wtorek, 22 stycznia 2019

A jednak przekroczyłem jej bramy.

Kontynuując poprzedni wpis, po czasie spędzonym na otwartej przestrzeni, zmierzałem w stronę lasu.
Jeszcze nie wiedziałem, jak trudna będzie to wizyta.

 Łabędzie ozdobiły ostatni szeroki kadr otwartej Warmii. Uznałem, że to akt kończący moje się pozaleśne szwędanie.

 Nad zamarzniętą polną kałużą przeleciała wrona. Surowość i nieoczywista prostota tego kadru ujęła mnie.
Nigdy zresztą nie wiem co mnie ujmie w zdjęciu, ale zawsze mnie to zaskakuje.

 Las przywitał mnie pajęczyną, która zdawała się nie mieć początku i końca, planów, głębi, niczego. Siatka bieli.

Zostawiłem auto. Po kilkuset metrach wędrówki musiałem popaść w stan powątpiewania co do słuszności decyzji, by iść dalej. 
Nieprawdopodobnie hałaśliwy, wręcz strzelający śnieg odbierał wiarę w jakąkolwiek obserwację.
Do tego jak amator kwaśnych jabłek, wszedłem do lasu z wiatrem.
To mi się nie zdarza, a jednak się zdarzyło. To dlatego, że byłem już umówiony na kawę u przyjaciół mieszkających kilka kilometrów dalej, a to miejsce było ostatnim, gdzie mogłem legalnie zaparkować.
Tuptas jest baristą i nie muszę mówić czym jest najlepiej zrobiona kawa pita po wyjściu z mroźnego lasu. To jak kołderka miękkiej pościeli gdy utyrany kładziesz się do łóżka, to jak pierwsze fale morza po "iściu" przez gorący do bólu piasek, jak bita śmietana położona na pulchnej szarlotce.
Gdybym dalej miał wymieniać, niechybnie opowieść musiałaby zostać osygnowana napisem "dozwolone +18" ;)

 Zimny, pozbawiony empatii wiatr przenikał przez rękawy polarowej kurtki i w szczególnie nieprzyjemny sposób zawijał wokół szyi szukając wszelkich nieszczelności.
Do tego zrobiło się pochmurnie i kontrast między tym czego przed chwilą doznawałem na "otwartej Warmii", a aktualnymi warunkami średnio mnie nastrajał do dalszej wędrówki.
Wiedziałem, że spotkanie zwierząt przy tej ilości hałasu może być tylko dziełem przypadku.

Mam w sobie jakiś prymitywny upór, atawistyczną zwierzęcą ciekawość, która każe mi wciąż sprawdzać co odkryje kolejny zakręt, drzewo, kilometr.
Co jakiś czas zatrzymywałem się, by uciszyć las. Stanie było rzeczywistą karą. Odnosiłem wrażenie, że zimne jęzory podmuchów czynią to specjalnie złośliwie, szukając mnie w każdej międzydrzewnej szczelinie.
Skręciłem w lewo. Tym razem już przynajmniej nie szedłem z wiatrem, choć moje odczuwanie wiatru nie zmieniło się ani trochę.


 Bardzo zdziwił mnie widok dzików.
Były daleko ale wypatrzyłem je między pniami sosen i grabów.


 Kilometr dalej ... to była prawdziwa niespodzianka. Spotkanie z daleka, ale nawet z tej odległości nie miało prawa się wydarzyć.


 Szpicak z ułamaną prawą tyką.


 Rok starszy koleżka szpicaka.


 I kolejny, równolatek poprzedniego. Konkretnie trzylatek.


 I jeszcze jeden.
Z łaniami było ich kilkanaście. Miło, miło.

 A w drodze do domu, klasycznie mijana miejscówka saren.
Tym razem, co jest typowe u nas, liczne zimowe stado.
Była ich niemal trzydziestka ale część nie zmieściła się w kadrze :)


Co za ukształtowanie terenu.



11 komentarzy:

  1. Te jelenie wyglądają jak jeden i ten sam, ale z nowym wieńcem.

    OdpowiedzUsuń
  2. Właśnie takie opisy uwielbiam. Czuję, jakbym z Tobą szedł przez las. Aż mi nos zmarzł...

    OdpowiedzUsuń
  3. Pozbawiony empatii wiatr:))) On chociaż pokazuje skąd wieje, a mnie za kołnierz niespodziewanie wpadł śnieg i nie wiadomo jak od razu znalazł drogę w dół:)) Niezmiennie zazdroszczę Ci tych jelenich spotkań, ostatnio trochę się uspokoiło z wycinką, więc może się uda na porębie. Podpowiedz proszę czy pora dnia ma tu znaczenie?

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. o, też to wyłapałaś! dziękuje! to kluczowa fraza dla tego wpisu. Zawsze mnie cieszy, gdy okazuje się, że wciąż są ludzie potrafiący czytać ze zrozumieniem i należytym skupieniem :) Pozdrawiam Cię Grażynko. Brakowało tu Ciebie.

      Usuń
    2. pora nie, w zasadzie nie ma. Rano i wieczorem są w trakcie migracji żerowiskowych, ale spotykam je w ciągu dnia tak samo często jak rano czy wieczorem.

      Usuń
  4. No proszę, nie dość, że fotograf-artysta, to jeszcze poeta! Jak Ty to opisujesz, Krzysiu, to inni mistrzowie pióra niech się chowają!

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. oj chyba nie aż tak, ale niezmiernie mi miło, że tak uważasz :) DZIĘKUJĘ! :)

      Usuń
  5. Miło było się zapoznać z tym połączeniem słów i obrazów. No i zwierzęta uchwycone w idealnych momentach. Szczerze mówić idąc do lasu trochę się ich obawiam. Dzika nigdy nie spotkałam, ale wybiegające nagle przede mnie sarny nieraz mnie zaskoczyły.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. o, serdecznie dziękuję :) a dzików się nie obawiaj, już ich prawie nie ma :(

      Usuń