie było!

To trudna pora dla podchodu. Niewiarygodna ilość opadłych liści powoduje, że las liściasty praktycznie nie daje szans na obserwację. Ale oczywiście ja ... no jasne, gdzie poszedłem? Do lasu liściastego! Dlaczego ma być łatwo, skoro może być trudniej ... komplikator mi się włączył i już!

Gdy zauważyłem znikające w starym lesie stado łań, pomyślałem, że skoro robią tyle hałasu szurając po niezwykle grubym liściastym dywanie, to skorzystam z okazji i przyspieszę nieco.
W końcu byk chodzi na końcu, uwierzyłem, że go zobaczę.
Oczywiście nie miałem podstaw sądzić, że to będzie TEN byk. Chmara operuje na mniej więcej 40-u kilometrach kwadratowych, więc uznajmy, że nadzieje na spotkanie konkretnego byka są bardziej umowne niż wiarygodne. 
Mimo wszystko wiedziałem, że o świcie kręci się mniej więcej tu, z dokładnością +/- 1,5 kilometra.

Najdelikatniej jak mogłem wszedłem na obszar, w którym zniknęły łanie.
Ledwo podniosłem wzrok ... JEST!

Nooo, to, to ja rozumiem!
Łanie już zniknęły, a ten król i władca nie mógł przecież okazać strachu. Został przyjrzeć się, kto śmie niepokoić jego z trudem skompletowane stado.

 Gdy się odwrócił ... o matko z córką, piękny!
Odchodził majestatycznie, wolno. Zrobiłem mu więcej zdjęć, ale nie wnoszą niczego dodatkowego do poznania Jegomości.

Dwa kilometry dalej spotkałem jelenie stado.

 Łanie były bardzo czujne.


 Wyczuły mnie.

Dopiero po ponad godzinie miałem kolejną obserwację.
Łania wraz młodym szła prosto na mnie!

 Znaleźliśmy się bardzo blisko siebie. Co z tego wynikło, opowiem następnym razem.
A będzie to wprost niewiarygodna historia.
Po prosu mój czas na dalsze pisanie skończył się. Z żalem, ale nie mogę dokończyć tej opowieści.

Na zakończenie wstawiam jesienno-leśną impresję.



13 komentarzy:

  1. czekamy na "apiać od nowa" dalszą opowieść i to niecierpliwie .A "apiać od nowa"" to trochę jak po pierwsze primo...

    OdpowiedzUsuń
  2. Przepraszam, strasznie mi się zamotało w tym usuniętym komentarzu, dlatego go już nie ma. Ale ogólnie chodzi mi o to, czy na tych dwu ostatnich obrazkach to jest ta łania, czy młody? Wstyd powiedzieć, ale mam z tym problem. No i żebra mu/jej widać bardzo.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. nie, to ta sama łania, młodego pokażę jutro, ale będzie jeszcze większa niespodzianka :)

      Usuń
  3. Przypuszczam jaka to niespodzianka...
    A jeleń, przepiękny !

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. ciekaw jestem czy to co pokażę pokryje się z Twoim przypuszczeniem

      Usuń
  4. Skoro tak to ma wyglądać, to życzę samych trudnych podchodów ;) Piękny byk i piękna łania - Dwa ostatnie zdjęcia to pełne kadry?

    OdpowiedzUsuń
  5. To spotkanie chyba dobrze zrekompensowało to apiać jeżdżenie :)))

    OdpowiedzUsuń