sobota, 25 sierpnia 2018

łania inaczej

Mokry, ciemny ale ciepły poranek w liściastym lesie.
Z punktu widzenia agresji owadów nic gorszego przytrafić się nie może. Dopóki nie lunęło ostro, niemal nie dało się iść.
Co chwila wyjmowałem upierdliwe strzyżaki spod koszulki, rękawów, z uszu i oczu.
Gdy wplątywały się w brwi i brodę, pozbycie się ich wymagało chirurgicznej precyzji i cierpliwości.
Na szczęście rekompensatą były warunki pozwalające zrobić nietypowe fotografie.
Bohaterką została stara, schorowana łania, będąca raczej u kresu swojej życiowej drogi.
Wolno krocząc szła w moją stronę, zjawiła się jak duch..
W tym lesie, z tytułu starych drzew liściastych, nawet w południe panuje półmrok. Do runa dociera zbyt mała ilość światłą, by cokolwiek tu wyrosło. Pod nogami gruby dywan zeszłorocznych liści. Dzisiejszego pochmurnego poranka światło praktycznie się nie dostało w ogóle. Obrysowało jedynie kontury liści, co aparat skwapliwie zamienił na spory ale chyba ciekawy kontrast.
Zdjęcia robiłem przy 1/10 sekundy, ISO 2600 więc mogłem liczyć na utrwalenie osobliwej tajemniczości i zdjęcia z dużą dawką ... "nieatlasowości" co niezwykle mnie cieszyło, a co mam nadzieję i Wam przypadnie do gustu.

 Niedosłowność, powolny ruch, tajemnica, to wszystko tak wyglądało naprawdę i do tego zapach mokrego lasu liściastego. Chciałem, by zdjęcie oddało maksymalnie dużo walorów sytuacji, która zdarza się tak rzadko. W zasadzie i tak nie mogłem zrobić niczego innego, chyba, że zabrałbym z sobą lampę błyskową sporej mocy :) W takich warunkach kontury majaczą, a jeleń wydaje się być jedynie rudawą plamą.

 Kondycja tej łani jest słabiutka. Sądzę, że zostały jej dosłownie dni i przejdzie do krainy wiecznie świeżych traw i lasów bez ludzi, szczególnie bez tych z karabinami.


 Dopiero gdy się zatrzymała, mogłem zrobić statyczne zdjęcie.


 Lało jak z cebra. Ukryty pod opiekuńczymi ramionami świerka, obserwowałem uzupełniające się wodne zasoby babrzyska. To jedno z moich ulubionych miejsc. Spędziłem tu sporo czasu, a deszcz szumiał w koronach. Trwaj chwilo, trwaj!

Na pożegnanie spotkałem perlącą się wiewiórkę, która najwyraźniej nie mogła zrozumieć, co człowiek robi w lesie w czasie takiej ulewy. Nie wiedziała, że człowiek kieruje się w stronę samochodu i póki co, jakby nie ma wyjścia ... musi moknąć :)


 Wspomnienie minionego sezonu lęgowego. Obok liść jednoznacznie zwiastujący zbliżającą się jesień. To piękna pora, rykowisko, te rzeczy, a potem nastanie moja ukochana zima!

13 komentarzy:

  1. Dzisiejsza relacja wycisnęła mi łzy z oczu.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Przyroda jest jaka jest, oduczyłem się przykładania naszej ludzkiej miary do jej prawideł. Nie mniej jednak jest mi przykro, że tak odebrałaś tę historię. Następną napiszę jakoś radośniej :)

      Usuń
  2. Opowieść bardzo wzruszająca... i ta łania, której brakuje zapewne trzy ćwierci do śmierci...

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Starałem się pisać delikatnie omijając smutną nutę, ale jak widać same zdjęcia robią swoje. Życie ...

      Usuń
  3. Chora? Czy dobiegła swojego wieku?

    OdpowiedzUsuń
  4. Mnie widok takich zwierząt skłania do refleksji. Kiedy znikną, zakończy się coś ważnego, ale równocześnie zacznie się zupełnie nowe życie. Tak to już jest, że w przyrodzie kwestia śmierci wygląda inaczej niż u nas...

    OdpowiedzUsuń
  5. Właśnie za bardzo przykładam ludzką miarę do zwierząt, tłumaczę to sobie potem, że takie jest życie, ale nie pomaga.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. no nie pomaga, dlatego jesteśmy ludźmi, że mamy ten element człowieczeństwa (w zaniku) czyli wrażliwości, wyobraźni i współczucia.

      Usuń
  6. Żyją do końca i odchodzą po cichutku. Wzruszające zdjęcia.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. To prawda, przyroda z niczego nie robi dramatu. Narodziny i śmierć są ... no po prostu są.

      Usuń
  7. Piękny ten świat lasu dlatego człowiek nie powinien w niego ingerować. Wszystko jest z góry ustalone a nam homo sapiens nic do tego. Dzięki za te piękne zdjęcia i historie😊

    OdpowiedzUsuń