wtorek, 11 listopada 2014

fernando!

Upiorne niedzielne godziny spędzone w czatowni. To już kolejny dzień. Wszystko przez bielika, który zleciał mi przed wizjer jak grom z jasnego nieba. Nigdy nie zrozumiem dlaczego poderwał się nie dotykając nawet ziemi. Nie miał prawa mnie zobaczyć. Nie wiem. Nie dość, że kruki po raz setny uczą mnie pokory, to jeszcze ten bielik. Zasiadka chyba nie jest dla mnie! Spędziłem drugi dzień po 6 godzin siedząc w jednej pozycji. Kiedyś za to zapłacę. Niech mi już nikt nie mówi, że to świetna i przyjemna pasja. To horror na granicy choroby psychicznej. Ilość zmarnowanych szans, wielogodzinne oczekiwania i nadprzyrodzone umiejętności kruków, często potrafią zepsuć humor. Oczywiście bielik błysnął mi przed obiektywem z samego rana, więc siedziałem jak kołek kolejne 5 godzin w nadziei, że jednak się skusi na wołowinkę. Niestety. O godzinie 12.00 poddałem się. To już było ponad moje siły i cierpliwość. O termice niekrążącej w esowatej pozycji krwi, nie wspomnę. Pierwsze kroki po wyjściu z kryjówki ... lepiej, że tego nikt nie widział. Jeszcze lepiej, że nie nagrał. Na Jutubie 2 mln. wejść w godzinę murowane! Opuszczaną polanę lustrowałem do końca. To pięknie skomplikowana roślinność jest jej najwięszym majątkiem i atrakcją. Stąd tyle tu dzików, jeleni i saren. Wzbogacona w zachaszczone rowy melioracyjne jest atrakcją dla zwierząt. Idąc tak sobie kontemplowałem urok chwili i miejsca, gdy nagle, pośród trzcin ujrzałem dwie głowy. Początkowo zdawało mi się, że widzę dwie łanie, lecz po chwili kolor drugiego osobnika spowodował, że przyjrzałem mu się dokładniej. Na głowie zauważyłem szpice! Uwielbiam te młodziaki. Ten był na tyle sprytny, że zdobył sobie partnerkę - rzadko spotykane. Przyznać też muszę, że jak na szpicaka, zbudowany jest imponująco. Głowa wprawdzie jest jeszcze mała, ale korpus ma silny i potężny. Zwykle dwu i trzylatki ciągają się w chmarach za bykiem stadnym. Ten może nie zbudował jeszcze chmary, ale dorosłości już próbuje. Zarówno łania jak i byczek zażyły kąpieli w rowie melioracyjnym. Zyskały przez to na fotogeniczności. Udało mi się je podejść dzięki brzozom, które rosły tak, że mogłem się skradać niezauważony. Pomyślałem, że to uczciwa nagroda za bezowocne godziny w czatowni! Tym bardziej to doceniłem, że spotkanie w samo południe słonecznego dnia, jeleni na otwartym terenie, to jak wygrana w totka! Ostatecznie, kilkadziesiąt metrów od samochodu, uznałem, że trznadle w plątaninie gałązek, są warte uwiecznienia.












Brak komentarzy:

Prześlij komentarz