niedziela, 31 marca 2019

Dramat warchlaka! (uwaga drastyczne zdjęcia!)

Tego dnia odwiedziłem okolice, w których nie byłem przynajmniej od dwóch lat. Ilość zrębów i innych prac leśnych zraziła mnie do tych okolic na długo. Postanowiłem mimo to zobaczyć jak las goi rany, co się zmieniło, jak radzi sobie zwierzyna.
Dzień obudził się delikatnie mglisty, co przy niemal bezchmurnym niebie gwarantowało przynajmniej kilka nastrojowych zdjęć lasu. Samochód zostawiłem na parkingu i wyruszyłem w kilkunastokilometrową trasę.

Tu i ówdzie świeże ślady bytności dzików, tropy jeleni, lisów i kuny leśnej. Mimo to, pierwsze kilometry upływały bez obserwacji żywego zwierzęcia. Przerażająca ilość drucianych zasiek, czyli obraz konfliktu jaki przeżywają nadleśnictwa, które starają się maksymalizować zyski z każdego aspektu życia lasu. Z jednej strony próbują utrzymać jak najwięcej jeleniowatych, bo jesienią wpadają pokaźne "euraski" za polowania dewizowe, z drugiej ma miejsce próba ocalenia każdego drzewka, bo m.in. chińczyk i pewna skandynawska firma od mebli suto płacą za drewno. Oczywiście my też potrzebujemy drewna, jestem niesprawiedliwy w tych kąśliwościach, ale pamiętam ile pozyskiwaliśmy drewna przed otwarciem handlu międzynarodowego na taką skalę. Zresztą tam pamiętam - wejdźcie na Google Earth i obejrzyjcie archiwa zdjęć satelitarnych z minionych lat - proste!

Nie ma kilometra lasu bez zasiek! Straszne. Pocięte ruty zwierząt, o estetyce nie wspominam. Widać, że wbrew temu co LP wypisuje w raportach o stanie lasów,  dla nich istnieje tylko jedna funkcja lasu  - gospodarcza.
Funkcja środowiskowa, ekologiczna i społeczna są PR-ową fikcją. Tzn. jest las, który pełni funkcję społeczną ... miejski! :)
Ale OK, zostawmy to, intencja tego bloga jest inna.

Tak jak się spodziewałem las zachwycał świetlnymi subtelnościami wyraźnie różnicując pierwsze i drugie plany.

 Wiechy traw niczym motyle powiewały na tle zjawisk świetlnych.


 Momentami las fundował też takie kontrasty.


 Mocne podziały i plany.


Taki skok mi się trafił gdy zbliżałem się do przepięknej śródleśnej polany.

Tu, na bardzo długim odcinku ciekawych plam światła, mogłem śledzić lot pary żurawi.

Gdy słońce wybiórczo oświetlało drzewa w drugoplanowej ścianie lasu, spektakl wydawał się niemal teatralny.

W końcu dotarłem do zgliszczy leśniczówki Edwarda Gierka - I sekretarza PZPR.
Reżimowi chłopcy, trzeba przyznać, umieli korzystać z ukrytych miejsc Puszczy. Nie chcecie wiedzieć co tu się wyprawiało. Nie dziwię się, że ktoś tę wątpliwej jakości pamiątkę czasów "sodomy i gomory" spalił.

Poszedłem dalej.  Mgliste niebieskości zawsze dodają pikanterii.


Zauważyłem lisa niosącego coś sporego w pysku!
Niestety szedł chaszczami, trudno było wykonać jakieś sensowne zdjęcie. Słońce niemiłosiernie waliło  w obiektyw.


Ku mojemu zdziwieniu to był dziczy warchlak.


Lis obejrzał się i gdy zobaczył moją przykucniętą sylwetkę, jestem pewny, że uznał iż to szarżująca locha, bo takiej histerii u lisa jeszcze nie widziałem. W sekundę pozbył się ofiary i wystrzelił jak rażony prądem.

Pasiak jeszcze żył. Był mocno poraniony i niestety w agonii. Instynkt nakazywał mu wstać, jednak skala obrażeń nie pozwalała mu na to.
Długo się zastanawiałem co mam zrobić w tej sytuacji. Dobić, zabrać, zostawić ...
Niestety ze względu na ASF i obecną krew dziczka uznałem, że nie mogę go nawet dobić.
Sam przyczyniałbym się do ryzyka rozprzestrzenienia wirusa.
Uznałem też, że nie mi decydować co dla niego i lasu jest lepsze. Tliła się wątła nic nadziei, że matka wróci i go wyliże, choć to mało prawdopodobny scenariusz. Sądzę, że pierwszy przy nim będzie jednak lis. Czułem, że nie odszedł daleko.
Z drugiej strony, lis też ma młode i też chce żyć. Taka jest przyroda. Zastanawiałem się m.in. czy to w ogóle publikować, ostatecznie uznałem, że tak. Przyroda jest bezwzględna, rządzi się twardymi prawami i pokazywanie tylko jej słodkiej lekkostrawnej wersji nie jest fair.
Ten malec prawdopodobnie zapłacił cenę za niesubordynację. Nie trzymał się dość blisko matki.
Zawiódł go instynkt, a drapieżniki żyją dzięki temu, że jakiś malec wyłamie się z reguł gry.
 Tak więc las dał mi dziś obserwację pozostająca na antypodach bambizmu.
Może niezbyt łatwą do przyswojenia czy akceptacji ale niezbędną do kompleksowego i właściwego rozumienia przyrody, która potrafi zachwycić ale i przerazić.


Do końca pobytu w lesie cieszyłem się subtelnościami synergii słońca i mgieł.


Spotkałem też jelenie, ale zdjęcia poza udokumentowaniem spotkania nie wniosą niczego interesującego. Wszystko w gałęziowiskach chaszczy. Jedno co mogę powiedzieć, to starsze już nakładają poroże i mają te zabawne czarne "buły" na głowach :)






9 komentarzy:

  1. Dzika przyroda w swej najprawdziwszej odsłonie. Uważam, osobiście, że postąpiłeś właściwie. Po pierwsze zadbałeś o bezpieczeństwo własne i innych nie tykając potencjalnie chorego stworzenia. Lis okazał się nie lada kozakiem łasząc się na dziecięcie tak groźnej matki jaką jest locha. Ale widac desperacja, okazja lub inne okoliczności. Mam nadzieję że wrócił po małego i się ta śmierć nie zmarnowała. Bo sporo energii musiał poświęcić rudy, a pewnie ma co karmić.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. nie było innego wyjścia, już raz zaingerowałem w walkę jastrzębia i kruka, do dziś nie wiem czy słusznie, a w zasadzie wiem - niesłusznie :)

      Usuń
  2. Zawsze żal malucha, ale Matka Natura po coś wymyśliła selekcję naturalną, liszka mogła nakarmić swoje lub siebie, maluszek był najsłabszy, z różnych przyczyn najsłabszy, tego nie wiemy czy się zagapił czy coś mu dolegało. Trudno, smutno, ale tak po prostu być musi. Zdecydowanie wolę taką opcję niż strzelanie z kilometra do zwierzęcia, które nie może się w żaden sposób bronić. Ale mi bohaterstwo! W a domu pewnie pająków się boją... Ech... Żurawie, ten las, mgły i słońce, te kolory budzącego się po zimie lasu, piątka z plusem! Ja dzisiaj "upolowałam" kowalika w dziupli, jestem dumna z siebie, bo przy moich możliwościach jest prawdziwym wyczynem :). Taki ze mnie fotograf, że potrafię "skopać" drzewo hi, hi.
    Pozdrawiam, Kasia z Olsztyna.

    OdpowiedzUsuń
  3. To oblicze lasu którego prawie nikt nie widzi, a powinniśmy, może nie tyle widzieć, ile zdawać sobie sprawę, że takie właśnie jest i, że to natura.

    OdpowiedzUsuń
  4. Postąpiłeś słusznie, nie należy ingerowac w przyrodę, tak jak robi to PZŁ czy polski rząd! Warchlaka szkoda ale taka jest natura i tak jak napisałeś, lis też chce jeść..

    OdpowiedzUsuń
  5. Taka natura, drapieżcy jedzą małe puchate, jakoś jednak karmicznie wierzę, że trzeba działać jak nam pod nogi trafi potrzebujący, reanimowałabym normalnie, choroba dzików dla ludzi nie groźna. Wierzę też, że nie podejmując akcji postąpiłeś słusznie bo tak serce podpowiedziało a ktoś musiał go dostać, choćby mrówki. Dobijania nie polecam (chyba że zwierzaczek w agonii) wydaje się humanitarne ale latami się potem zastanawiasz czy należało, czy może była jakaś szansa. Ale ja nie z łowczego ino wege gatunku jestem to dlatego tak myślę i piszę dla mnie zwierz to nigdy posiłek. Pamiętam myszołowa z twojej młodości. Pamiętam wiele gasnących spojrzeń, ale wiesz czym się zajmuję - ratowaniem właśnie.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Rozumiesz zjawisko, czułem, że gdy go dobiję, przez lata nie da mi spokoju czy postąpiłem słusznie, a tak zostawiłem sprawy w stanie, który nie przewidział mojej tam obecności. Mając na uwadze Twoją profesję, która w 100% wynika z przekonań i pasji, rozumie Twoje podejście.

      Usuń