niedziela, 10 grudnia 2017

Leśny łabędź!

Sobota przebiegała w sposób zaplanowany, acz odległy od moich wieloletnich nawyków.
Otóż rano nie poszedłem do lasu! Nie mogłem w to uwierzyć, ale sam tak postanowiłem.
Uznałem, że trzeba złamać system. Przekonać się jak to jest "nie wziąć działki na czas".
Głód przyszedł szybciej niż się spodziewałem.
Na 17-ą byliśmy zaproszeni do przyjaciół na lampkę wina. Minęła 14-a.
Normalni ludzie na trzy godziny przed wyjściem na kolację nie jadą do lasu.
Normalni, ale nie ja!
Nie wytrzymałem presji i odpaliłem rakiety. Moja żona zna mnie dobrze i co tu dużo gadać, rozumie.
W normalnych rodzinach, gdyby facet na 3 godziny przed wspólnym wyjściem powiedział, że jeszcze skoczy do lasu na zmrok ... no wiecie, co Wam będę pisał :)
Telefon do psychiatry lub rodzinnego psychoanalityka byłby najlżejszym scenariuszem, a w niektórych skrajnych wypadkach synowa mogłaby wykonać najcięższy kaliber telefonu - do teściowej!
Mamo, jak Ty go wychowałaś, to świr, z nim się nie da żyć ... psychopata to komplement!
Takie i inne metafory "synowego odstępstwa od normy" mogłyby jeszcze długo obciążać sieć operatora dawniej znanego jako Telekomunikacja Polska S.A. - marki wprawdzie rozpoznawalnej, ale niekoniecznie lubianej.
Ale moja żona, o nieee, moja żona nawet nie powiedziała - "tylko się nie spóźnij proszę".
Wiadomo było, że prawie się spóźnię czyli przyjadę na ostatnią chwilę! :)))
No, zresztą tu nie mogę nawet mieć do siebie pretensji. Nie z mojej winy przecież, ciemno robi się dopiero o 16-ej, a za widna nikt tak nienormalny jak ja, z lasu nie wyjdzie. No! ;)

I wiecie co?

Ze względu na małą ilość czasu, miałem być gdzie indziej, ale skala zrębów w tych miejscach wygoniłaby z lasu zmumifikowanego mamuta, a co dopiero mnie!
No po prostu coś strasznego. Dziesiątki ton ściętych bali po obu stronach na długich odcinkach leśnych dróg, spowodowały, że ostatecznie i tak pojechałem dalej niż planowałem.
W konsekwencji do zmroku pozostała niecała godzina.
Co ma się dziwnego wydarzyć, zawsze się wydarzy, bez względu na to, o której by człowiek do tego lasu nie wszedł.
Przetarłem oczy ze zdziwienia.
Leśną drogą, jak gdyby nigdy nic,  maszerował młody łabędź!
Ujrzałem taki oto widok:
Długo się zastanawiałem nad jego wyborem miejsca!
Las, mimo tego, że szedł po leśnej drodze, nie stwarza ptakowi tej wielkości, swobody startu.
Łabędzie potrzebują rozbiegu i czasu, by się wznieść. Uznałem, że jakaś "przypadłość" zmusiła go do lądowania w mało przyjaznym środowisku.
Podszedłem, by lepiej ocenić sytuację. Przede wszystkim, by mieć pewność, że nie potrzebuje pomocy.
Na szczęście poderwał się do lotu.
Widok był komiczny, bo nie mając wyboru, korzystał z leśnej drogi jak z pasa startowego.

Wszedłem głębiej do lasu, a głębiej w lesie ... myśliwi!
Po ostatnim wyroku za zabicie niewinnego człowieka, gdy myśliwy dostał zawiasy i 10 tys. odszkodowania, uznałem, że dla takiego wymiaru sprawiedliwości nie będę ryzykował życia. Wiem, że to niezbyt skromne z mojej strony, ale wyceniam się nieco powyżej tego wyroku. Dla świętego spokoju odszedłem.

A dziś?
A dziś, że tak powiem, natłukłem kilometrów, a i tak pozostałem w łabędziowej krainie.
Nie mam pojęcia kto tak zrył kołami leśne drogi. Ktoś tu urządził sobie "Dakar".
To co zastałem to istna masakra! Zniszczone wszystkie drogi między oddziałami! Koleiny, że szok.
W dodatku po szeroko rozrzuconych rozbryzgach widać, że ktoś jeździł agresywnie i szybko.
Oczywiście w poniedziałek zapytam Leśniczego tego obwodu. Serdeczny i życzliwy człowiek. Las przepłoszony do zera. Żadnej, najmniejszej obserwacji. Przykro.

 Usiadłem na plecaku i niemal godzinę czekałem w tym miejscu. To ważne miejsce dla jeleniowatych. Liczyłem na to, że przejdą. Niestety.
Z nudów przyglądałem się fenomenowi samoużyźniania lasu. Opadłe liście to rezerwuar mikro i makroelementów, które zostaną cierpliwie przywrócone glebie. Dobiorą się do nich bakterie i inne mikroby, które w procesach gnilnych uwolnią zmagazynowane minerały. Większość tych procesów wydarzy się pod kołderką śnieżną. Wiosenne deszcze zmyją bogate "soki gnilne" i wprowadzą do gleby.


Dotarłem do rozlewiska. Powstało dzięki inicjatywie leśników w ramach przywracania mechanizmów małej retencji. Szczere ukłony! To miejsce powinno być absolutnie REZERWATEM!

Idąc głębiej w las, spotkałem tego "Kłobuka".
Wieczorem lepiej wiedzieć, że to korzeń :)
Nie da się przecenić roli jaką pełnią takie "korzenne ostańce".


Cały czas słyszałem nad sobą krucze patrole. Są niestrudzone w swojej aktywności.

Bielik zerwał się z sosny, jednak zgapiałem, czyli wybrałem obserwację, nie zdjęcie.

Opuściłem ciemny las i w drodze do domu, zszedłem nad bagnisko.
Szczęśliwie zaczął padać śnieg i pierwsze zdjęcie oddaje nieco urok tej chwili.


W drugim, odległym krańcu bagna, dostrzegłem spore stado krzyżówek.
 Nie chciałem ich płoszyć, zrobiłem zdjęcie z daleka, tym bardziej, że widoczek i tak mi się podobał.



18 komentarzy:

  1. "Opadłe liście to rezerwuar mikro i makroelementów, które zostaną cierpliwie przywrócone glebie. Dobiorą się do nich bakterie i inne mikroby, które w procesach gnilnych uwolnią zmagazynowane minerały. Większość tych procesów wydarzy się pod kołderką śnieżną. Wiosenne deszcze zmyją bogate "soki gnilne" i wprowadzą do gleby." Wystarczy jeden harwester i te liście długo będą wracać do obiegu.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. To prawda Piotrze. Wiesz, miewam i przeżywam takie dylematy, czy pokazując las najpiękniej jak potrafię, przysługuję mu się czy właśnie szkodzę. Robiąc zdjęcia z ostatnich atrakcyjnych fragmentów, w zasadzie czarujemy rzeczywistość, która jest zrębowa, myśliwska, harvesterowa i w ogóle dziurawa. Ale moją powinnością jak większości fotografów jest chyba jednak służba pięknu ... a co mam napisać, co jakiś czas napiszę :)

      Usuń
  2. Co temu łabędziowi przyszło do głowy. Pierwszy raz widzę tego ptaka w środku lasu. Podobają mi się te abstrakcyjne korzenne ostańce. Jest coś pięknego w ich zwyczajności... a raczej niezwykłości! :)
    Mi się dzisiaj bardziej poszczęściło. Udało mi się zobaczyć aż 4 dziki! Nie wiem, jakim cudem one jeszcze żyją...

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Powiem Ci, że za dzikami szczerze tęsknię. Dawno ich nie widziałem. Zazdroszczę :)

      Usuń
  3. Przygoda z łabędziem wywołała mój uśmiech. Jesienny las zmusza do refleksji a wtargnięcie nieprzyjaznych intruzów na kołach zawsze budzi mój sprzeciw i gniew. Co do tolerancji wyjść z domu mężczyzn, mam doświadczenie z domu rodzinnego i mojego. Mądre kobiety dają radę :-).

    OdpowiedzUsuń
  4. Zazdroszczę żony, miło by było gdyby z męskiej części świata tacy też się znaleźli. Dziwny ten łabędź, coś złego musiało się stać wcześniej, nie dość że dziwne miejsce to jeszcze sam biedak. Ja dziś łaziłam po lasach w okolicy Rusi, tam to dopiero poza rezerwatem drogi zryte przez zrywkowe machiny, jedne wielkie bagniste koleiny. Ale u mnie przynajmniej dziś myśliwych nie było ;)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Okolice Rusi - lasy mojej młodości :) Spędziłem w nich studenckie lata :) Teraz tez tam zaglądam, ale niezbyt często.

      Usuń
  5. Te bagna i rozlewiska są fantastyczne! Uwielbiam takie miejsca w środku lasu :). A ciekawe, co też tego łabądka przepłoszyło aż do lasu, może myśliwi, a może wcześniej ci szaleńcy, którzy rozjeździli las?
    Czytając o tym rozjeżdżonym i przepłoszonym do zera lesie przypomniałam sobie o reklamach czegoś w rodzaju gwizdków odstraszających leśną zwierzynę - montuje się to w samochodzie, żeby ostrzegać mieszkańców lasu, że nieostrożny kierowca jedzie. Ja mam poważne obawy, że ten wynalazek spowoduje zniknięcie fauny przy traktach bardziej uczęszczanych przez tak uzbrojone pojazdy. Ciekawa jestem Twojego zdania w tej materii.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Zwierzyna przyzwyczaja się do różnych bodźców. Podchodzi pod same gospodarstwa, a ostatnio widziałem tropy jelenia na cmentarzu komunalnym. Kiedyś zwierzyna bała się dźwięku pojazdów, po prostu, do gwizdków też się przyzwyczai. Tak sądzę. Jeżeli nie, to lepiej, żeby uciekała niż miałaby ginąć.

      Usuń
    2. To prawda. Sarny przychodzą do mnie na podwórze regularnie. Przyciągają je głównie jabłonie. Dziki teź się pojawiają, głównie właśnie zimą. No, jelenie to już rzadziej. Podchodzą głównie w rykowisko. Pochwalę się teź, że widziałem płomykówkę z okna pokoju! Zwierzęta przyzwyczajają się, ponieważ w pobliżu siedzib ludzkich często znajdują atrakcyjny pokarm. Zaś drogi przecinają lasy, uniemożliwiając im wędrówki. Ludzie muszą zrozumieć, że to my wtargnęliśmy na ich terytoria.

      Usuń
    3. Pod mój dom też kiedyś podchodziły sarny i bażanty, pewnego razu młody jelonek pasł się w truskawkach, ale w ostatnich latach osiedle się mocno rozbudowało i niestety przyroda musiała ustąpić...

      Usuń
  6. Ten łabędź wygląda jakby miał swój cel w tej wizycie w lesie. Może też był umówiony ale wcześniej postanowił skoczyć na chwilę do lasu :-)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. To fakt, jego wizyta była zaskakująca ale może nie przypadkowa. Prawdą jest, że to młodzieniec, wszystkim się interesuje, jak to młodzież. Próbuje, sprawdza, zagląda tu i tam :)

      Usuń
  7. Nastrój późnej jesieni fantastyczny.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. A dziękuję, dziękuję, przynajmniej o to las zadbał tym razem :)

      Usuń
  8. Bardzo fajnie napisane. Jestem pod wrażeniem i pozdrawiam.

    OdpowiedzUsuń