czwartek, 20 września 2018

Warmia pachnąca żywicą!

Ta wyprawa już od pierwszej chwili przebiegała niestandardowo.
Wypakowałem z bagażnika rower, by w ciszy dotrzeć na planowane miejsce.
Niestety po drodze jest "ściana płaczu", która dla świeżo obudzonych mięśni jest istną katorgą, tym bardziej, że nie nazywam się np. Szurkowski. Zsiadłem z roweru, by zdobyć szczyt w wersji "na emeryta".
I całe szczęście!
Gdy cichutko wdrapywałem się pod górę, "huknął na mnie" byk, który stał na skraju lasu. Dzielące nas dwadzieścia metrów niewiele wnosiło w możliwość oceny sytuacji ... było jeszcze kompletnie ciemno!
Byka zaniepokoiła moja obecność, ale nie mógł jednoznacznie stwierdzić co tak naprawdę zakłóca jego spokój. Ryknął potężnie i jedno było jasne - dał do zrozumienia, że to jego teren.

Wpadłem na najbardziej zwariowany pomysł fotograficzny jaki mógł przyjść mi do głowy!
Ponieważ byk ryczał i huczał, a nawet szczekał na mnie, mniej więcej zlokalizowałem jego lokum na słuch.
Znacznie wcześniej coś nakaszaniłem w ustawieniach aparatu, nie mogłem podnieść ISO powyżej 3200! Krótko mówiąc matryca była niewystarczająco czuła jak na tę noc i tę sytuację.
Mimo wszystko wycelowałem w źródło dźwięku i nie widząc obiektu, nacisnąłem na migawkę!

Prawie się udało!
Jedyne co mogę stwierdzić, to mocny kark. Jednak wysoko trzymana głowa, świadczy o tym, że to jeszcze nie starzec. Ale było pięknie stać tak blisko i w ciemności słuchać jak mruczy, gra i trąbi.

Przede mną do pokonania jeszcze 3 kilometry więc zostawiłem go i ruszyłem w dalszą drogę.
Zanim zrobi się widno, jego i tak by już nie było.

Gdy wchodziłem do lasu, wciąż nie można było robić zdjęć. Głównie z powodu niechęci z jaką noc oddawała pole dniowi.

 Jelenie, które poruszały się przede mną, mogłem co najwyżej ukazywać w taki sposób.
Raz na jakiś czas można, ale nie dla takich zdjęć robi się tyle kilometrów.
Wczesnoporanna obecność w lesie jest jednak kluczowa dla tzw. rozpoznania.
W okresie rykowiska, trzeba nieco czasu poświęcić na posłuchanie lasu i wybranie jakiegoś konkretnego byka.

W międzyczasie jaśniało! Las był poprzetykany mgłami. Mistyka, tajemnica, ryk jeleni i zapach jesieni - kocham to!

Miałem do wyboru byka stadnego, zaganiającego łanie, dwa młodsze byki i dwa odległe samotne samce ale mocne.
Stadnego grającego gon, zapędzającego łanie "do kotła" odpuściłem. Będzie trąbił najkrócej, mogę nie zdążyć go dojść i wiadomo, że go nie sprowokuję do podejścia do mnie. Nie ma w tym żadnego interesu. Jeszcze dwa tygodnie wcześniej, mógłbym liczyć na to, że w fazie budowania chmary będzie chciał mnie przegonić, gdy udam młodego byka, szukającego szczęścia wśród jego podopiecznych. W aktualnej fazie rykowiska jest już zmęczony i nie reaguje tak ochoczo.
Wybrałem odległe dwa samotne samce.
To było ryzykowne, były daleko i niestety mają w zwyczaju dość szybko się przemieszczać. Często po prostu rycząc co jakiś czas, odchodzą. Wtedy dojście takiego byka jest praktycznie niemożliwe.
Kroczyłem przez stary las dębowy co rusz zatrzymując się (suche liście szeleszczą pod nogami) i nasłuchując. Zajrzałem nad znane mi babrzysko. Nic.

Jeden z ryczących byków sprawiał wrażenie mocno zdeterminowanego.
Dzieliło mnie do niego jeszcze sporo drogi. Jednego byłem pewny, że jest przed rzeką, czyli po mojej stronie.
Niestety gdy doszedłem na miejsce, usłyszałem go za rzeką!
A niech to.
Przeszedłem po zwalonym drzewie na drugą stronę. Był bardzo blisko.
I gdy już wdrapywałem się na skarpę, odezwał się ten, do którego szedłem ... był jednak przed rzeką, a ten do którego wspinałem się na skarpę to inny byk!
Hmmm ... gadały z sobą dość niewybrednie :)
Postanowiłem mimo wszystko wrócić do wcześniej wybranego samca i powtórnie przejść przez rzekę. Gdy zbliżałem się do koryta, rozpoczął się spektakl, którego nie mogłem wymarzyć ani wyśnić nawet w najodważniejszym śnie.

Nad brzegiem rzeki jakby znikąd wyrosło stado jeleni! Były spłoszone i bez większego rozpoznania terenu, wskakiwały do rzeki przeprawiając się na drugą stronę ... na moją stronę!
Byłem wciąż na skarpie, ale nie miałem czasu ani na zamaskowanie się, ani szukanie dogodnej pozycji. Aparat poszedł w ruch, tak jak zastała mnie sytuacja.
A tu niestety było ciemnawo.
 Spore stado.

 Po chwili zrozumiałem co je spłoszyło!


 Na tamtym brzegu rozpętała się gigantyczna walka dwóch silnych byków.
Słuchałem wielu potyczek godowych, niejedną sfotografowałem, czegoś takiego jeszcze nie słyszałem!
Łomot uderzanego poroża byków mieszał się z suchym trzaskiem łamanych gałęzi.
Korony mniejszych olch trzęsły się i gięły pod naporem walczących byków. Czasami mówi się, że ziemia drżała ... tym razem drżała naprawdę.

 Uciekały również młodsze byki. (sorry za jakość - dokumentacja!)


 Korowód zdawał się nie mieć końca, a rzeka była wzburzona jak morze podczas sztormu.


One były naprawdę przerażone.
To co działo się trzydzieści metrów dalej, to nie była walka, to była wojna!
Słychać było bezkompromisową agresję i siłę.

Stado przeprawiło się i sądziłem, że to koniec przygody, choć mimo wszystko miałem nadzieję zobaczyć walczące samce.
Już podnosiłem się, by podejść bliżej pola walki gdy z olszyn wybiegła wprost na mnie piękna łania!

 Nooo, pomyślałem, dla takiej damy, można się bić!

Chwilę po niej wyskoczył niezwykle podniecony samiec. One wówczas bardzo szybko wystawiają i chowają język. To moment tuż przed naskoczeniem na wybrankę.
 Spodziewałem się dorodniejszego samca, jednak to co mnie uspokoiło, to fakt, że wojna toczyła się dalej. Zatem to wciąż nie jest bohater chaszczowego zajścia.


 Rozdęte nozdrza i jeżeli można użyć tego samego terminu do gruczołów zapachowych, to również rozdęte. Dyszenie, napięcie, postawione uszy - wszystko świadczyło o ogromnej podniecie.

Miałem szczęście obserwować klasykę gatunku, czyli dwa mocne byki naparzają się w chaszczach, a młodszy stara się w tym czasie skorzystać z okazji! :)

 Język zdaje się, żył własnym życiem :)))
Sekundę później naskoczył na łanię, niestety moja karta zmuliła przetwarzając dane! Szlag!!!



Scena skończyła się, jelenie się pochowały, a za olchową ścianą dobiegały końca zmagania gladiatorów. Mimo wszystko postanowiłem nie ruszać się z miejsca, choć z trudem opierałem się próbie podejścia. Uznałem, że próba podejścia może je tylko spłoszyć i w ogóle nie będę mógł na nic liczyć.
Spojrzałem na przepięknie lśniącą rzekę i do głowy skradła się irracjonalna nadzieja, myśl taka ... a gdyby tak teraz, przez tę rzekę ... ech, Mikunda, co ty roisz sobie w naiwnej łepetynie! To przecież niemożliwe, by akurat teraz, w pełzających mgiełkach i pod światło wschodzącego słońca ... nieeee! To byłby fotograficzny totolotek, a i tak już sporo widziałeś, przecież. Zganiłem się za uwolnienie nierealnych oczekiwań.

Ześliznąłem się nisko nad koryto rzeki, delektowałem ciszą i nieprawdopodobnym urokiem miejsca.

Do moich uszu dociera dźwięk ... zaraz, zaraz, coś przedziera się wolno w stronę wody!
Czyżby?!?!?!

O matko z córką! JEST!!!
Nie mogę uwierzyć własnym oczom.
Ogromny, przesilny byczor wyłazi nad wodę tuż przede mną! Jego okazałe poroże wychwytuje światło wschodu. Dyszy totalnie zmęczony po walce.
Jestem bliski zasłabnięcia z zachwytu nad obserwacją. Zdjęcia robię machinalnie, staram się równocześnie jak najwięcej obejrzeć gołym okiem!

 A niech to, ma mnie! Nie spodziewając się takiego obrotu sprawy, siedziałem bezczelnie tyłkiem nad lustrem wody, bez maskowania, bez jakiejkolwiek ostrożności. Teraz mogłem liczyć tylko na to, że zmęczenie nakaże mu mnie zignorować. Widać po minie, że nie jest zadowolony z zastałej sytuacji, ale nie miałem w planie go przepraszać. Stało się.
Przyjrzał mi się uważnie i szczęśliwie uznał, że nie stwarzam mu zagrożenia.
 Wydmuchiwane powietrze zaburzyło idealną gładź spokojnie sunącego lustra.

 Pić, przede wszystkim pić! Walka trwała niewiarygodnie długo, więc musiał uzupełnić płyny.
Bok oklejony kleszczami jak pierś Anki z Łowicza koralami! Widać też ociekającą krew z pędzla. Odniósł rany w tym starciu.


 Mimo bólu i zmęczenia, kontrolował mnie co jakiś czas, ale skoro wilki wytrzymały mnie z kilku metrów to i on powinien.
Wygięty w bólu grzbiet jednoznacznie świadczył o tym, co wydarzyło się chwilę temu.

 Do wody wchodził z wyraźną ulgą. Chłodził się i czuło się świadomą delektację kąpielą. Woda rzeki zdawała się być okładem na obite i zbolałe ciało.

Byłem w innym świecie, byłem we własnym marzeniu o puszczańskiej przygodzie.


 Rzeka jest w tym miejscu głęboka. Przeprawiając się na drugą stronę, musiał płynąć.


 Robił to z niezwykłą gracją. Drugie plany rozkładały mnie na łopatki aż do wzruszenia.
Miałem absolutne przekonanie, że biorę udział w czymś mistycznym, wyjątkowym, pierwszym i zapewne ostatnim w moim życiu. Nie ma we mnie przekonania, że taką przygodę można przeżyć dwa razy. Światła, bliskość, zwalone drzewa, mgły i  ... eee, co tu gadać, wiadomo :)


 Wychodząc na brzeg utknął porożem w gałęziach. Był tak zmęczony, że stał zdezorientowany przez ponad minutę. W zasadzie rozbawiła mnie ta scena. Normalnie stać by go było urwać pół tego drzewa, a tu proszę ... brak sił, skrajne wyczerpanie.

 Nie miał pomysłu na tę sytuację :)


 Nie zapominał jednak o mnie!
Co jakiś czas zdawał się mówić - widzę Cię człowieku, to twoja chwila szczęścia, normalnie już dawno by mnie tu nie było! Korzystaj zatem. To korzystałem! :)

Czas spędzony w terenie pozwolił mi w pełni docenić unikalność sytuacji.
Dziękowałem duchom lasu za szansę przed jaką mnie postawiły i za hojność w prezentacji uroków Puszczy.

Jedna z ostatnich scen - odchodził spokojnie, choć ja nie pozostałem w spokoju.
Ilość nagromadzonych wrażeń nie pozwoliła mi do końca tego dnia na obejrzenie zdjęć.
Musiałem dać sobie czas na poukładanie w głowie tego co zaszło. Widziałem wiele pięknych scen, byków, rzek i mgieł ... ale tego dnia w postaci niewiarygodnej esencji emocjonalnej po raz pierwszy ujrzałem to wszystko na raz, w jednym kadrze. Przyznaję, że przerastało to moją pojemność na szczęście.
Gdy podnosiłem się na nogi, powtórzyłem w myślach za wielkim fizykiem - Wszechświat istnieje dzięki naszej obserwacji!
Przecież gdyby mnie tam nie było, nie byłoby świadka tego wszystkiego, nie byłoby tego zatem. Istniałoby jedynie jako prawdopodobieństwo zajścia takiej sceny czyli istniałaby w tzw. superpozycji, jak domniemany kot w pudle. Gdy patrzymy na pudło i ktoś powie, że w środku jest kot, to on, ten kot w pudle jest lub go nie ma i dopóki nie zajrzymy, to on tam jednocześnie jest i nie jest. Taka superpozycja, taka superpozycja ...
Trwałość zapamiętywania odwołuje się do emocji. Doskonale pamiętamy co robiliśmy 11 września 2001 r., ale za Chiny Ludowe nikt nie pamięta co robił 11 września zeszłego roku, a nawet i tegoroczny może się już rozcierać w niepamięci :) Mając na uwadze dawkę emocji, jestem przekonany, że długo będę pamiętał tę przygodę.
... superpozycja ...

Nie bez kozery w tytule parafrazuję tytuł książki Arkadego Fiedlera - "Kanada pachnąca żywicą".
Sądzę, że Warmia tą sceną w pełni zasługuje na to porównanie :)





42 komentarze:

  1. To ja znowu pomilczę w zachwycie :-)

    OdpowiedzUsuń
  2. Wspaniałe !!! Myślę Krzysztof, że te chwile były wyjątkowe lecz jestem pewna, że będzie jeszcze wiele takich :) Gratulacje !!! Gdybyś następnym razem potrzebował konia, łodzi, kanapek, wsparcia w przeprawie to dzwoń nawet w nocy a my tymczasem robimy nalewki wszelakie i soki do herbaty i zapraszamy po rykowisku na opowieści do nas :) Danka i Piotr

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. :))) ale miło :) po rykowisku wpadnę na kawę i pyszny jabłecznik ;)

      Usuń
  3. Nic nie powiem....cisza..........

    OdpowiedzUsuń
  4. Krzysiek to jest bez wątpienia Twój rok ,najpierw wilki teraz niesamowite spotkania z jeleniami.Gratuluję i czekam na więcej ,bo bez wątpienia jeszcze uwiecznisz wspaniałe chwile :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Pawle komu jak komu, ale Tobie nie muszę tłumaczyć jak nieprawdopodobne warunki się zbiegły w jednym miejscu. Sesja o tym ładunku estetycznym pewnie już się nie powtórzy, ale próbować warto :)Dzięki.
      Robię sobie 2-3 dni przerwy, muszę "zgłodnieć", na ten moment jestem pełny wrażeń i satysfakcji :) Dziękuję, pozdrawiam!

      Usuń
  5. Krzysztof, śledzę Twego bloga od dwóch lat. Sam trochę wałęsam się po lesie z aparatem. W moim odczuciu ta opowieść, a zwłaszcza zdjęcia chyba najpiękniejsze jakie widziałem. Dziękuję i proszę o jeszcze :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Mariusz, od 2 lat i dopiero się odzywasz! Boję się, że na następny Twój komentarz będę musiał zrobić zdjęcie orła niosącego w szponach liska, który trzyma w pysku kurę, która zniosła jajko i spadające jajko łapie kruk! ;) Dzięki, miło mi. Bedę się starał. Pozdrawiam serdecznie. :)

      Usuń
  6. Odpowiedzi
    1. sometimes one second gives more emotions than years of life without passion

      Usuń
  7. Petarda, jeszcze raz gratulacje. Przeczytałem a właściwie połknąłem. Kawał super mistrzowskiej roboty. Moim zdaniem materiał w pełni zasługuje żeby pokazać go tak pokazywane są materiały najlepszych reporterów/dokumentalistów świata. Pozwolisz że porównam to do książki Ryszarda Kapuścińskiego „Heban”.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. to mocno wygórowane porównanie ale obiecuję na nie zapracować! Szacun :)

      Usuń
  8. Niesłychane to, niewidziane rzeczy!!!!
    Zdjęcie rzeki z rozbłyskiem promieni słonecznych, potem ten jeleń, płynący, wychodzący z wody, przyznaj się, umawiałeś się na to wszystko:-) Dziękuję, że mogę dzięki Tobie oglądać te cuda, podziwiam wszystkie zdjęcia, bo kto, jak nie Ty? to nagroda za świty w lesie, błota, deszcze, pijawki, a najgorsze to chyba opuszczanie ciepłego łóżka o niechrześcijańskiej porze:-) pozdrawiam serdecznie.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Mario nawet nie wiesz jak cieszy mnie fakt, że jako osoba z innej części Polski, zaglądasz tu regularnie. To ja Ci dziękuję!

      Usuń
  9. Coś niesamowitego... Nawet nie wie Pan, jak się wzruszyłem czytając TO. Te zjawiskowe kadry to jedna bajka, ale tekst jest tak świetny, że spokojnie można je ze sobą porównać. Niezwykle przepiękne okoliczności. Ta rzeka o świcie no... cudownie wygląda, a z tak majestatycznym byczkiem jeszcze cudowniej. Kontemplując tak, nad niezwykłością tych scen również się wzruszyłem, a co dopiero czuł Pan, jako bezpośredni świadek tych scen... :) Zdjęcia zachwycają, a tekst porusza... Bajka :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Mateusz, jak już stać nas na taką szczerość, to przyznam, że ta historia wzruszyła mnie dwa razy. Raz gdy tam byłem i obserwowałem cud natury i drugi, gdy czytałem Twój komentarz. Dziękuję! Cieszę się, że Ciebie znam :)

      Usuń
  10. Zaje...e zdjęcia!!! Myślisz ze to byl zwycięzca pojedynku? Ja sobie wczoraj na skraju pola siedziałam i obserwowałam stado łań z młodziakami oraz słuchałam jak w lesie pobliskim byk się szarogęsił. A no i jeszcze straszyłam myśliwego po drugiej stronie pola. Na szczęście skutecznie. Odjechał nim byk z lasu wychynął. Jedno mnie absolutnie zdumiało. Jaki ten byk był glosny. Tupal,łamał gałęzie, ryczał. No po prostu jak kark pod budką z piwem i kolegami. A dwie godziny wcześniej byłam w tym lesie i cichutko było jak makiem siał:))

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Dziękuję! :) Tak, one w tyn czasie są takimi chuliganami nie stroniącymi od walk i potyczek. W ogóle z nimi tak jest, że idę jakąś częścią lasu i cisza, wydaje się, że ich tu nie ma i za chwilę jak nie zaczną, to wszędzie ich pełno :)

      Usuń
  11. 15 milionów w totka to pikuś w porównaniu z tym co Ci się trafiło. Fantastyczna sytuacja i zdjęcia. Ten byk na 11,12,13 czy on ma ranę pod okiem?

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Tak traktuję tę przygodę. Nie, to opisany przeze mnie pod zdjęciem gruczoł zapachowy, tzw. dołek łzowy, który on w trakcie podniety tak rozdyma.

      Usuń
    2. Wszystko dokładnie przeczytałam i obejrzałam i widziałam, że ma te otwory z obu stron, ale tego nie wiedziałam, że to gruczoły i w dodatku pod okiem. Co by nie mówić o jeleniej urodzie to ten szczegół wygląda dość przerażająco.

      Usuń
    3. a widzisz, przez lata oglądania tych zwierząt straciłem to spostrzeżenie, a teraz po Twojej uwadze przyznaję rację, to rzeczywiście dość przerażający detal :)

      Usuń
  12. Jestem pewien, że Matka Natura odwzajemnia ci takimi widokami twoją miłość do przyrody ... fenomenalna opowieść a zdjęcia zwalają z nóg w szczególności te z bykiem wchodzącym do wody.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. jeżeli tak, to traktuję tę wdzięczność natury za najwyższy dar i prezent. Piękniejszego nie umiałbym sobie wyobrazić.

      Usuń
  13. Kwintesencja uroku lasu w piękną pogodę w II połowie września. Byk po walce leczący rany i piekielne zmęczenie w rzece w pierwszych promieniach słońca zjawiskiem niezwykle rzadkim i przepięknym. Wczułam się mocno i aż głęboko westchnęłam z emocji i wruszenia. Chciałabym być na Twoim miejscu, Krzysztofie. Dziękuję i gratuluję!

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Ogromną przyjemnością jest być tam i obserwować w naturze, ale sprawianie Wam przyjemności i możliwość dzielenia się tymi przeżyciami, to druga nie mniejsza radość.

      Usuń
  14. Wspaniale opowiedziana, pachnąca żywicą przygoda ;)

    OdpowiedzUsuń
  15. Zdjęcia ostatniego byka wygrały wszystko. Jelenia w takiej scenerii, na takim zdjęciu, nie widziałam jeszcze i lepszego chyba nie zobaczę, o ile kiedyś znowu nie trafi Ci się jakaś cudowna okazja. Niesamowite spotkanie, niesamowite zwierzę, niesamowite emocje. Gratuluję!!!

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Pati, to bez wątpienia zdjęcia życia i nawet sobie nie roję, że będzie mi dane obserwować coś takiego raz jeszcze, nie ma szans :) Dziękuję i pozdrawiam :)

      Usuń
  16. Kiedyś czytałam, że jakiemuś podróżnikowi w kluczowym momencie jednej z podóży wysiadł aparat fotograficzny. Był zrozpaczony...z początku. Potem odkrył, że to było najlepsze co go w tej podróży spotkało: nie mogąc fotografować, całym sobą, wszystkimi zmysłami znalazł się całkowicie "tu i teraz". Przeżył ten niezwykły moment nie rozpraszany niczym.
    Może w tej niezwykłej scenie jeleniego seksu Tobie też wszechświat podarował taką chwilę.
    Może chodziło właśnie o to by raz w życiu dostać WSZYSTKO.
    ...tak se filozofuję, bo nie chcę plagiatować EwyR o milczeniu nabożnym.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. To prawda i wielokrotnie o tym pisałem - fotografowanie jest czynnością, która odbywa się kosztem "bycia in" obserwacji. Z tego powodu wielu rzeczy nie sfotografowałem. Bywam pazerny, są chwilę, które chcę sam przeżyć. Paradoks jest taki, że te niesfotografowane pamiętam najlepiej. Mózg wie, że do zdjęcia zawsze można wrócić :) Nigdy nie czekam na WSZYSTKO, bo jak mawiają filozofowie hermetycy, Wszystko musi być wszystkim co naprawdę istnieje, inaczej, nie mogłoby być wszystkim! :) (Kybalion) Cieszę się zatem ze strzępków rzeczywistości, a ta akurat była jakby piękniejsza, ciekawsza :)

      Usuń
  17. Gdy byłam małą dziewczynką mój brat przyniósł z lasu małego jelenia. Nie wiedział, że lania uciekła i wróci po niego gdy człowiek odejdzie. Zabrał cielaczka do domu. Osesek dorastał z nami. Pływaliśmy razem w rzece, biegaliśmy po polach i lasach. Zaczął dojrzewać, wyrosły mu pierwsze rogi. Coraz częściej zaczął znikać na kilka dni i tylko czasem wpadał na chwilę. Coraz mniej ufny. Wrócił do siebie. Widziałam go jeszcze kilka razy. Twoja cudowna fotografia przywołała piękne wspomnienia. Dziękuję

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Cieszę się, że te zdjęcia przywołały fajne wspomnienia. Wprawdzie nie należy brać młodych jeleniowatych ale skoro już tak się stało, trzeba przyznać, że masz co wspominać :)

      Usuń
  18. Zamarłam. Po prostu zamarłam. Trudno było doczytać przez zamglone oczy... Doświadczyłam i bardzo za to dziękuję ..

    OdpowiedzUsuń