czwartek, 14 czerwca 2018

No i stało się!

O piątej rano skręciłem w polną drogę.
Padał deszcz. Woziło mnie od lewej do prawej, a tył samochodu nieprzerwanie starał się wyprzedzić przód. Nie wiem co by było gdyby nie cztery napędy ale nie mogłem zawrócić.
Nie było jak. Traktorowe koleiny straszyły po bokach, a ja niczym kierowca Dakaru, walczyłem by utrzymać auto na grzbietach pofałdowanej drogi.
W zasadzie wiedziałem, że nieuchronne wydarzy się i ... się wydarzyło!
Nagle zrzuciło mnie w koleiny i mój wierny druh, ukochany Jeep ugrzązł jak wmurowany.
Wysiadłem obejrzeć skalę problemu, niestety tysiące much robiło co w ich mocy by mi się to nie udało.
Jakiś horror! Takiej agresji owadów nie pamiętam.
Wsiadłem do auta - wtedy jeszcze sądziłem, że go rozbujam i jakoś wyjadę.
Nie, nie wyjechałem. Posiadam licencję rajdową, tzw. jedynkę, zapewniam, że jakieś pojęcie o jeżdżeniu mam.
Z ostatnią nadzieją przełączyłem na tryb wolnoobrotowy z wyłączeniem mechanizmu różnicowego ... nic!
No to qrna pięknie! Do najbliższej wsi 4 kilometry, w życiu nie pójdę w tych warunkach, a ja w samej bluzeczce i no cóż, bez głębszej ideologii na tę chwilę.
Postanowiłem zostawić konia, który póki co padł w boju i iść przed siebie. Przy tej agresji owadów i padającym deszczu nie było to ani łatwe, ani przyjemne.
Po kilkuset metrach oczom nie wierzę - cegły!!!
Nabrałem pokruszone kawały w łapska i na dwa kursy zniosłem do samochodu.
Plecy po chwili całe mokre i pogryzione, a buty oklejone mokrą gliną ważą po 2,5 kg każdy!
Klęknąłem i zanurzając ręce w kałuży, najstaranniej jak mogłem wkładałem kruszec pod opony.
Wiedziałem, że przy tej grząskości kolein będę miał tylko jedną szansę na zmianę scenariusza.

Opłukałem dłonie w brązowej brei i w utytłanych gliną buciorach wsiadłem do samochodu.
W takich sytuacjach priorytety zmieniają się bardzo szybko :)
Silnik zamruczał groźnie, ale tym razem nie o moc tu chodziło.
Wrzuciłem bieg do przodu, po sekundzie wsteczny i ... jest! Załapało. Opony przerzuciły cegły pod sobą wyswobadzając mnie z opresji. Ufff ... jeszcze tylko nie wpakować się na wstecznym w następne doły i wyjadę.
Wyjechałem i powiem Wam, że trudno o większą radochę niż opuszczenie pułapki po godzinie beznadziejnej walki.
Fotografia przyrodnicza nie jedno ma imię :)

 Rano nie powiem, było pięknie i nic nie zapowiadało opisanej wcześniej sytuacji.


 Warmia o deszczowym świtaniu - fika ktoś? :)


 Chciałbym nagrać muzykę do takiej okładki ...


 Widzicie tego pistoleta? :)


 Ech ... życie :)


 Dziś wszystko rozwarstwiało się tak w powietrzu jak i na ziemi.


Takie widoki ... no sami wiecie - sielankowo tu u nas :)


Ale wczoraj wieczorem byłem w lesie!
Byłbym zapomniał :)

 Czaple są zawsze piękne i fotograficznie atrakcyjne.



 Srokosz w malarskich podziałach.


 Tu cierniówka uwikłana w labirynt gałęzi :)


 Tu w wersji na pocisk!


 A tu z flagowym tłem w drugich planach.


 Gąsiorek - samiec.


Trznadel w fajnej okoliczności.

 Z nudów ...


 O ósmej byłem w pracy i mimo wielu obowiązków, gdy przypomniałem sobie siebie klęczącego przy samochodzie z łapskami w kałuży i setką komarów na grzbiecie, uśmiech nie schodził mi z abażurka :)))

19 komentarzy:

  1. Podobno terenówka tym się różni od zwykłego auta, że trzeba dalej iść po pomoc ;-)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. hi hi hiii - doskonałe :)))) samo życie :) normalnym autkiem człowiek się tak nie zapędza :))))

      Usuń
  2. Te warmińskie pejzaże... ach!
    Ale w opisanej na początku dramatycznej sytuacji brakuje ilustracji - foty jeepa zatopionego w bagnie :).

    OdpowiedzUsuń
  3. Najlepsza terenówka to własne nogi.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. zgadza się, też tak uważam, ale nie na tej drodze, uwierz :)

      Usuń
  4. Widzę Ciebie utytłanego w błotnistej brei i glinie w chmurze much i komarów. Nie wiem dlaczego, ale wywołuje to mój uśmiech :-). Zdjęcia ptaków piękne ale przebija je krajobraz z krową! Nie chciałabym być na miejscu tego, kto mył pojazd :-)

    OdpowiedzUsuń
  5. Jeśli chodzi o piosenkę, to w tamtym momencie jej refren mógłby brzmieć tylko tak :)))

    Mokro wszędzie, błoto wszędzie
    Komary gnębią, Jeepek grzęźnie
    Ludzi nie ma, buty ciężkie
    Udupiony jestem, a Jeepek grzęźnie
    Co to będzie, co to będzie?

    OdpowiedzUsuń
  6. Pośmiałam się z Twojej opowiastki.:) Wszystko dobre, co się dobrze kończy. Pierwsze zdjęcie i bociek - cudne.

    OdpowiedzUsuń
  7. Dla tego jak się ma takie zapędy to się przydają dwa worki - na zimę ze żwirkiem dla kotów, a na błoto z korą sosnową.
    Widoki - boskie.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. te worki ... wezmę sobie do serca :)))

      Usuń
    2. No wiesz, żwirek można zamienić na zwykły żwir ale kora w dużych kawałkach lżejsza niż cegły czy dachówki:)Żwirek z Rossmanna bentonitowy bo dobrze i szczelnie zapakowany, jeszcze nie musieliśmy używać ale przyjaciółce poleciłam i nawet kupiłam bo w górach ma daczę i zadziałał.

      Usuń
  8. Jasne dwie garście cegieł i pojechało. Tą jedynkę to sobie chyba kupiłeś na allegro. Mistrz!

    OdpowiedzUsuń
  9. Ale widoki. Przepięknie.

    Co do samochodu, można ująć krótko: takie uroki wycieczki w teren autem ;).

    OdpowiedzUsuń