sobota, 15 listopada 2014

szaroburo, ale ... :)

Wiecie już tak samo jak ja, że nie znam złej pogody. W związku z tym, dzisiejszy szary i bury oraz dodatkowo mokrawy poranek, do południa, spędziłem w ... lesie!
W dodatku zapewniam Was, cały czas towarzyszyło mi przekonanie, że życie jest piękne, bowiem las kocham w każdej postaci. Deszcz, wiatr ... cokolwiek, i tak lepiej jest być w taki dzień w terenie niż w domu.
Zresztą dziś ostatecznie przekonałem się, że pogoda jest w głowie. Czułem się wyśmienicie zarówno w czasie niezbyt udanej zasiadki, jak i w czasie całkiem udanego podchodu. Nie lękam się nieudanych zdjęć z tytułu marnego światła, więc robię je, te zdjęcia, w takich warunkach jakie zastaję. Skoro w szary dzień sami widzimy gorzej, to dlaczego mielibyśmy od zdjęć oczekiwać czegoś więcej?
I w taki oto sposób powstało tych parę zdjęć, z którymi wiąże się mój szczególny sentyment. To był wyjątkowo pięknie spędzony czas. Las w taką pogodę jest pusty. Ludzkość przykryta kocem zalega w domach, psy nie opuszczają bud, a ja bezkarnie i bezszelestnie pokonuję kolejne urocze kilometry z każdym krokiem idąc głębiej i głębiej w stronę ... pasji. Odnosiłem lewitujące mnie wrażenie, że jestem jeszcze bardziej sam niż zwykle. Po drodze świeżo zbuchtowany teren, niestety bez obserwacji. Zaczajam się na te dziki już od dawna - nieskutecznie. Prędzej czy później je podejdę. Dziś odkryłem nowe tereny. W tym przepiękne bagno na skraju lasu. Dotarłem tam nieco późnawo, ale widać po tropach, że dzieje się tam sporo. Na bagnie, co mnie totalnie zskoczyło, pływały dwa młode łabędzie nieme. Nie mam pojęcia jak zamierzają przeżyć zimę! Mam nadzieję, że przeniosą się na jakąś cieplejszą wodę. Po zrobieniu kilku fotek zabrnąłem do pobliskiego lasu. Nowe miejsce, nowy teren. Uroczysko! Chrzest przeszedłem poprawnie - sarenki :) Są niebywale fotogeniczne. Doceniam je tym bardziej, że dały się sfotografować w lesie, a nie na polance. To dla mnie spora różnica w wartości zdjęcia. Zupełną wartością dodaną jest też fakt, że znalazłem dwie najpiękniejsze kanie jakie widziałem w życiu. Były duże, wyjątkowo grube i mięsiste. Zrobiliśmy je w cieście naleśnikowym. No po prostu obiad z dwóch grzybów. Oboje najedliśmy się, a smaku opisać się nie da! Żeby nie było tylko szaro, dorzucam dwa pejzarzyki z wtorku i kruka z tegoż ;)














Brak komentarzy:

Prześlij komentarz